[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Verena pobladła, jej dłonie ściskające framugę zbielały.
- A, tu pan jest!
- Rozumiem - wyszeptała. Wzięła głęboki oddech
Verena drgnęła, starając się uwolnić z ramion Brando-
i opuściła ręce po bokach. - Dziękuję, musiałam wiedzieć.
na, ale przytrzymaÅ‚ jÄ… mocno, obrzucajÄ…c sÅ‚ugÄ™ wyzywa­
Brandon zrobiÅ‚ krok do przodu, bardziej zaniepokojo­
jÄ…cym spojrzeniem.
ny, niż był gotów przyznać.
Herberts się zaczerwienił.
- Vereno... - Jego głos brzmiał jak zgrzyt zardzewiałej
- ProszÄ™ wybaczyć, milady, ale przyszedÅ‚ z wizytÄ… pa­
bramy.
ni brat. Czeka na dole.
- Będę ostrożna. - Rozprostowała plecy. - Muszę się
210
211
ubrać. Możesz tu zaczekać, jeśli chcesz. James i ja zaraz
Zbliżył się do łóżka, żeby wziąć stojące przy nim buty.
wyjeżdżamy.
PrzeÅ›cieradÅ‚a i koÅ‚dra byÅ‚y skotÅ‚owane, poduszki rozrzu­
Posłała mu ostatni, uprzejmy uśmiech, zniknęła w ubie-
cone. Uśmiechnął się na wspomnienie chytrej miny Vere-
ralni i zamknęła za sobą drzwi.
ny, gdy przyszpilona przez niego do materaca próbowała
Brandon ruszył w ich stronę, ale po dwóch krokach się
się uwolnić.
zatrzymał. Odprawiła go. Chłodno i bez śladu emocji.
Humor trochÄ™ mu siÄ™ poprawiÅ‚. Nie byÅ‚o sensu mar­
Wiedział wszystko o uprzejmym odprawianiu. Sam tak
twić się o przyszłość. Z pewnością znajdą listę i zrobią, co
postępował przez większą część swojego dorosłego życia.
muszą. Do tego czasu upłynie tydzień, może dwa. Wyjrzał
Lepiej nie być tym, któremu bardziej zależy. Brandon
na korytarz, by się upewnić, że w pobliżu nie ma Herbert-
znał zasady i żył zgodnie z nimi. Ale po raz pierwszy to
sa, po czym wyszedł z sypialni Vereny i cicho opuścił dom.
kobieta go odtrąciła.
SÅ‚oÅ„ce przedarÅ‚o siÄ™ przez chmury i zdążyÅ‚o ogrzać po­
Do diabÅ‚a, co teraz? ZacisnÄ…Å‚ szczÄ™ki, zgarnÄ…Å‚ swoje rze­
wietrze. Brandon zatrzymaÅ‚ siÄ™ na najniższym stopniu i ro­
czy i zaczął się ubierać. Oboje muszą koniecznie znalezć
zejrzaÅ‚ po ulicy. Wszystko wydawaÅ‚o siÄ™ Å›wieże. UÅ›miech­
tÄ™ listÄ™. I co wtedy? Verena bÄ™dzie walczyć na Å›mierć i ży­
nÄ…Å‚ siÄ™ do siebie i cisnÄ…Å‚ monetÄ™ ulicznikowi w obszarpanym
cie, żeby bronić brata, i szczerze mówiąc, nie mógł jej za
granatowym płaszczu, stojącemu obok powozu.
to winić. On też dla swojego zrobiłby wszystko.
ChÅ‚opak sprawdziÅ‚ monetÄ™ zÄ™bami, wymamrotaÅ‚ po­
Jak zatem spełnić obietnicę daną Wychamowi? Zdawało
dziękowanie, schował ją do kieszeni i odszedł.
siÄ™, że wÄ™zeÅ‚ jest nie do rozplatania. ZresztÄ… nawet gdyby je­
Brandon wsiadł do powozu. Jedną rzecz wiedział na
mu i Verenie udaÅ‚o siÄ™ dojść do porozumienia w sprawie li­
pewno. Póki James przebywaÅ‚ w Londynie, Verenie gro­
sty Humforda, zostawała jeszcze kwestia ich wzajemnych
ziło niebezpieczeństwo, dlatego on zamierzał być częściej
stosunków.
obecny w jej życiu.
PragnÄ…Å‚ jej. ChciaÅ‚ jÄ… mieć przy sobie nie tylko przez kil­
St. Johnowie zawsze dbali o bliskich. I przez ten czas,
ka godzin, ale rano, w poÅ‚udnie i w nocy. Pożądanie siÄ™ wy­
choćby krótki, Verena bÄ™dzie należaÅ‚a do niego, w każ­
pali, zawsze tak się działo. Ale tymczasem... Jeszcze nigdy nie
dym rozkosznym calu.
czuÅ‚ równie silnej żądzy. Nigdy nie doÅ›wiadczyÅ‚ takiej gorÄ…­
cej namiętności połączonej z czymś jeszcze... może czułością.
Ze smutkiem potrząsnął głową, wiążąc krawat. Drzwi
sąsiedniego pokoju otworzyły się i zamknęły. Potem na
korytarzu rozlegÅ‚y siÄ™ kroki stÅ‚umione przez gruby chod­
nik. Verena minęła sypialniÄ™ i zeszÅ‚a po schodach, szelesz­
cząc spódnicami.
Brandon usłyszał szmer głosów w holu, a następnie
trzask drzwi wyjściowych.
212
UcieszyÅ‚ siÄ™, ale nie dawaÅ‚a mu spokoju myÅ›l, że powi­
nien szybko podjąć jakieÅ› zdecydowane dziaÅ‚anie. Prze­
wracał stronice, bezmyślnie patrząc na ogłoszenia.
W koÅ„cu ze zniecierpliwieniem odÅ‚ożyÅ‚ gazetÄ™ i wy­
ciągnął przed siebie nogi. Musi znalezć tę przeklętą listę.
17
Zarówno ze względu na Verenę, jak i Wychama. Ale co
zrobi, gdy już jÄ… bÄ™dzie miaÅ‚? ZmarszczyÅ‚ brwi. Może spo­
rzÄ…dzi kopiÄ™ i...
Nie żyÅ‚bym inaczej, gdybym byÅ‚ bogatym czÅ‚owie­
- Brandon?
kiem. Mam skromne potrzeby. Jedyne, czego pragnÄ™, to
- Roger! - wychrypiał i natychmiast pomasował gardło.
duży dom, piękne powozy, najlepsze konie, eleganckie
Było za wcześnie na okrzyki.
stroje, loża w operze blisko książęcej, mistrz kuchni, so­
Wycham staÅ‚ przed nim blady i zmÄ™czony, w pognie­
lidne kieszonkowe i jedna czy dwie kochanki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl