[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znaczy, że można wam przekazać sprawę.
 Sprawę czego?  uniósł do góry brwi Tadeusz.
 Upozorowania wypadku Zwolińskiego poprzez ogłuszenie go i zepchnięcie w przepaść. Chrobik
chodzi po górach jak zegarek, prowadził kiedyś tymi szlakami dziesiątki wycieczek. Był aż nadto zaintere-
sowany, żeby ten proces nic trwał dłużej. Gdyby wycofał pozew, wyglądałoby to na 'przyznanie się do winy.
Poza tym zdawał sobie sprawę, że taki manewr nic by nie dal. Andrzej był twardym zawodnikiem. Wycofa-
nie pozwu przez Chrobika jeszcze bardziej by go zdopingowało do deptania mu po piętach. Na rozprawie
dziesiątego stycznia miał wyciągnąć coś, co Chrobika mogło pogrążyć. Może już macie ten fakt w ręku, nie
wiedząc nawet o tym, może nie. W każdym razie Chrobik wówczas nie mógł dopuścić do jego ujawnienia.
Dlatego musicie sprawdzić, dokąd wybrał się cztery dni przed sylwestrem.
8
Pociąg wlókł się jak nieszczęście, coraz to stając pod semaforami. Nie mogłem spać. Kiedy przyjecha-
liśmy wreszcie na Centralny, było już po dziewiątej. Ela urzędowała na uczelni. Zostawiła mi kartkę, żebym
posprzątał w pokoju i kupił coś do jedzenia.
Zrobiłem sobie kąpiel. Dopiero teraz poczułem zmęczenie. Nastawiłem budzik na trzecią i zapadłem w
łóżko.
Przeciągły dzwonek długo nie mógł postawić mnie na nogi. Wyciągając na oślep rękę, starałem się
wyłączyć terkoczący  traktor". Ale dzwonek powtarzał się, krótkimi urywanymi sygnałami. Zrozumiałem:
to dzwonił telefon. Półprzytomny zerknąłem na zegarek: była za kwadrans trzecia. Mój drugi dzień nic wy-
darzonego urlopu. Za trzy godziny muszę być na lotnisku. Telefon ciągle dzwonił. Podniosłem słuchawkę.
 Aączę Zakopane  usłyszałem szumy i trzaski, spoza których rozpoznałem głos Tadka. Po chwili
mówi! już głośno i wyraznie:
 Mam dla ciebie dwie wiadomości. Pierwsza: Chrobik ma dom w Krakowie na Podgórzu na inne na-
zwisko. Ustalili to właśnie przedwczoraj dzięki anonimowi, który wpłynął do milicji. Uchodził dotąd za bar-
dzo mocnego, ale jego aresztowanie rozplatało języki. Sprawa krakowska j:st ważna dlatego, że tam jeszcze
żyją ludzie, którzy go pamiętają z czasów okupacji, kiedy już administrował tą posesją. To jest dom po ja-
kichś %7łydach, którzy wyjechali tuż przed wybuchem wojny, sprzedając mu całą nieruchomość. Sąsiedzi dają
głowę, że przez całą wojnę Chrobik (dla nich Chwaściński) nie ruszał się z tego domu. Na partyzantkę,
aresztowania przez gestapo, obozy i bohaterskie ucieczki nic miał raczej czasu. I to by było jedno. Co do
drugiego, to, niestety, przykro mi, ale spudłowałeś. Chrobik od 10 grudnia ubiegłego roku do czwartego
stycznia leżał " w szpitalu w Zakopanem. Operacja wyrostka robaczkowego z powikłaniami. Sprawdzaliśmy
to dokładnie: wypisali go ze szpitala czwartego rano. Był tam cały czas. Przykro mi, stary.
Za oknem lało. Miałem jeszcze do zrobienia te cholerne zakupy, a wolałem nie natknąć się na Elkę,
której musiałem w tej chwili zbyt wiele tłumaczyć. Zacząłem wciągać sweter.
Część III W IMIENIU PRAWA
1
W hallu Międzynarodowego Dworca Lotniczego na Okęciu falował tłum. Zapowiadali odloty samolo-
tów do Moskwy, Aten i Pragi. Od dłuższe go czasu wpatrywałem się w monitor z godzinami przylotów,
ale samolotu z Bagdadu nadal nic było, mimo że upłynęło już piętnaście minut od chwili, gdy powinien wy-
lądować.
Myślałem. Koncepcja z Chrobikiem okazała się całkowitym niewypałem. Przegrałem na całej linii; to,
czego byłem pewny, rozleciało się w mgnieniu oka, jak składany regał z Pułtuska, który niedawno kupiłem.
Nic pozostało mi w ręku nic. Jedyną szansę stanowił Amerski, który dziś właśnie wracał z Bagdadu, gdzie
analizował warunki pracy polskich załóg budujących cukrowmie w Iraku. Reportaże Amerskkgo były rów-
nic budujące, jak nasze eksportowe osiągnięcia. Dwa z nich,. nadesłane do redakcji drogą teleksową, zdąży-
łem przeczytać.
Zapadł już zmierzch. Wyszedłem na taras i obserwowałem start wielkiego  Ha", lecącego do Moskwy.
Kołował długo po pasie, potem znieruchomiał w narastającym huku, aż wreszcie ruszył. Nabierając szybko-
ści płynnie, niemal niedostrzegalnie oderwał się od ziemi niczym wielki, spasiony żuk.
Gdzieś z prawej strony, błyskając światłami, podchodził do lądowania samolot. Przez megafony zapo-
wiedzieli opózniony przylot z Bagdadu. Ku kołującej w kierunku budynku dworca sylwecie niespiesznie
ruszył autobus  LOT u".
Amerskiego poznałem od razu. Jeszcze w redakcji przyjrzałem się dokładnie jego zdjęciu, na którym
odbierał nagrodę za swój najnowszy tom reportaży. Wysoki, barczysty, opalony na brąz, sial teraz przy wyj-
ściu z komory' celnej, przekrzykując się z jakimś pędrakiem, pewnie synem. Towarzyszyła im młoda kobie-
ta, którą już wcześniej widziałem na tarasie. Poczułem się jak intruz, który za chwilę wtargnie w cudze życic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl