[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O co ci chodzi?
- O tę piekielną sukienkę. - Wskazałam palcem na obmierzłego manekina. - Nic nie działa.
Jenna wzruszyła ramionami.
- No to nie idz na bal.
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie. Ona nie szła, więc nie rozumiała, dlaczego mnie tak na tym
zależy. Ja w sumie też nie do końca to rozumiałam, aczkolwiek zapewne istniał tu
spory związek z Archerem w smokingu.
Nie miałam jednak ochoty wyjawiać tego Jennie.
- Nie chodzi o bal, chodzi o zasadę. Powinnam umieć rzucić to zaklęcie. Nie jest wcale takie
trudne.
- Może ktoś przeklął twojego manekina - zażartowała, wracając do swojej mangi.
Moja ręka powędrowała do kieszeni i zacisnęła się na niewielkim przedmiocie, który niemal
wypalał mi dziurę w podszewce.
Kiedy Alice zaproponowała zaczarowanie sukni Elodie, z początku absolutnie odmówiłam.
- Wywalą mnie za rzucanie czarów na inną uczennicę -powiedziałam jej.
- Ale to nie będziesz ty - upierała się Alice - tylko ja. Ty tylko będziesz posłańcem, że tak
powiem.
To mnie przekonało, ale muszę przyznać, że poczułam się nieco słabo, kiedy Alice sięgnęła
do kieszeni i wydobyła stamtąd maleńką kostkę, zapewne jakiegoś ptaka. To, że nosiła kości
w kieszeniach, zasadniczo powinno mnie śmiertelnie wystraszyć, ale zdążyłam już
przywyknąć do jej dziwactw. Podobnie jak naszyjnik, który od niej dostałam pierwszego
wieczora, kość lśniła słabą poświatą w jej dłoni. I Podała mi ją z uśmiechem.
- Wystarczy, że wsuniesz to w rąbek jej sukni.
- Mam powiedzieć jakieś specjalne zaklęcie czy coś w tym rodzaju?
- Nie. Kość sama będzie wiedziała, co zrobić.
Przypomniały mi się jej słowa, kiedy obracałam teraz
w palcach maleńki gładki przedmiot Miałam go od tygodnia, ale nadal nie użyłam. Alice
obiecała mi, że koić tylko zamieni kolor sukni Elodie na jakiś okropny, kiedy dziewczyna ją
włoży. Nie brzmiało to więc bardzo zle. Ale mimo wszystko niepokoiłam się. Każde zaklęcie,
jakie kiedykolwiek na kogoś rzucałam, psuło się, a chociaż nie znosiłam Elodie, nie chciałam
jej przez przypadek zrobić krzywdy. Kość pozostawała więc wciąż w mojej kieszeni.
Ale skoro nie zamierzałam jej użyć, czemu jej nie wyrzuciłam?
Wstałam z łóżka, wzdychając ponownie, i podeszłam do manekina. Mimo że nie miał głowy,
wydawało mi się, że kpi sobie ze mnie samą swoją obecnością. Jakby mówił: I co, ciućmo?
Wolę już nosić poszewkę niż którąkolwiek z zaprojektowanych przez ciebie paskudnych
sukienek".
- Zamknij się - mruknęłam. Położyłam mu ręce na biodrach i ponownie skupiłam się
najmocniej, jak potrafiłam. -Błękitna, ładna, proszę... - wymamrotałam.
Materiał zafalował mi pod palcami i natychmiast zamienił się we wściekle niebieski,
wyszywany cekinami kostium nadający się w najlepszym razie na zawody łyżwiarstwa
figurowego.
- Nie, nie, nie! - krzyknęłam, waląc pięściami w manekina tak mocno, że obrócił się na
stojaku.
Jenna podniosła wzrok znad książki.
Niezle boksujesz. ~ Niestety to nie pomaga - burknęłam.
Boże, co jest ze mną nie w porządku? Rzucałam znacznie poważniejsze zaklęcia niż to i
nigdy, przenigdy nie wychodziły tak fatalnie.
- Mówię ci - oznajmiła Jenna - że masz zaklętego manekina. Nikomu nie idzie aż tak zle.
- Wiem - odrzekłam, opierając głowę o manekin. - Nawet Sarah Williams, która jest chyba
najmarniejszą czarownicą, jaką w życiu spotkałam, wyczarowała bardzo ładną czerwoną
sukienkę. Nie aż tak wymyślną jak Elodie, ale...
Urwałam, czując nagłą pustkę w żołądku.
To rzeczywiście nie miało sensu, żebym ja właśnie miała tyle kłopotów z zaklęciem
tworzącym suknię. Może Jenna miała rację, może mój manekin jest zaklęty.
Przycisnęłam jeszcze raz ręce do poszewki, ale tym razem nie myślałam o sukience.
- Pokaż się - powiedziałam po prostu.
Przez moment nic się nie działo. Nie byłam pewna, czy powinnam czuć ulgę czy
rozczarowanie.
A następnie bardzo powoli na przodzie sukienki pojawiły się dwa błyszczące odciski dłoni w
89
kolorze jasnego burgunda bądz też rozcieńczonego wina.
Poczułam ulgę, ale szybko stłumiła ją fala zimnej złości.
- Jak to zrobiłaś? - spytała Jenna spoza moich pleców. Przyklękła na łóżku, gapiąc się na
ślady dłoni.
- To zaklęcie ujawniające - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - Pozwala sprawdzić, czy
przedmiot był traktowany magią.
- Przynajmniej teraz wiesz, że nie jesteś beznadziejną czarownicą.
Przytaknęłam, ale wewnętrznie trzęsłam się z wściekłości. Myślałam, że jestem do niczego, a
to wszystko była sprawka Elodie. No bo kogo innego? Kto inny mógłby chcieć mieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
O co ci chodzi?
- O tę piekielną sukienkę. - Wskazałam palcem na obmierzłego manekina. - Nic nie działa.
Jenna wzruszyła ramionami.
- No to nie idz na bal.
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie. Ona nie szła, więc nie rozumiała, dlaczego mnie tak na tym
zależy. Ja w sumie też nie do końca to rozumiałam, aczkolwiek zapewne istniał tu
spory związek z Archerem w smokingu.
Nie miałam jednak ochoty wyjawiać tego Jennie.
- Nie chodzi o bal, chodzi o zasadę. Powinnam umieć rzucić to zaklęcie. Nie jest wcale takie
trudne.
- Może ktoś przeklął twojego manekina - zażartowała, wracając do swojej mangi.
Moja ręka powędrowała do kieszeni i zacisnęła się na niewielkim przedmiocie, który niemal
wypalał mi dziurę w podszewce.
Kiedy Alice zaproponowała zaczarowanie sukni Elodie, z początku absolutnie odmówiłam.
- Wywalą mnie za rzucanie czarów na inną uczennicę -powiedziałam jej.
- Ale to nie będziesz ty - upierała się Alice - tylko ja. Ty tylko będziesz posłańcem, że tak
powiem.
To mnie przekonało, ale muszę przyznać, że poczułam się nieco słabo, kiedy Alice sięgnęła
do kieszeni i wydobyła stamtąd maleńką kostkę, zapewne jakiegoś ptaka. To, że nosiła kości
w kieszeniach, zasadniczo powinno mnie śmiertelnie wystraszyć, ale zdążyłam już
przywyknąć do jej dziwactw. Podobnie jak naszyjnik, który od niej dostałam pierwszego
wieczora, kość lśniła słabą poświatą w jej dłoni. I Podała mi ją z uśmiechem.
- Wystarczy, że wsuniesz to w rąbek jej sukni.
- Mam powiedzieć jakieś specjalne zaklęcie czy coś w tym rodzaju?
- Nie. Kość sama będzie wiedziała, co zrobić.
Przypomniały mi się jej słowa, kiedy obracałam teraz
w palcach maleńki gładki przedmiot Miałam go od tygodnia, ale nadal nie użyłam. Alice
obiecała mi, że koić tylko zamieni kolor sukni Elodie na jakiś okropny, kiedy dziewczyna ją
włoży. Nie brzmiało to więc bardzo zle. Ale mimo wszystko niepokoiłam się. Każde zaklęcie,
jakie kiedykolwiek na kogoś rzucałam, psuło się, a chociaż nie znosiłam Elodie, nie chciałam
jej przez przypadek zrobić krzywdy. Kość pozostawała więc wciąż w mojej kieszeni.
Ale skoro nie zamierzałam jej użyć, czemu jej nie wyrzuciłam?
Wstałam z łóżka, wzdychając ponownie, i podeszłam do manekina. Mimo że nie miał głowy,
wydawało mi się, że kpi sobie ze mnie samą swoją obecnością. Jakby mówił: I co, ciućmo?
Wolę już nosić poszewkę niż którąkolwiek z zaprojektowanych przez ciebie paskudnych
sukienek".
- Zamknij się - mruknęłam. Położyłam mu ręce na biodrach i ponownie skupiłam się
najmocniej, jak potrafiłam. -Błękitna, ładna, proszę... - wymamrotałam.
Materiał zafalował mi pod palcami i natychmiast zamienił się we wściekle niebieski,
wyszywany cekinami kostium nadający się w najlepszym razie na zawody łyżwiarstwa
figurowego.
- Nie, nie, nie! - krzyknęłam, waląc pięściami w manekina tak mocno, że obrócił się na
stojaku.
Jenna podniosła wzrok znad książki.
Niezle boksujesz. ~ Niestety to nie pomaga - burknęłam.
Boże, co jest ze mną nie w porządku? Rzucałam znacznie poważniejsze zaklęcia niż to i
nigdy, przenigdy nie wychodziły tak fatalnie.
- Mówię ci - oznajmiła Jenna - że masz zaklętego manekina. Nikomu nie idzie aż tak zle.
- Wiem - odrzekłam, opierając głowę o manekin. - Nawet Sarah Williams, która jest chyba
najmarniejszą czarownicą, jaką w życiu spotkałam, wyczarowała bardzo ładną czerwoną
sukienkę. Nie aż tak wymyślną jak Elodie, ale...
Urwałam, czując nagłą pustkę w żołądku.
To rzeczywiście nie miało sensu, żebym ja właśnie miała tyle kłopotów z zaklęciem
tworzącym suknię. Może Jenna miała rację, może mój manekin jest zaklęty.
Przycisnęłam jeszcze raz ręce do poszewki, ale tym razem nie myślałam o sukience.
- Pokaż się - powiedziałam po prostu.
Przez moment nic się nie działo. Nie byłam pewna, czy powinnam czuć ulgę czy
rozczarowanie.
A następnie bardzo powoli na przodzie sukienki pojawiły się dwa błyszczące odciski dłoni w
89
kolorze jasnego burgunda bądz też rozcieńczonego wina.
Poczułam ulgę, ale szybko stłumiła ją fala zimnej złości.
- Jak to zrobiłaś? - spytała Jenna spoza moich pleców. Przyklękła na łóżku, gapiąc się na
ślady dłoni.
- To zaklęcie ujawniające - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - Pozwala sprawdzić, czy
przedmiot był traktowany magią.
- Przynajmniej teraz wiesz, że nie jesteś beznadziejną czarownicą.
Przytaknęłam, ale wewnętrznie trzęsłam się z wściekłości. Myślałam, że jestem do niczego, a
to wszystko była sprawka Elodie. No bo kogo innego? Kto inny mógłby chcieć mieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]