[ Pobierz całość w formacie PDF ]
agowała. Nabrałem przekonania, że i tym razem nic z niej nie wyciągnę, ponieważ nie widziałem żadnych
innych sposobów jak te, którymi się już przecież posługiwałem. Wreszcie postanowiłem ją sprowokować.
Jeśli i to zawiedzie pomyślałem wówczas spasuję. W końcu nie mam przecież nic przeciw niej
oprócz nazwiska w notesie Ignatowicza.
Dlaczego go pani zabiła? rzuciłem
Spojrzała na mnie spod wpółprzymkniętych powiek. Nie poruszyła się, nie drgnęła.
Nie chce mi pani powiedzieć? No, cóż rozłożyłem ręce wobec tego ja pani opowiem pewną
historyjkę. Może akurat zaciekawi?... Powiedzmy, że wyglądało to tak. Pewnego dnia uroczy, inteligentny
pan około czterdziestki poznaje młodą dziewczynę. Przedstawia się jako filmowiec, operator czy reżyser,
nieważne. Pokazuje legitymację. Dziewczyna nie wie bo i skąd że dokument jest sfałszowany, a ele-
gancki pan nigdy nie miał i nie ma nic do czynienia z filmem. Proponuje udział w filmie, zachęca perspek-
tywą kariery. Któraż z młodych dziewczyn oprze się tak kuszącym propozycjom?
Relacjonowałem Izie, prawie dokładnie, historię opowiedzianą mi przez Lilę i po raz pierwszy od
początku rozmowy zauważyłem, że słucha, przestała być tak denerwująco obojętna. Ciągnąłem więc szybko
dalej.
By jednak zagrać w filmie, trzeba przejść przez procedurę próbnych zdjęć. Dziewczyna się godzi,
wyjeżdża w plener. Pan każe się rozebrać dziewczyna oponuje, pan, że tak 'trzeba, bo teraz w filmie akurat
taka moda. Dziewczyna jest niegłupia, być może coś jej w tym momencie świta, ale okoliczności oddale-
nie, las, obcy mężczyzna, który wszak w każdej chwili może się stać grozny sprawiają, że robi to, czego
się od niej żąda. Tak powstają pornograficzne zdjęcia, które...
Dość, słyszy pan? Dość, niech pan przestanie! podniosła dłonie zwinięte w pięści i przycisnęła
nimi uszy. Nie chcę już dłużej tego słuchać! Nie mogę! Niech mi pan da wreszcie spokój! Po raz
pierwszy, odkąd ją poznałem, rozpłakała się. Szlochała na cały głos jak małe dziecko i jak małe też dziecko
nie miała chusteczki. Wyjąłem ze służbowego biurka paczkę własnych, ligninowych, podałem kilka. Wytar-
ła nos i rzuciła mi spojrzenie spod zaczerwienionych powiek.
Czyżby nawiązywała się jednak między nami jakaś nić porozumienia? pomyślałem.
Raz jeszcze pociągnęła nosem.
Tak było? spytałem cicho. Tak panią zmusił do tego?
-Niezupełnie tak odrzekła. Nie był sam. Byli we dwójkę. O tym drugim powiedział, że to jego
pomocnik. Asystent. Do ustawiania świateł, aparatów, obsługi technicznej. Zabawne, ale to mnie najbardziej
upewniło, że mam do czynienia rzeczywiście z prawdziwymi filmowcami.
Jak wyglądali? Może ich pani opisać?
Spojrzała na mnie z pewnym zdziwieniem.
Myślałam, że pan wie... Ten pierwszy to ten... No, wie pan, ten, którego zdjęcia mi pan pokazywał.
Ignatowicz to już wiedziałem.
A drugi? zapytałem.
Drugi był nieco starszy, nic specjalnego. Ach, nie! Utykał na jedną nogę. Tak, wyraznie utykał. Kie-
dy robili zdjęcia, wydawało mi się, że to raczej on gra tutaj pierwsze skrzypce. Wszystko ustawiał, komen-
derował, przyniósł ze sobą koc. Gruby koc w charakterystyczny deseń. Pózniej właśnie na tym kocu...
Nie chciała więcej powiedzieć, ale i tak się domyśliłem. Widziałem przecież ów koc ns niejednym
zdjęciu. Jego deseń jakieś arabskie budowle, minarety, czy-coś w tym rodzaju miał zapewne dodawać
fotografiom swoistego ..pieprzyku".
Dlaczego pani nic nikomu pózniej nie powiedziała? Choćby rodzicom? Albo nie poszła na milicję?
Poruszyła głową.
Nie mogłam odparła. Myśli pan, że by mi ktokolwiek uwierzył? Nawet nie zapamiętałam nu-
meru samochodu, tak byłam zdenerwowana. Kto by mi też uwierzył, że to wbrew mojej woli? Ich było
dwóch, nawet gdybym ich kiedyś rozpoznała, zawsze mogli powiedzieć, że chciałam, że dostałam za to tyle
i tyle pieniędzy. Czy pan sobie wyobraża, co za kompromitacja dla dziewczyny? Przeżycie dla rodziców? A
jakby się dowiedzieli w szkole? Nie. Zresztą powiedziała z pewnym wahaniem cieszyłam się wtedy,
że to się tylko tak skończyło. Ale byłam głupia!
Zauważyłem, że zbiera siły, by dopowiedzieć mi ciąg dalszy.
Nie pamiętam, czy już panu mówiłam, że ten młodszy, nazwiska do tej pory nie znam, zapisał wtedy
mój adres, datę urodzenia, liceum, do którego chodzę. Mówił, że będzie to potrzebne do sporządzenia umo-
wy... Po pewnym czasie otrzymałam list pisany na maszynie i jedną z moich fotografii z lasu. Wie pan, o co
chodziło?
Skinąłem potakująco.
Szantaż?
Coś w tym rodzaju. %7łe do dnia tego a tego mam wpłacić trzy tysiące złotych na podane nazwisko
na poste restante w tym a w tym urzędzie pocztowym.
Czy to było może nazwisko: Ignatowicz? zapytałem. Albo %7łak? Kazimierz %7łak?
Nie. Jakieś inne, ale nie powiem panu teraz, jakie. Zarówno list, jak i pózniejszy kwit przekazu od
razu spaliłam i starałam się o tym w ogóle nie pamiętać. Sądziłam zresztą, że to już koniec.
Jakże mógł to być koniec? pomyślałem. Gdyby była starsza; bardziej obyta i mniej dziewczęco na-
iwna, zapewne wiedziałaby, że dla szantażysty końca nie ma. Jest tylko początek.
Kiedy przyszedł drugi list?
Mniej więcej po miesiącu. Zawierał kolejne zdjęcia i zapowiedz, że jeśli nie wpłacę żądanej sumy.
fotografie zostaną przesłane rodzicom i do szkoły. Co miałam robić? Głos jej się załamał. Zapłaciłam
nowe trzy tysiące. Poprzednio poświęciłam wszystkie oszczędności z książeczki. Miałam odłożone na narty,
chciałam jechać w zimie do Zakopanego. Teraz, w tajemnicy przed rodzicami, sprzedałam aparat fotogra-
ficzny. Pieniądze wysłałam.
Nigdy się pani nie interesowała, co się z nimi działo? Nie chodziła pani sprawdzić, kto je odbiera?
Nie. Znienawidziłam cały świat, wszystko mi zobojętniało. Przestało mi zależeć na szkole, na kole-
gach. Przestałam się uczyć. Chciałam zapomnieć. Któryś z kolegów zauważył mój nastrój. Powiedział, że
ma coś dla mnie, co mnie rozweseli i zobojętni na życiowe problemy. Dal mi jakieś tabletki. Wzięłam, rze-
czywiście pomogły. Spróbowałam jeszcze raz... Pózniej jeszcze... Brnęłam coraz dalej, a nie widziałam od-
wrotu. Dostałam trzeci list. Zabrałam matce pierścionek z szuflady, sprzedałam. Jej ukochany pierścionek,
okropnie rozpaczała. Czułam się strasznie. Czy mogłam jednak coś powiedzieć? Coraz częściej myślałam o
samobójstwie.
Nadszedł kolejny list?
A po co? W tym trzecim zapowiedziano, że odtąd co miesiąc, aż do ukończenia szkoły, będę płacić
ulgową", jak to określono, taryfę specjalnie dla uczennic", czyli 1.500 zł. Pózniej ulegnie ona podwyż-
szeniu. Jeśli się choć trochę opóznię z regulowaniem należności, wówczas moje zdjęcia dotrą tam, gdzie
trzeba, więc powinnam wszystko sobie rozważyć.
I jaką decyzję pani podjęła?
%7łe płacić nie będę. Trudno, niech się dzieje co chce. Niech mnie wyrzucą ze szkoły, a rodzicom ja-
koś wytłumaczę. Może uwierzą.
Słusznie pochwaliłem ale dlaczego dopiero teraz, nie wcześniej?
A pan by na moim miejscu zrobił inaczej? odrzekła pytaniem na pytanie.
No więc dobrze odezwałem się. Załóżmy, że wierzę i że wszystko, co mi tu pani opowiedziała,
jest prawdą...
Absolutnie przycisnęła obie ręce co piersi, gestem przysięgi.
Jakoś nie mogę jednak pogodzić z tym pani pózniejszej reakcji. Skąd ten desperacki krok? Jeśli by- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
agowała. Nabrałem przekonania, że i tym razem nic z niej nie wyciągnę, ponieważ nie widziałem żadnych
innych sposobów jak te, którymi się już przecież posługiwałem. Wreszcie postanowiłem ją sprowokować.
Jeśli i to zawiedzie pomyślałem wówczas spasuję. W końcu nie mam przecież nic przeciw niej
oprócz nazwiska w notesie Ignatowicza.
Dlaczego go pani zabiła? rzuciłem
Spojrzała na mnie spod wpółprzymkniętych powiek. Nie poruszyła się, nie drgnęła.
Nie chce mi pani powiedzieć? No, cóż rozłożyłem ręce wobec tego ja pani opowiem pewną
historyjkę. Może akurat zaciekawi?... Powiedzmy, że wyglądało to tak. Pewnego dnia uroczy, inteligentny
pan około czterdziestki poznaje młodą dziewczynę. Przedstawia się jako filmowiec, operator czy reżyser,
nieważne. Pokazuje legitymację. Dziewczyna nie wie bo i skąd że dokument jest sfałszowany, a ele-
gancki pan nigdy nie miał i nie ma nic do czynienia z filmem. Proponuje udział w filmie, zachęca perspek-
tywą kariery. Któraż z młodych dziewczyn oprze się tak kuszącym propozycjom?
Relacjonowałem Izie, prawie dokładnie, historię opowiedzianą mi przez Lilę i po raz pierwszy od
początku rozmowy zauważyłem, że słucha, przestała być tak denerwująco obojętna. Ciągnąłem więc szybko
dalej.
By jednak zagrać w filmie, trzeba przejść przez procedurę próbnych zdjęć. Dziewczyna się godzi,
wyjeżdża w plener. Pan każe się rozebrać dziewczyna oponuje, pan, że tak 'trzeba, bo teraz w filmie akurat
taka moda. Dziewczyna jest niegłupia, być może coś jej w tym momencie świta, ale okoliczności oddale-
nie, las, obcy mężczyzna, który wszak w każdej chwili może się stać grozny sprawiają, że robi to, czego
się od niej żąda. Tak powstają pornograficzne zdjęcia, które...
Dość, słyszy pan? Dość, niech pan przestanie! podniosła dłonie zwinięte w pięści i przycisnęła
nimi uszy. Nie chcę już dłużej tego słuchać! Nie mogę! Niech mi pan da wreszcie spokój! Po raz
pierwszy, odkąd ją poznałem, rozpłakała się. Szlochała na cały głos jak małe dziecko i jak małe też dziecko
nie miała chusteczki. Wyjąłem ze służbowego biurka paczkę własnych, ligninowych, podałem kilka. Wytar-
ła nos i rzuciła mi spojrzenie spod zaczerwienionych powiek.
Czyżby nawiązywała się jednak między nami jakaś nić porozumienia? pomyślałem.
Raz jeszcze pociągnęła nosem.
Tak było? spytałem cicho. Tak panią zmusił do tego?
-Niezupełnie tak odrzekła. Nie był sam. Byli we dwójkę. O tym drugim powiedział, że to jego
pomocnik. Asystent. Do ustawiania świateł, aparatów, obsługi technicznej. Zabawne, ale to mnie najbardziej
upewniło, że mam do czynienia rzeczywiście z prawdziwymi filmowcami.
Jak wyglądali? Może ich pani opisać?
Spojrzała na mnie z pewnym zdziwieniem.
Myślałam, że pan wie... Ten pierwszy to ten... No, wie pan, ten, którego zdjęcia mi pan pokazywał.
Ignatowicz to już wiedziałem.
A drugi? zapytałem.
Drugi był nieco starszy, nic specjalnego. Ach, nie! Utykał na jedną nogę. Tak, wyraznie utykał. Kie-
dy robili zdjęcia, wydawało mi się, że to raczej on gra tutaj pierwsze skrzypce. Wszystko ustawiał, komen-
derował, przyniósł ze sobą koc. Gruby koc w charakterystyczny deseń. Pózniej właśnie na tym kocu...
Nie chciała więcej powiedzieć, ale i tak się domyśliłem. Widziałem przecież ów koc ns niejednym
zdjęciu. Jego deseń jakieś arabskie budowle, minarety, czy-coś w tym rodzaju miał zapewne dodawać
fotografiom swoistego ..pieprzyku".
Dlaczego pani nic nikomu pózniej nie powiedziała? Choćby rodzicom? Albo nie poszła na milicję?
Poruszyła głową.
Nie mogłam odparła. Myśli pan, że by mi ktokolwiek uwierzył? Nawet nie zapamiętałam nu-
meru samochodu, tak byłam zdenerwowana. Kto by mi też uwierzył, że to wbrew mojej woli? Ich było
dwóch, nawet gdybym ich kiedyś rozpoznała, zawsze mogli powiedzieć, że chciałam, że dostałam za to tyle
i tyle pieniędzy. Czy pan sobie wyobraża, co za kompromitacja dla dziewczyny? Przeżycie dla rodziców? A
jakby się dowiedzieli w szkole? Nie. Zresztą powiedziała z pewnym wahaniem cieszyłam się wtedy,
że to się tylko tak skończyło. Ale byłam głupia!
Zauważyłem, że zbiera siły, by dopowiedzieć mi ciąg dalszy.
Nie pamiętam, czy już panu mówiłam, że ten młodszy, nazwiska do tej pory nie znam, zapisał wtedy
mój adres, datę urodzenia, liceum, do którego chodzę. Mówił, że będzie to potrzebne do sporządzenia umo-
wy... Po pewnym czasie otrzymałam list pisany na maszynie i jedną z moich fotografii z lasu. Wie pan, o co
chodziło?
Skinąłem potakująco.
Szantaż?
Coś w tym rodzaju. %7łe do dnia tego a tego mam wpłacić trzy tysiące złotych na podane nazwisko
na poste restante w tym a w tym urzędzie pocztowym.
Czy to było może nazwisko: Ignatowicz? zapytałem. Albo %7łak? Kazimierz %7łak?
Nie. Jakieś inne, ale nie powiem panu teraz, jakie. Zarówno list, jak i pózniejszy kwit przekazu od
razu spaliłam i starałam się o tym w ogóle nie pamiętać. Sądziłam zresztą, że to już koniec.
Jakże mógł to być koniec? pomyślałem. Gdyby była starsza; bardziej obyta i mniej dziewczęco na-
iwna, zapewne wiedziałaby, że dla szantażysty końca nie ma. Jest tylko początek.
Kiedy przyszedł drugi list?
Mniej więcej po miesiącu. Zawierał kolejne zdjęcia i zapowiedz, że jeśli nie wpłacę żądanej sumy.
fotografie zostaną przesłane rodzicom i do szkoły. Co miałam robić? Głos jej się załamał. Zapłaciłam
nowe trzy tysiące. Poprzednio poświęciłam wszystkie oszczędności z książeczki. Miałam odłożone na narty,
chciałam jechać w zimie do Zakopanego. Teraz, w tajemnicy przed rodzicami, sprzedałam aparat fotogra-
ficzny. Pieniądze wysłałam.
Nigdy się pani nie interesowała, co się z nimi działo? Nie chodziła pani sprawdzić, kto je odbiera?
Nie. Znienawidziłam cały świat, wszystko mi zobojętniało. Przestało mi zależeć na szkole, na kole-
gach. Przestałam się uczyć. Chciałam zapomnieć. Któryś z kolegów zauważył mój nastrój. Powiedział, że
ma coś dla mnie, co mnie rozweseli i zobojętni na życiowe problemy. Dal mi jakieś tabletki. Wzięłam, rze-
czywiście pomogły. Spróbowałam jeszcze raz... Pózniej jeszcze... Brnęłam coraz dalej, a nie widziałam od-
wrotu. Dostałam trzeci list. Zabrałam matce pierścionek z szuflady, sprzedałam. Jej ukochany pierścionek,
okropnie rozpaczała. Czułam się strasznie. Czy mogłam jednak coś powiedzieć? Coraz częściej myślałam o
samobójstwie.
Nadszedł kolejny list?
A po co? W tym trzecim zapowiedziano, że odtąd co miesiąc, aż do ukończenia szkoły, będę płacić
ulgową", jak to określono, taryfę specjalnie dla uczennic", czyli 1.500 zł. Pózniej ulegnie ona podwyż-
szeniu. Jeśli się choć trochę opóznię z regulowaniem należności, wówczas moje zdjęcia dotrą tam, gdzie
trzeba, więc powinnam wszystko sobie rozważyć.
I jaką decyzję pani podjęła?
%7łe płacić nie będę. Trudno, niech się dzieje co chce. Niech mnie wyrzucą ze szkoły, a rodzicom ja-
koś wytłumaczę. Może uwierzą.
Słusznie pochwaliłem ale dlaczego dopiero teraz, nie wcześniej?
A pan by na moim miejscu zrobił inaczej? odrzekła pytaniem na pytanie.
No więc dobrze odezwałem się. Załóżmy, że wierzę i że wszystko, co mi tu pani opowiedziała,
jest prawdą...
Absolutnie przycisnęła obie ręce co piersi, gestem przysięgi.
Jakoś nie mogę jednak pogodzić z tym pani pózniejszej reakcji. Skąd ten desperacki krok? Jeśli by- [ Pobierz całość w formacie PDF ]