[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze w ogniu.
Tymczasem gwiazdy pobladły. Z mgły i szarych barw półświtu kształty zaczęły występo-
wać coraz wyrazniej.
Dniało.
Zwiatło w izbie, gdzie siedział Wilk, zagasło, skrzypnęły drzwi  Wilk wyszedł i pobu-
dziwszy parobków, ruszył z nimi do roboty.
To był dobry znak.
Gdy wreszcie rozwidniło się zupełnie, jedno spojrzenie na twarz Wilka przekonywało, że
był uratowany.
Twarz jego była dość blada (nie spał całą noc), ale spokojna lubo poważna. Może było w
niej nawet coś ostrego. Jednak nie osiwiał, ani ołysiał, ani się pochylił, ani nawet nie był
smutny. Po godzinie pracy nikt by go nie odróżnił od wczorajszego i codziennego Wilka. O
ósmej wrócił do domu i jadł dobrze.
116
mezalians  (z franc.) małżeństwo niedobrane, nieodpowiednie, w pojęciu arystokracji
małżeństwo z osobą  niższego pochodzenia .
117
umbrelka  (z franc.) zasłona na lampę; zasłonka.
28
Parobcy zauważyli jednak, że tego dnia nie był zbyt cierpliwy; ale on i zawsze niezbyt był
cierpliwy. Wieczorem znów pojechał do Strączka w sprawie połamanych drzewek i znów
odpowiedziano mu, że pana nie ma. Wilk domyślał się, że go nie przyjmują, ponieważ jednak
nazajutrz była niedziela, sądził, że złapie Strączka i rozmówi się z nim po kościele.
Niestety! nie przewidywał, co z tej rozmowy wyniknie. Już w czasie sumy Wilk zauważył,
że zebrani obywatele zamiast zwykłych pogawędek i polowań woleli patrzeć na niego i szep-
tać między sobą tajemniczo. Strączek przyjechał pózniej i, o ile Wilk mógł zmiarkować,
przyjechał pijany. Za jego przybyciem spojrzenia i szepty zwiększyły się.
Wkrótce domysły Wilka zaczęły się wyjaśniać. Wyszedłszy z kościoła spostrzegł, że obie
strony ścieżki, przez którą miał przechodzić, zajmowali panowie Sztumnicki, Chłodno, dwaj
Hoszyńscy, Golibrodzki, Skomornicki, na środku zaś ścieżki stał Strączek z miną bezczelną i
wyzywającą.
Wilkowi żywiej uderzyło serce:  O przez wszystkich bogów!  pomyślał  nie radzę im te-
raz wchodzić mi w drogę .
 Teraz , to Znaczyło: po onegdajszym zerwaniu z Lucy. Wilk jako ongi Hamlet118 czuł, że
w nim teraz jest coś niebezpiecznego.
 No, cóż mości kolonisto!  zawołał Strączek  wygrałeś sprawę?
Wilk pobladł.
 Panie Strączek!  odrzekł głosem, któremu na próżno usiłował nadać ton spokojny  pa-
nie Strączek, wyrażenia twoje mogą być niebezpieczniejsze dla ciebie niż dla mnie.
 Ha! ha! ha!  zaśmiał się nienaturalnie Strączek.  Pytałem, co ci się należy? Doniosłeś,
że to ja łamałem drzewka.
 Ha! ha! ha!  zabrzmiało w chórze.
Wilkowi oczy błysnęły jak u prawdziwego wilka.
 Panie Strączek! chwila jeszcze, a nie odpowiadam za siebie.
 Ah! cela devient curieux!119  zawołał hrabia Sztumnicki.
 Co ci się należy!  pytam  zresztą milczeć!
 A ty mi z drogi! i wy wszyscy, jak tu jesteście.
 Co? co? Ty śmiesz tak mówić? A oto ci zapłata! oto za drzewka! oto jeszcze rubel na
wódkę!
Strączek rzucił w oczy Wilka garść pieniędzy. Krew nie woda! Niby uderzenie piorunu
ozwał się policzek... Strączek padł jak długi.
 Nikczemnicy!  krzyknął Wilk.
Zrobił się popłoch niemały: Sztumnicki zgubił okulary  inni panowie połamali kapelusze;
mówiły złe języki, że Hoszyńscy z takim pośpiechem wsiadali do karety, że w środku uderzyli
o siebie głowami. Wieczorem przyjechał do Wilka Skomornicki jako sekundant120 Strączka.
Hoszyńscy odmówili mu podobno tej przysługi. Wilk zgodził się na pojedynek.
 Pojedynek ten  pisał do przyjaciela  spadł na mnie niespodzianie. Mimo wszystkiego,
co przeciw pojedynkom mówią, w wielu kwestiach nie znajduję innego rozwiązania. Z tym
wszystkim kłopot to dla mnie niemały. Mniejsza, że nigdy nie umiałem strzelać, a dziś mniej
niż kiedykolwiek, ale ani wiem skąd wezmę świadka. Ciebie nawet nie. proszę  wiem, że
twoje zasady nie pozwalają na to. W okolicy mam tylko nieprzyjaciół, a nie mogę przecie
wezwać którego z moich parobków, bo rzecz nie chodzi o kije. Zmiłuj się, przyślij mi kogo z
Warszawy! Chciałbym rzecz skończyć jak najprędzej. Sądzę, że to zle się skończy dla jednego
118
Hamlet  bohater tragedii pod tymże tytułem napisanej przez wielkiego dramaturga an-
gielskiego Szekspira; tu: człowiek niezdecydowany, chwiejny.
119
(franc.) Ach, to zaczyna być ciekawe!
120
sekundant  (z łac.) świadek pojedynku.
29
z nas, ale chyba by sprawiedliwości nie było, żeby w walce między mną a Strączkiem  zwy-
cięstwo miało paść na jego stronę. Na wszelki jednak wypadek chcę być w porządku, dlatego
posyłam ci kopię testamentu. Bądz zdrów i zmiłuj się, dawaj świadka, bo nie wiem, co zro-
bię .
Ale wypadek wyprowadził Wilka z kłopotu. Tegoż dnia otrzymał list od pana Ludwika, w
którym ten ostatni zrzekał się stanowczo czytelni, obiecywał wyrzucić ją w błoto. On wie, że
Wilk jest zdrajcą, że zamierzał wydrzeć mu Kamilę  ale nic z tego! W końcu dawał do zro-
zumienia, że gdyby Wilk chciał dochodzić orężem  tych tu słów , to on, tj. pan Ludwik, go-
tów stanąć na żądanie.
Równało się to prawie wyzwaniu. Wilk uśmiechnął się i rzucił list do ognia, ale po krót-
kim namyśle siadł i odpisał w ten sposób:
 Dziecko jesteś, panie Ludwiku. Nikt nie myśli się z tobą strzelać; czytelni zaś może nie
wyrzucisz na ulicę, jeśli zechcesz pofatygować się do mnie dziś, o co licząc na twój honor i
poczciwe serce, najmocniej cię upraszam .
W parę godzin potem pan Ludwik przybył istotnie do Mżynka  Wilk powitał go serdecz-
nie.
Czekałem na pana z niecierpliwością.
 O co chodzi?
 Ze wszystkich ludzi, których poznałem w tej okolicy, cenię cię, panie Ludwiku, najwię-
cej; tyś przynajmniej nie zepsuty aż do szpiku kości. Podaj mi rękę i słuchaj.
 O co chodzi panie dobrodzieju?
Wilk opowiedział wypadek ze Strączkiem, po czym rzekł:
 Liczę na pana, że zechcesz być moim świadkiem. Nie mam tu nikogo w okolicy; wszy-
scy mnie nienawidzą i wszyscy prześladują.
 A! jak to być może?
 Jednak, cóż ja komu złego zrobiłem; pracowałem jak wół, chcąc polepszyć w okolicy
gospodarstwo, a te pieniądze, za które stoi czytelnia, od ust sobie odjąłem. Czego ja chciałem,
panie Ludwiku? do czegom dążył?
Pan Ludwik uznał za stosowne odpowiedzieć cokolwiek, ale poprzestał na tej uwadze.
 Patrz!  mówił dalej Wilk.  W innych stronach kwitnie wszystko rozumem, ładem, do-
statkiem, wznosi się rolnictwo, wznosi się przemysł, budują fabryki, ludzie pracują, czytają,
myślą; wszyscy dążą do tego, co rozumne i dobre  błogosławią naukę i pracę, a u nas co?
Wilk zaczął się stopniowo ożywiać i na twarz wystąpiły mu rumieńce; mówił z żarem.
 U nas męty, zło i niemoralność: lenistwo i pycha u góry, ciemnota u dołu. Toż patrz, kto
u nas zamożny? kto szczęśliwy? kto choć spokojny? Jedni wydają życie po groszu na gnu-
śnych i marnych zachciankach, drudzy choć i pracują  to łzy i pot im zapłatą, bo pracują nie-
umiejętnie. Więc czegóżem ja chciał? czy chciałem własnych korzyści? czy znalazłem między
wami szczęście? Jeślim wam mówił: porzućcie karty, butelki, bilard, próżniactwo! jeślim
ostatni grosz łożył na czytelnię, jeślim wołał: pracujcie, pracujcie, w nauce przyszłość, w na-
uce wam własne dobro! to, panie Ludwiku, czy własny interes mną powodował? A no, spoj-
rzyj i tu (Wilk pchnął ręką okno i ukazał na pola mżynieckie), widzisz, jak zielenią się pola,
jak szumi zboże. Patrz! wszędzie znać żelazną pracę. Pamiętasz, że Mżynek był ruderą, a dziś
powiedz, gdzie rozkwit podobny? Z dumą powiadam: jam to uczynił, a Boga biorę na świad-
ka, że nie dla siebie pracowałem od świtu do nocy, nie dla siebie przelewałem pot chodząc za [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl