[ Pobierz całość w formacie PDF ]
college'u. Brzytwa jego dziadka i rzemień do jej ostrzenia w oryginalnym
cynowym pojemniku z ornamentami na brzegach. Diament, który do kogoś
należał, ale nie mogę sobie przypomnieć do kogo.
Niektóre spośród tych prezentów po prostu porozdaję, inne zastawię w
lombardzie i zaraz po wyjściu na zewnątrz podrę wszystkie pokwitowania.
Pamiątki rodowe zwrócę, zapakowane starannie w pudełka. Wyślę je pocztą
jako paczki wartościowe, nie dodając do adresu ani jednej litery. Należą do
jego dzieci. Nie do mnie, tylko do dzieci, które wychował. Do córek, które
nadal będą jego, kiedy my już nie będziemy ze sobą rozmawiać.
Prezenty bożonarodzeniowe. Prezenty urodzinowe. Prezenty na Wielkanoc, na
walentynki, na Halloween. Wszystkie zapakowane w bardzo ładny papier.
Uważam, aby go nie porozdzierać. Wstążek nie przecinam, rozwiązuje je.
Ledwie celebrujący tę czy inną okazję, to czy inne święto pójdą spać, z
pojemników na śmieci wyciągam kolorowe papiery i kokardy. Wygładzam je i z
powrotem owijam w nie pudełka. W taki sposób zachowuję świadectwa miłości
mojej matki albo, trafniej, tego, co ona nazywa miłością. Podarunki od niej
zwykle dostarczają mi wskazówek, w jaki sposób mogłabym wkraść się w jej
łaski. Jeżeli na przykład daje mi sukienkę w rozmiarze sześć, wiem, że
powinnam się dostosować, zmienić figurę i pożegnać się z rozmiarem
dziesięć. Potrafię uczynić z siebie istotę, którą, jak sobie wyobraża,
13
mogłaby pokochać, przynajmniej kiedy stoi w sklepie i kupuje sukienkę.
Miną lata, nim sobie uświadomię, że zachowując tego rodzaju świadectwa,
jednocześnie dokumentuję inny uczuciowy proces, nie miłość, tylko
wściekłość, bo zawsze otrzymuję wskazówki pod postacią prezentów i
ostatecznie je odrzucam. Pod bożonarodzeniowym drzewkiem wydaję stosowne
odgłosy radości, ale pózniej w samotności, gdy w domu panuje już mrok,
odwracam swoją reakcję, odrzucam podarunki, pakując je z powrotem, jakbym
ich nigdy nie otwierała.
Można tę dwoistą wizję dostrzec w innych obszarach mojego życia.
Niechętny stosunek do jedzenia jest typowym przykładem w sferze moich
związków z matką. Czy mając piętnaście lat, przestaję jeść dlatego, że
chodzi mi o zapewnienie sobie jej szczerego, acz niechętnego podziwu? Czy
może po prostu chcę stawać się coraz mniejsza i mniejsza, póki nie zniknę,
stając się prawdziwą córką mojej matki - tą, której nie widzi? Albo czy
jestem na nią tak wściekła za ciągłe uwagi pod moim adresem na temat wagi,
że postanawiam nie dać jej w przyszłości żadnego pretekstu do wypowiedzenia
choćby jednego słowa na temat mojej wagi i rozmiaru ubrań. "Chcesz mieć
szczupłą córkę?" - pamiętam, że tak myślałam. "To będziesz ją miała. Ja
zdecyduję, co to znaczy, nie ty". Nie interesuje mnie sugerowane sto
dwadzieścia funtów, ale dziewięćdziesiąt pięć. I nie rozmiar sześć, tylko
dwa.
Szkoda, że nie rozumiałam, na czym polega triumf niejedzenia; gdybym była
w stanie rozpoznać swoją ekscytację jako wynikającą z zemsty, próby
odcięcia się od matki, ze sposobu, w jaki się mnie wypiera, kiedy godzinami
stoję przy jej łóżku, a ona leży z zamkniętymi oczami i twarzą przysłoniętą
maską.
Być może początek anoreksji jest odpowiedzią na dążenie do spełnienia
matczynego ideału; choroba trwa, bo chcę wymazać siebie samą. Kieruje mną
też głębsza, bardziej zdradziecka i trwała pokusa pozbycia się matki.
Wymaganiom anoreksji da się sprostać, wymaganiom matki - nie; zatem
zamieniam matkę na chorobę wraz z całym systemem pokuty i wyrzeczeń, w
którym jest przewidziana osobna nagroda. I matki są w nim całkowicie
zbyteczne.
Przyjęcie nad basenem w domu z dziedzińcem i czerwonymi dachówkami. Dom
należy do architekta, z którym matka się spotyka. Jest w nim siedem
sypialni, z czego sześć nie używanych. Przebieramy się w tej, która została [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
college'u. Brzytwa jego dziadka i rzemień do jej ostrzenia w oryginalnym
cynowym pojemniku z ornamentami na brzegach. Diament, który do kogoś
należał, ale nie mogę sobie przypomnieć do kogo.
Niektóre spośród tych prezentów po prostu porozdaję, inne zastawię w
lombardzie i zaraz po wyjściu na zewnątrz podrę wszystkie pokwitowania.
Pamiątki rodowe zwrócę, zapakowane starannie w pudełka. Wyślę je pocztą
jako paczki wartościowe, nie dodając do adresu ani jednej litery. Należą do
jego dzieci. Nie do mnie, tylko do dzieci, które wychował. Do córek, które
nadal będą jego, kiedy my już nie będziemy ze sobą rozmawiać.
Prezenty bożonarodzeniowe. Prezenty urodzinowe. Prezenty na Wielkanoc, na
walentynki, na Halloween. Wszystkie zapakowane w bardzo ładny papier.
Uważam, aby go nie porozdzierać. Wstążek nie przecinam, rozwiązuje je.
Ledwie celebrujący tę czy inną okazję, to czy inne święto pójdą spać, z
pojemników na śmieci wyciągam kolorowe papiery i kokardy. Wygładzam je i z
powrotem owijam w nie pudełka. W taki sposób zachowuję świadectwa miłości
mojej matki albo, trafniej, tego, co ona nazywa miłością. Podarunki od niej
zwykle dostarczają mi wskazówek, w jaki sposób mogłabym wkraść się w jej
łaski. Jeżeli na przykład daje mi sukienkę w rozmiarze sześć, wiem, że
powinnam się dostosować, zmienić figurę i pożegnać się z rozmiarem
dziesięć. Potrafię uczynić z siebie istotę, którą, jak sobie wyobraża,
13
mogłaby pokochać, przynajmniej kiedy stoi w sklepie i kupuje sukienkę.
Miną lata, nim sobie uświadomię, że zachowując tego rodzaju świadectwa,
jednocześnie dokumentuję inny uczuciowy proces, nie miłość, tylko
wściekłość, bo zawsze otrzymuję wskazówki pod postacią prezentów i
ostatecznie je odrzucam. Pod bożonarodzeniowym drzewkiem wydaję stosowne
odgłosy radości, ale pózniej w samotności, gdy w domu panuje już mrok,
odwracam swoją reakcję, odrzucam podarunki, pakując je z powrotem, jakbym
ich nigdy nie otwierała.
Można tę dwoistą wizję dostrzec w innych obszarach mojego życia.
Niechętny stosunek do jedzenia jest typowym przykładem w sferze moich
związków z matką. Czy mając piętnaście lat, przestaję jeść dlatego, że
chodzi mi o zapewnienie sobie jej szczerego, acz niechętnego podziwu? Czy
może po prostu chcę stawać się coraz mniejsza i mniejsza, póki nie zniknę,
stając się prawdziwą córką mojej matki - tą, której nie widzi? Albo czy
jestem na nią tak wściekła za ciągłe uwagi pod moim adresem na temat wagi,
że postanawiam nie dać jej w przyszłości żadnego pretekstu do wypowiedzenia
choćby jednego słowa na temat mojej wagi i rozmiaru ubrań. "Chcesz mieć
szczupłą córkę?" - pamiętam, że tak myślałam. "To będziesz ją miała. Ja
zdecyduję, co to znaczy, nie ty". Nie interesuje mnie sugerowane sto
dwadzieścia funtów, ale dziewięćdziesiąt pięć. I nie rozmiar sześć, tylko
dwa.
Szkoda, że nie rozumiałam, na czym polega triumf niejedzenia; gdybym była
w stanie rozpoznać swoją ekscytację jako wynikającą z zemsty, próby
odcięcia się od matki, ze sposobu, w jaki się mnie wypiera, kiedy godzinami
stoję przy jej łóżku, a ona leży z zamkniętymi oczami i twarzą przysłoniętą
maską.
Być może początek anoreksji jest odpowiedzią na dążenie do spełnienia
matczynego ideału; choroba trwa, bo chcę wymazać siebie samą. Kieruje mną
też głębsza, bardziej zdradziecka i trwała pokusa pozbycia się matki.
Wymaganiom anoreksji da się sprostać, wymaganiom matki - nie; zatem
zamieniam matkę na chorobę wraz z całym systemem pokuty i wyrzeczeń, w
którym jest przewidziana osobna nagroda. I matki są w nim całkowicie
zbyteczne.
Przyjęcie nad basenem w domu z dziedzińcem i czerwonymi dachówkami. Dom
należy do architekta, z którym matka się spotyka. Jest w nim siedem
sypialni, z czego sześć nie używanych. Przebieramy się w tej, która została [ Pobierz całość w formacie PDF ]