[ Pobierz całość w formacie PDF ]
majdanu sprzedawał jego zawartość nieraz z olbrzymim zyskiem, czasem wpadał na
parę patyków , ale najczęściej zarabiał.
Toteż ciemny handel szabrowników cieszył się wielkim powodzeniem.
Drugiego dnia oczekiwania na powrót hrabiego, na stacji w Podkowie Leśnej, na
dachu elektrycznego pociągu wśród zwału różnych majdanów Maniuś Kitajec ujrzał
widok, od którego zabiło mu serce, nogi same podskoczyły w górę, oczy się zaiskrzyły,
a usta wrzasnęły:
- Szuwaks, lebiego, niewidymko, żyjesz? Pani Karaluch, jak pragnę zdrowia,
egzystujesz pani?! Gdzie zapychacie, złazcie na dół!
Na wagonie istotnie siedział Murzyn Jumbo w towarzystwie swej masywnej
narzeczonej. Na krzyk Maniusia nadbiegł pan Aniołek, a zaraz za nim Piskorszczaki.
Nie pytając Jumbo o zgodę, zaczęli go ściągać z dachu wraz z panną Karaluchówną i
należącymi do nich nieruchomościami. Powitaniom nie było końca. Całe towarzystwo
rozłożyło się w lasku naprzeciwko stacji. Z bezładnych trochę opowiadań mieszanej
rasowo pary wynikało, że zakochana kucharka istotnie umknęła w drodze swemu
foksowi i wróciła do Warszawy w sam dzień powstania. Była pierwszą osobą, którą
Jumbo ujrzał wychodząc z kanału na ulicy Pierackiego. Czekała tam na niego,
domyśliwszy się, że był na Starówce. Teraz jechali prosto z Pruszkowa, uwolniwszy
się sposobem zbyt skomplikowanym, by go tu szczegółowo opisywać.
O wspólnych znajomych wiedzieli niewiele. Zagórskich stracili z oczu dawno.
Redaktor podobno poległ. Hania do końca jakoby pracowała w szpitalu, ale nie spotkali
jej. Z kolei, hrabiowska drużyna zaczeka opowiadać co się dzieje. Przedtem jeszcze
pan Aniołek zaangażował pannę Karaluch na szefa kuchni w nowej Minodze . Kiedy
Murzyn dowiedział się o zamierzonej wyprawie do Warszawy po Rubensy hrabiego
Rogera, z punktu zdecydował:
- Posuwam z wami! Z Wilczej w aleje Róż dwa kroki i... dolary nasze.
107
- Tobie, widzę, jakoś nic lepiej? Mało ci było tego siedzenia w kominie, spania w
wannie, chcesz teraz na zakończenie dostać w czapkie od szkopów - powiedział mu
na to Maniuś.
- Nie bądz frajer, teraz wyjmiemy forsę, szkoda gadać.
- Możebne, ale na moje osobistość nie obliczaj, sam pójdziesz.
- Maniuchna, nie będziesz taki wredny, pójdziesz ze mną.
- Przekonasz się!
Jumbo przekonał się, że Maniuś uległ mu raz jeszcze. Hrabia Roger powrócił z
Włoch nazajutrz i wyprawa ruszyła do Warszawy. Ciężarówka została przy Dworcu
Głównym, a ekipa pociągnęła piechotą pod przewodnictwem niemieckiego leitera .
Na Wilczej Rubensów już oczywiście nie zastano, były tylko ramy z kółkami do
powieszenia. Hrabia zmartwił się bardzo, zebrał z podłogi parę jakichś fotografii i dał
hasło do powrotu.
Ale Jumbo zblatował Niemca i wszyscy razem ruszyli w aleję Róż. Po drodze
zastanawiali się bardzo, jak uśpić czujność leitera, żeby nie zauważył wyjmowania
skarbu. Szmaja doradzał napuścić na niego pannę Karaluch, która za pomocą swej
sztuki uwodzicielskiej zatrzyma go na dole, podczas gdy poszukiwacze udadzą się na
piętro. Ale Jumbo, błysnąwszy wściekle białkami oczu, kategorycznie się na to nie
zgodził. Wobec tego postanowiono odpalić szkopowi również jakąś dolę, oczywiście
okrojoną do możliwego minimum.
Za chwilę skręcili w aleję Róż i... stanęli jak wryci, zatrzymani przez Niemca z
ręczną tarczą sygnałową. Wehrmachtowiec kazał im się cofnąć pod ścianę i wskazał
tarczą tak dobrze im znany dom. Patrzyli, nic nie rozumiejąc. Nagle dom jakby
podskoczył, po czym frontowa ściana wydęła się w potworny brzuch, rozległ się
potężny huk, czarny dym zmieszany z wapiennym pyłem otoczył wszystko gęstym
woalem. Gdy kłęby dymu nieco opadły, okazało się, że dom już nie stoi, tylko siedzi.
Po piętrach, które przed chwilą istniały, zostały tylko na szczytowej ścianie trzy
wiszące piece z pięknych zielonkawych kafli.
Cała reszta z dachem i skarbem włącznie znajdowała się na dole. Poszukiwacze stali
w milczeniu jak urzeczeni, patrząc na dymiące rumowisko. Pierwszy odzyskał
równowagę ducha Maniuś. Gwizdnął przez zęby i skinął ręką na swych towarzyszy.
- Wysiadka! - powiedział i pierwszy skręcił w Mokotowską, za nim z opuszczonymi
głowami ruszyła reszta. Murzyn po chwili stanął i zaczął się rwać w kierunku gruzów,
ale panna Karaluch silnie ujęła go pod rękę. Idąc bełkotał coś pod nosem. Były to
prawdopodobnie jakieś przekleństwa w narzeczu jego przodków znad rzeki Bamba-
Bumba, a może rozstawiał komuś familię po kątach w dialekcie warszawskim?
Raczej to drugie. Cafe Pod Minogą w pałacu hrabiów Mokrobrodzkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
majdanu sprzedawał jego zawartość nieraz z olbrzymim zyskiem, czasem wpadał na
parę patyków , ale najczęściej zarabiał.
Toteż ciemny handel szabrowników cieszył się wielkim powodzeniem.
Drugiego dnia oczekiwania na powrót hrabiego, na stacji w Podkowie Leśnej, na
dachu elektrycznego pociągu wśród zwału różnych majdanów Maniuś Kitajec ujrzał
widok, od którego zabiło mu serce, nogi same podskoczyły w górę, oczy się zaiskrzyły,
a usta wrzasnęły:
- Szuwaks, lebiego, niewidymko, żyjesz? Pani Karaluch, jak pragnę zdrowia,
egzystujesz pani?! Gdzie zapychacie, złazcie na dół!
Na wagonie istotnie siedział Murzyn Jumbo w towarzystwie swej masywnej
narzeczonej. Na krzyk Maniusia nadbiegł pan Aniołek, a zaraz za nim Piskorszczaki.
Nie pytając Jumbo o zgodę, zaczęli go ściągać z dachu wraz z panną Karaluchówną i
należącymi do nich nieruchomościami. Powitaniom nie było końca. Całe towarzystwo
rozłożyło się w lasku naprzeciwko stacji. Z bezładnych trochę opowiadań mieszanej
rasowo pary wynikało, że zakochana kucharka istotnie umknęła w drodze swemu
foksowi i wróciła do Warszawy w sam dzień powstania. Była pierwszą osobą, którą
Jumbo ujrzał wychodząc z kanału na ulicy Pierackiego. Czekała tam na niego,
domyśliwszy się, że był na Starówce. Teraz jechali prosto z Pruszkowa, uwolniwszy
się sposobem zbyt skomplikowanym, by go tu szczegółowo opisywać.
O wspólnych znajomych wiedzieli niewiele. Zagórskich stracili z oczu dawno.
Redaktor podobno poległ. Hania do końca jakoby pracowała w szpitalu, ale nie spotkali
jej. Z kolei, hrabiowska drużyna zaczeka opowiadać co się dzieje. Przedtem jeszcze
pan Aniołek zaangażował pannę Karaluch na szefa kuchni w nowej Minodze . Kiedy
Murzyn dowiedział się o zamierzonej wyprawie do Warszawy po Rubensy hrabiego
Rogera, z punktu zdecydował:
- Posuwam z wami! Z Wilczej w aleje Róż dwa kroki i... dolary nasze.
107
- Tobie, widzę, jakoś nic lepiej? Mało ci było tego siedzenia w kominie, spania w
wannie, chcesz teraz na zakończenie dostać w czapkie od szkopów - powiedział mu
na to Maniuś.
- Nie bądz frajer, teraz wyjmiemy forsę, szkoda gadać.
- Możebne, ale na moje osobistość nie obliczaj, sam pójdziesz.
- Maniuchna, nie będziesz taki wredny, pójdziesz ze mną.
- Przekonasz się!
Jumbo przekonał się, że Maniuś uległ mu raz jeszcze. Hrabia Roger powrócił z
Włoch nazajutrz i wyprawa ruszyła do Warszawy. Ciężarówka została przy Dworcu
Głównym, a ekipa pociągnęła piechotą pod przewodnictwem niemieckiego leitera .
Na Wilczej Rubensów już oczywiście nie zastano, były tylko ramy z kółkami do
powieszenia. Hrabia zmartwił się bardzo, zebrał z podłogi parę jakichś fotografii i dał
hasło do powrotu.
Ale Jumbo zblatował Niemca i wszyscy razem ruszyli w aleję Róż. Po drodze
zastanawiali się bardzo, jak uśpić czujność leitera, żeby nie zauważył wyjmowania
skarbu. Szmaja doradzał napuścić na niego pannę Karaluch, która za pomocą swej
sztuki uwodzicielskiej zatrzyma go na dole, podczas gdy poszukiwacze udadzą się na
piętro. Ale Jumbo, błysnąwszy wściekle białkami oczu, kategorycznie się na to nie
zgodził. Wobec tego postanowiono odpalić szkopowi również jakąś dolę, oczywiście
okrojoną do możliwego minimum.
Za chwilę skręcili w aleję Róż i... stanęli jak wryci, zatrzymani przez Niemca z
ręczną tarczą sygnałową. Wehrmachtowiec kazał im się cofnąć pod ścianę i wskazał
tarczą tak dobrze im znany dom. Patrzyli, nic nie rozumiejąc. Nagle dom jakby
podskoczył, po czym frontowa ściana wydęła się w potworny brzuch, rozległ się
potężny huk, czarny dym zmieszany z wapiennym pyłem otoczył wszystko gęstym
woalem. Gdy kłęby dymu nieco opadły, okazało się, że dom już nie stoi, tylko siedzi.
Po piętrach, które przed chwilą istniały, zostały tylko na szczytowej ścianie trzy
wiszące piece z pięknych zielonkawych kafli.
Cała reszta z dachem i skarbem włącznie znajdowała się na dole. Poszukiwacze stali
w milczeniu jak urzeczeni, patrząc na dymiące rumowisko. Pierwszy odzyskał
równowagę ducha Maniuś. Gwizdnął przez zęby i skinął ręką na swych towarzyszy.
- Wysiadka! - powiedział i pierwszy skręcił w Mokotowską, za nim z opuszczonymi
głowami ruszyła reszta. Murzyn po chwili stanął i zaczął się rwać w kierunku gruzów,
ale panna Karaluch silnie ujęła go pod rękę. Idąc bełkotał coś pod nosem. Były to
prawdopodobnie jakieś przekleństwa w narzeczu jego przodków znad rzeki Bamba-
Bumba, a może rozstawiał komuś familię po kątach w dialekcie warszawskim?
Raczej to drugie. Cafe Pod Minogą w pałacu hrabiów Mokrobrodzkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]