[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Strach ciÄ™ nie oblatuje?
Jozupaitis nie wie, kto przyjdzie. Jeden z naszych ludzi, powiedziano.
Tedy wyjdzie ci na spotkanie. Na skraju lasu, przy parewis, tam będzie
na ciebie czekał, za wodopojem. Czy aby pamiętasz jeszcze, co masz mu
powiedzieć?
Wyszedłeś już ze wsi. Zdaje mi się, że robi się chłodniej. Nie tak
nagle, żeby aż spojrzeć w górę albo przystanąć, a więc nie ma wiatru,
który by mógł powiać komuś w twarz lub w plecy, tylko: robi się chłodno,
między łopatkami i w dół wzdłuż kręgosłupa przelatują ciareczki, jakby
się dookoła człowieka pootwierały okna i drzwi, zrazu nieznacznie,
ale potem rozrasta się czysty powiew dokoła i zamienia się w ciężkie,
paraliżujące powietrze, które cię teraz otacza, woda, ale nieważka, i
zaczyna być jaśniej, niepostrzeżenie coraz jaśniej, rozpływająca się
szarość lgnie do skroni, widzisz już nad sobą drzewa, dachy, sklepienia,
z których spływa jak gdyby oddech, i widzisz otwartą przestrzeń, płaskie
pastwiska, nad którymi rozpościera się jasność.
A tam już ciągnie się rzeka, jeszcze mroczna, zagrzebana w klinach
nawijających jej się chaszczów, dopiero ze wzrostem światła zacznie
bieleć i rozbłyśnie.
Szosa przecina ją żelaznym mostem na dwu kamiennych filarach,
jak już przecięła parę sadzawek i rowów. Po lewej strojnie wyłania się ta
rzeka z mgieł dostrzegalnych teraz na tle czerni lasu, i sunie na południe,
ku głównemu nurtowi, mijając miejsce, gdzie ktoś ma stać i czekać, i dalej
w dół ku ujściu, skąd pochodzą wszystkie wichry w tym kraju. Tam, gdzie
ma stać ów drugi i oczekiwać was obydwu, a nie jednego bez drugiego:
Jozupaitisa i ciebie.
Jedno ze wzgórz wcześniej, na prawo od szosy, dokąd biegnie
ścieżka i wspiąwszy się na nie przybywa pod drewnianą bramę, za którą
zebrał się las cienkoramiennych krzyży, rzekłbyś do wymarszu w dół na
szosę, wzgórze to otrząsnęło ze siebie wrony, co były na drzewach, niby
zeszłoroczne zeschłe listowie, i wysłało je stadami. Te dzielą się na grupy,
na pojedynczych milczących zwiadowców, na latające tam i z powrotem
patrole łączności, które wykrakują swoje meldunki liczniejszym grupom
czołówki, a wreszcie na sunącą wolniej zwartą masę. Zladem człowieka,
który idzie w dole, szosą, nieco chwiejnie nadal i gadając do siebie,
dąży przestworzem rozłopotana, wielorako rozczłonkowana armia,
dąży dysonans przeciągłego krzyku, przerywany, ale wciąż na tej samej
wysokości tonu, jednostajny, narastający. Teraz niżej, nad drzewami szosy,
przeganiają go, poprzedzają, spadając coraz niżej, na wieś ciągnącą się
pod lasem na lewo od szosy, tam gdzie wznosi siÄ™ brzeg rzeki piaszczysty,
nikle zarosły, gdzie właśnie budzą się ptaki, z krótkim wołaniem, do
pierwszego lotu nad wodÄ…. Litewskie ptaki.
Robi się jasno. Będziesz się musiał pośpieszyć. Przez most w prawo,
do lasu. MijajÄ…c jedynÄ… zagrodÄ™.
Pies cię usłyszał, miota się na łańcuchu, odprowadza cię awanturą.
Nic sobie z tego nie rób, biegnij, jeżeli chcesz. Tak, biegnij! Nie czekaj na
drogÄ™, od razu skrajem lasu.
Oto parewis. Rów. Czarny pas olch. Aąka. Z której wyrasta w stronę
lasu nie porośnięte wzgórze. A za nim wodopój.
Sarny, które tam stały wznosząc głowy nad przybrzeżne opary,
znikają, kiedy okrążasz wzgórze. Tam stoi Jozupaitis, oto jest.
StojÄ™ tu od czterech godzin.
Dziś jeszcze będzie pan odstawiony do Niemiec. Bez sprzeciwów, tak
mam panu powtórzyć.
Jak to do Niemiec, mówi Jozupaitis.
O nic nie pytać, powiada tamten. Rozpina kurtkę, zgrzał się przedtem.
Nie rozumiem tego, mówi Jozupaitis. Wszędzie teraz te bijatyki.
Ja się do tego nie nadaję. Myślałem, że wstępuję do stowarzyszenia
kulturalnego.
Do niemieckiego stowarzyszenia. Führer tak mówi.
Niech mi pan da spokój z paÅ„skim führerem. Jozupaitis odwraca siÄ™ i
chce wrócić do lasu. Czyżby to było wszystko?
Idziesz ze mnÄ…, Jozupaitis.
Co ten człowiek ma takiego w głowie? Jozupaitis na poły się odwrócił.
Co pan powiedział?
Widzi pan, panie Jozupaitis, ja mam polecenie, nic więcej, tylko to, co
panu powiedziałem.
Raz już uległeś, Jozupaitis, ulegniesz i po raz wtóry. Idziesz ku rzece [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Strach ciÄ™ nie oblatuje?
Jozupaitis nie wie, kto przyjdzie. Jeden z naszych ludzi, powiedziano.
Tedy wyjdzie ci na spotkanie. Na skraju lasu, przy parewis, tam będzie
na ciebie czekał, za wodopojem. Czy aby pamiętasz jeszcze, co masz mu
powiedzieć?
Wyszedłeś już ze wsi. Zdaje mi się, że robi się chłodniej. Nie tak
nagle, żeby aż spojrzeć w górę albo przystanąć, a więc nie ma wiatru,
który by mógł powiać komuś w twarz lub w plecy, tylko: robi się chłodno,
między łopatkami i w dół wzdłuż kręgosłupa przelatują ciareczki, jakby
się dookoła człowieka pootwierały okna i drzwi, zrazu nieznacznie,
ale potem rozrasta się czysty powiew dokoła i zamienia się w ciężkie,
paraliżujące powietrze, które cię teraz otacza, woda, ale nieważka, i
zaczyna być jaśniej, niepostrzeżenie coraz jaśniej, rozpływająca się
szarość lgnie do skroni, widzisz już nad sobą drzewa, dachy, sklepienia,
z których spływa jak gdyby oddech, i widzisz otwartą przestrzeń, płaskie
pastwiska, nad którymi rozpościera się jasność.
A tam już ciągnie się rzeka, jeszcze mroczna, zagrzebana w klinach
nawijających jej się chaszczów, dopiero ze wzrostem światła zacznie
bieleć i rozbłyśnie.
Szosa przecina ją żelaznym mostem na dwu kamiennych filarach,
jak już przecięła parę sadzawek i rowów. Po lewej strojnie wyłania się ta
rzeka z mgieł dostrzegalnych teraz na tle czerni lasu, i sunie na południe,
ku głównemu nurtowi, mijając miejsce, gdzie ktoś ma stać i czekać, i dalej
w dół ku ujściu, skąd pochodzą wszystkie wichry w tym kraju. Tam, gdzie
ma stać ów drugi i oczekiwać was obydwu, a nie jednego bez drugiego:
Jozupaitisa i ciebie.
Jedno ze wzgórz wcześniej, na prawo od szosy, dokąd biegnie
ścieżka i wspiąwszy się na nie przybywa pod drewnianą bramę, za którą
zebrał się las cienkoramiennych krzyży, rzekłbyś do wymarszu w dół na
szosę, wzgórze to otrząsnęło ze siebie wrony, co były na drzewach, niby
zeszłoroczne zeschłe listowie, i wysłało je stadami. Te dzielą się na grupy,
na pojedynczych milczących zwiadowców, na latające tam i z powrotem
patrole łączności, które wykrakują swoje meldunki liczniejszym grupom
czołówki, a wreszcie na sunącą wolniej zwartą masę. Zladem człowieka,
który idzie w dole, szosą, nieco chwiejnie nadal i gadając do siebie,
dąży przestworzem rozłopotana, wielorako rozczłonkowana armia,
dąży dysonans przeciągłego krzyku, przerywany, ale wciąż na tej samej
wysokości tonu, jednostajny, narastający. Teraz niżej, nad drzewami szosy,
przeganiają go, poprzedzają, spadając coraz niżej, na wieś ciągnącą się
pod lasem na lewo od szosy, tam gdzie wznosi siÄ™ brzeg rzeki piaszczysty,
nikle zarosły, gdzie właśnie budzą się ptaki, z krótkim wołaniem, do
pierwszego lotu nad wodÄ…. Litewskie ptaki.
Robi się jasno. Będziesz się musiał pośpieszyć. Przez most w prawo,
do lasu. MijajÄ…c jedynÄ… zagrodÄ™.
Pies cię usłyszał, miota się na łańcuchu, odprowadza cię awanturą.
Nic sobie z tego nie rób, biegnij, jeżeli chcesz. Tak, biegnij! Nie czekaj na
drogÄ™, od razu skrajem lasu.
Oto parewis. Rów. Czarny pas olch. Aąka. Z której wyrasta w stronę
lasu nie porośnięte wzgórze. A za nim wodopój.
Sarny, które tam stały wznosząc głowy nad przybrzeżne opary,
znikają, kiedy okrążasz wzgórze. Tam stoi Jozupaitis, oto jest.
StojÄ™ tu od czterech godzin.
Dziś jeszcze będzie pan odstawiony do Niemiec. Bez sprzeciwów, tak
mam panu powtórzyć.
Jak to do Niemiec, mówi Jozupaitis.
O nic nie pytać, powiada tamten. Rozpina kurtkę, zgrzał się przedtem.
Nie rozumiem tego, mówi Jozupaitis. Wszędzie teraz te bijatyki.
Ja się do tego nie nadaję. Myślałem, że wstępuję do stowarzyszenia
kulturalnego.
Do niemieckiego stowarzyszenia. Führer tak mówi.
Niech mi pan da spokój z paÅ„skim führerem. Jozupaitis odwraca siÄ™ i
chce wrócić do lasu. Czyżby to było wszystko?
Idziesz ze mnÄ…, Jozupaitis.
Co ten człowiek ma takiego w głowie? Jozupaitis na poły się odwrócił.
Co pan powiedział?
Widzi pan, panie Jozupaitis, ja mam polecenie, nic więcej, tylko to, co
panu powiedziałem.
Raz już uległeś, Jozupaitis, ulegniesz i po raz wtóry. Idziesz ku rzece [ Pobierz całość w formacie PDF ]