[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostrzegł jej, ponieważ stała w cieniu dębu.
- Poszliśmy do dużego domu, tatusiu - wyjaśniła Catherine - ale nie
przeszkadzaliśmy jej. Poczekaliśmy, aż skończy dyżur.
- To była miła niespodzianka - wtrąciła Julia pośpiesznie, widząc
zmarszczone czoło Adama. - To ładnie ze strony Catherine, że chciała mi
podziękować od razu.
RS
27
- I chciałam pokazać Julii mój pokój, i poduszkę Teda, i moje lalki, i...
- Catherine, bardzo chciałabym obejrzeć twoje skarby, ale może innym
razem - przerwała Julia, zanim Adam zdążył otworzyć usta. - Muszę się
przebrać i zjeść kolację.
Adam patrzył na nią przez chwilę, potem przeniósł wzrok na córkę.
- Zaprosimy siostrę Maynard innym razem - oznajmił spokojnie. -
Dziękuję, że je siostra odprowadziła. Davidzie, widzę, że zdążyłem na twoją
kąpiel. Pozwolimy Zlicznotce pójść do domu.
- Nie możesz mówić  siostra Maynard", tatusiu, skoro my nazywamy ją
Julia - zaprotestowała Catherine.
Ku zdziwieniu Julii, uniknął odpowiedzi, udając, że nie słyszy.
- Czy Shandy jadł już kolację? - zapytał. Julia pomyślała, że to wyratuje
go z opresji.
- Do widzenia, Catherine - powiedziała. - Cześć, Davidzie. Zanim
skręciła na ścieżkę, obejrzała się. Adam Brent wchodził
na werandę, trzymając dzieci za ręce. Pies biegł przy nich w radosnych
podskokach. Na jedną chwilę Adam Brent przestał być dalekim, czasem
wrogim, a ostatnio niepokojącym człowiekiem. Był po prostu mężczyzną z
dwójką małych dzieci - mężczyzną, na którego w małym domku powinna
czekać żona.
Idąc przez ogród, Julia rozmyślała o Adamie. Jego życie z pewnością nie
jest łatwe. I bardzo samotne.
Meg zadzwoniła następnego wieczora z wiadomością, że przylatuje z
Ryanem i Nickiem w czwartek w nocy.
- Zciśle rzecz biorąc, w piątek o świcie. Lądujemy o jakiejś nieludzkiej
godzinie - czwartej nad ranem, zdaje się. Ryan i Nick będą wykończeni.
Teraz Ryan jest jeszcze na urazowym, ale Nick przyjął już ostatni poród.
- A ty? - zapytała Julia. Perspektywa zobaczenia Meg i dwóch młodych
kolegów poprawiła jej humor. - Ciągle na operacyjnym?
- Tak, ale jestem w dobrej formie, nie martw się. Zaszalejemy - uspokoiła
ją Meg. - Nie musisz po nas wyjeżdżać na lotnisko. Ryan ma kuzyna w
Camps Bay. Zatrzymamy się u niego.
Umówiły się na piątkowy wieczór, po dyżurze Julii.
- Zabawimy się - powiedziała radośnie Meg.
Julia odkryła ze zdumieniem, że cieszą ją przygotowania do wyjścia -
prysznic, układanie włosów, wybór między niebieską sukienką na
ramiączkach a białą, wyciętą w łódkę pod szyją. Niebieska, zdecydowała. I
rozpuszczone włosy.
RS
28
Okazało się, że kuzyn Ryana jest nie tylko szczęśliwym posiadaczem
bungalowu przy plaży w Camps Bay, ale również powozika plażowego i
nim właśnie dowiózł Meg i dwóch lekarzy na spotkanie z Julią.
- Dokąd pojedziemy? - zapytała Julia po powitaniu.
- Do Waterfront w porcie - powiedział Ryan. - Podobno jest to serce
Kapsztadu. Mój kuzyn zna jakiś świetny klub jazzowy i kreolską knajpę,
gdzie można potańczyć.
Julia nie była nigdy w Waterfront, a tej nocy rzeczywiście panowała tam
wakacyjna atmosfera. Słuchali jazzu, jedli w kreolskiej restauracji, tańczyli i
spacerowali po molo wśród przycumowanych jachtów.
- Kto wie, czy nie zobaczymy stąd fok, bo księżyc świeci dosyć jasno. -
Nick objął Julię w talii. - Szkoda, że prom nie kursuje nocą. Można by
wyśledzić jakieś stadko.
Wydawało im się, że dostrzegają ciemne głowy pośród grzywaczy, ale
nawet przy jasnym świetle księżyca trudno było mieć pewność, że to foki.
- Przydałoby się nam coś takiego w Durbanie - zauważyła Meg.
- Wiesz, Julio, mogłabym się przyzwyczaić do Kapsztadu, jeśli jest tu
więcej takich miejsc. Co dalej? Jesteśmy przecież turystami. Gdzie tu się
można zabawić, poza Waterfront, oczywiście?
- Nie wiem - przyznała Julia po chwili zastanowienia. - Moi znajomi
prowadzą spokojne życie - praca, dom, praca. W gruncie rzeczy tylko
Prudence jest młoda, ale odkładają z narzeczonym każdy grosz. Myślę, że
ludzie chodzą na plaże albo na wycieczki w góry. Och, prawda! Jest jeszcze
Szlak Winny! Musimy to koniecznie zobaczyć.
Znalezli się z powrotem w jasnej i tłocznej części nabrzeża.
- Wydaje mi się, że miejscowi też tu przychodzą. To nie mogą być tylko
turyści.
- Ludzie, z którymi pracujesz, nie przychodzą tu wieczorami?
- zapytał Ryan.
- Nie sądzę. - Przed oczami przesunął się jej niepokojący obraz Adama
Brenta wchodzącego do domu z dziećmi i psem.
Przy kawie omówili plan rozrywek na następny dzień, potem odwiezli
Julię do Halvey House.
- Zwykle nie padam tak prędko - Ryan ziewnął szeroko - ale wykończył
mnie ten nocny lot. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl