[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A ja jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Bo mnie pokochałeś
- szepnęła i pocałowało go w podbródek.
- Hmm, jak dobrze - mruknął.
Przyciągnął ją do siebie, by poczuła, jak bardzo mu przy niej do-
brze. Rachel zachichotała jak młoda dziewczyna.
- Jesteś nienasycony.
- Przyznaję się do winy - odparł i wargami uszczypnął jej nagie ra-
mię. - Nie będę się z tobą spierał, więc czy mogę liczyć na dodatkowe
punkty?
- Nie możesz - zaczęła się z nim droczyć - no, może - dodała, gdy
objął ją jeszcze mocniej. - Ale sądzę, że zanim uzgodnimy, ile tych
punktów będzie, musimy dokończyć naszą rozmowę.
R
L
- O nas i o dziecku? - Przewrócił się na plecy, a Rachel oparła mu
głowę na piersi. - Och, to wcale nie jest skomplikowane. Pobierzemy
się, oczywiście, i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
- Hej, hej. Wolnego! - Rachel usiadła i spojrzała na Matta. - Powie-
działeś, pobierzemy się?
- Oczywiście, że powiedziałem.
Palcem pogładził ją po policzku, potem musnął obojczyk, potem
przesunął dłoń niżej. Rachel szybko odgadła jego zamiary i złapała go
za rękę.
- Nie ma w tym niczego oczywistego. Małżeństwo to ogromne zo-
bowiązanie.
- Tak samo jak dziecko, a przecież będziemy je mieli, prawda? -
Matt uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - Możesz mnie nazwać staro-
świeckim, ale ja wierzę w małżeństwo. Uważam, że dla dwojga ludzi,
którzy chcą budować wspólne życie, to najlepszy fundament. A dla
dzieci gwarancja, że będą miały stabilny dom.
- Hm, brzmi to bardzo romantycznie. Gdzie się podziała miłość,
namiętność i te rzeczy?
- Och, nie martw się. Na miłość i namiętność będzie w naszym
małżeństwie mnóstwo miejsca! -Przyciągnął Rachel z powrotem do
siebie, obrócił na plecy i pocałował w usta. - Chcę wziąć z tobą ślub,
bo cię kocham, bo pragnę spędzić z tobą resztę życia. Chcę wiedzieć,
że należysz do mnie i że obojętne, co się wydarzy, zawsze będziemy
razem.
R
L
Obsypał ją pocałunkami, upajając się słodyczą jej ust. Po chwili
oderwał wargi od jej warg i z trudem ciągnął:
- Przysięgam na honor, że kiedy zostaniemy małżeństwem, będę
uważał za swój obowiązek podsycać namiętność między nami i ją za-
spokajać. Nie zamierzam spocząć na laurach i przestać zabiegać o two-
je względy, jeśli właśnie tego się obawiasz.
- Nie ukrywam, że przemknęło mi to przez głowę - przyznała i
uśmiechnęła się prowokacyjnie do Matta.
- Więc niech już ci więcej nie przemyka - o-strzegł, ukląkł i wycią-
gnął do niej rękę. - A więc czy wyjdziesz za mnie, Rachel Mackenzie, i
uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi?
- Muszę się nad tym zastanowić - odparła, udając, że intensywnie
myśli. Matt objął ją i pocałował.
- No dobrze, odpowiedz brzmi tak. Wyjdę za ciebie, chociaż trudno
przewidzieć, jak Ross i Heather to przyjmą.
- Będą w siódmym niebie, szczególnie kiedy się dowiedzą o dziec-
ku - zapewnił ją z przekonaniem płynącym z poczucia szczęścia.
Nic nie zmąci ich radości. On na to nie pozwoli!
- Miejmy nadzieję, że od czasu do czasu je popilnują - mruknęła
Rachel i teraz ona przyciągnęła Matta do siebie.
To ostatecznie zakończyło tę rozmowę, chociaż Matt wcale tego nie
żałował. Mieli o wiele przyjemniejsze rzeczy do zrobienia. Kiedy
znacznie pózniej leżeli obok siebie w łóżku, Matt czuł się, jak gdyby
szybował w powietrzu. Znalazł kobietę, która sprawi, że jego świat
R
L
znowu stanie się pełny. I będą mieli dziecko! Lepszego życia nie potra-
fił sobie wymarzyć.
Dwa lata pózniej
Lekka bryza wiała od oceanu, przynosząc ulgę od upału. Matt stał
obok platformy zbudowanej tuż przy brzegu i przyglądał się fałom ude-
rzającym o piasek. Tego dnia miał wziąć ślub i wiedział, że będzie to
wyjątkowa uroczystość. On i Rachel do końca życia z przyjemnością
będą ją wspominać.
Przylecieli do Tajlandii na początku tygodnia i kilka dni spędzili w
Bangkoku, załatwiając formalności. Gdy się z tym uporali, wraz z za-
proszonymi gośćmi przenieśli się do Hua Hin nad samym oceanem.
Rachel przyznała się mu, że jej marzeniem było wziąć ślub właśnie nad
oceanem, a on dołożył wszelkich starań, aby to marzenie się spełniło.
W Anglii trwała właśnie zima, lecz tutaj, w tym tropikalnym raju,
słońce świeciło każdego dnia. Kolejny dobry omen wróżący szczęśliwe
życie dla obojga.
Muzyka zmieniła się raptownie. Triumfalne dzwięki marsza wesel-
nego oznajmiły przybycie panny młodej. Matt odwrócił się. Jego serce
przepełniła miłość.
Rachel bardzo starannie ukrywała przed nim szczegóły stroju i za-
broniła mu podglądać, lecz teraz uznał, że warto było czekać. W prostej
jedwabnej sukni, jaką wybrała na tę okazję, z drobnymi kwiatami wpię-
tymi we włosy, Rachel wyglądała zjawiskowo.
R
L
Matt powiódł wzrokiem po zebranych gościach, którzy pokonali ta-
ki kawał świata, by uczestniczyć w ich ślubie. Przyjechała oczywiście
Heather z mężem, Archiem. Oboje wyglądali na bardzo szczęśliwych.
Byli Ross z Gemmą, wpatrzeni w siebie. Roześmiani Ben i Zoe trzy-
mali za ręce idącą w podskoach córeczkę. Oni również wyglądali na
dumnych i szczęśliwych, jak wszystkie zakochane pary.
Jakie to dziwne, pomyślał Matt, że w konsekwencji jednego odwo-
łanego ślubu tylu ludzi znalazło prawdziwą miłość.
- Tata!
Na dzwięk znajomego głosiku Matt uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Postąpił krok do przodu i odebrał małą dziewczynkę z rąk matki.
Sophie Jane Thompson wyglądała jak wykapana Rachel, miała jej
kręcone kasztanowe włosy i duże brązowe oczy. Matt świata za nią nie
widział.
- Jak się masz, moja księżniczko? Nie sprawiłaś mamie kłopotu?
Sophie energicznie potrząsnęła głową, aż wianek z kwiatków pod-
skoczył na jej włosach. Ona również była ubrana w białą sukieneczkę,
białe skarpetki z falbanką i białe atłasowe pantofelki. Matt postawił ją
na ziemi i mocno ujął Rachel za rękę.
- Pięknie wyglądasz - rzekł, patrząc na nią wzrokiem pełnym miło-
ści.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem. - Nie zmieniłeś zdania? - zażar-
towała. - Nadal chcesz mnie poślubić?
- Zdecydowanie tak.
R
L [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- A ja jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Bo mnie pokochałeś
- szepnęła i pocałowało go w podbródek.
- Hmm, jak dobrze - mruknął.
Przyciągnął ją do siebie, by poczuła, jak bardzo mu przy niej do-
brze. Rachel zachichotała jak młoda dziewczyna.
- Jesteś nienasycony.
- Przyznaję się do winy - odparł i wargami uszczypnął jej nagie ra-
mię. - Nie będę się z tobą spierał, więc czy mogę liczyć na dodatkowe
punkty?
- Nie możesz - zaczęła się z nim droczyć - no, może - dodała, gdy
objął ją jeszcze mocniej. - Ale sądzę, że zanim uzgodnimy, ile tych
punktów będzie, musimy dokończyć naszą rozmowę.
R
L
- O nas i o dziecku? - Przewrócił się na plecy, a Rachel oparła mu
głowę na piersi. - Och, to wcale nie jest skomplikowane. Pobierzemy
się, oczywiście, i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
- Hej, hej. Wolnego! - Rachel usiadła i spojrzała na Matta. - Powie-
działeś, pobierzemy się?
- Oczywiście, że powiedziałem.
Palcem pogładził ją po policzku, potem musnął obojczyk, potem
przesunął dłoń niżej. Rachel szybko odgadła jego zamiary i złapała go
za rękę.
- Nie ma w tym niczego oczywistego. Małżeństwo to ogromne zo-
bowiązanie.
- Tak samo jak dziecko, a przecież będziemy je mieli, prawda? -
Matt uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - Możesz mnie nazwać staro-
świeckim, ale ja wierzę w małżeństwo. Uważam, że dla dwojga ludzi,
którzy chcą budować wspólne życie, to najlepszy fundament. A dla
dzieci gwarancja, że będą miały stabilny dom.
- Hm, brzmi to bardzo romantycznie. Gdzie się podziała miłość,
namiętność i te rzeczy?
- Och, nie martw się. Na miłość i namiętność będzie w naszym
małżeństwie mnóstwo miejsca! -Przyciągnął Rachel z powrotem do
siebie, obrócił na plecy i pocałował w usta. - Chcę wziąć z tobą ślub,
bo cię kocham, bo pragnę spędzić z tobą resztę życia. Chcę wiedzieć,
że należysz do mnie i że obojętne, co się wydarzy, zawsze będziemy
razem.
R
L
Obsypał ją pocałunkami, upajając się słodyczą jej ust. Po chwili
oderwał wargi od jej warg i z trudem ciągnął:
- Przysięgam na honor, że kiedy zostaniemy małżeństwem, będę
uważał za swój obowiązek podsycać namiętność między nami i ją za-
spokajać. Nie zamierzam spocząć na laurach i przestać zabiegać o two-
je względy, jeśli właśnie tego się obawiasz.
- Nie ukrywam, że przemknęło mi to przez głowę - przyznała i
uśmiechnęła się prowokacyjnie do Matta.
- Więc niech już ci więcej nie przemyka - o-strzegł, ukląkł i wycią-
gnął do niej rękę. - A więc czy wyjdziesz za mnie, Rachel Mackenzie, i
uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi?
- Muszę się nad tym zastanowić - odparła, udając, że intensywnie
myśli. Matt objął ją i pocałował.
- No dobrze, odpowiedz brzmi tak. Wyjdę za ciebie, chociaż trudno
przewidzieć, jak Ross i Heather to przyjmą.
- Będą w siódmym niebie, szczególnie kiedy się dowiedzą o dziec-
ku - zapewnił ją z przekonaniem płynącym z poczucia szczęścia.
Nic nie zmąci ich radości. On na to nie pozwoli!
- Miejmy nadzieję, że od czasu do czasu je popilnują - mruknęła
Rachel i teraz ona przyciągnęła Matta do siebie.
To ostatecznie zakończyło tę rozmowę, chociaż Matt wcale tego nie
żałował. Mieli o wiele przyjemniejsze rzeczy do zrobienia. Kiedy
znacznie pózniej leżeli obok siebie w łóżku, Matt czuł się, jak gdyby
szybował w powietrzu. Znalazł kobietę, która sprawi, że jego świat
R
L
znowu stanie się pełny. I będą mieli dziecko! Lepszego życia nie potra-
fił sobie wymarzyć.
Dwa lata pózniej
Lekka bryza wiała od oceanu, przynosząc ulgę od upału. Matt stał
obok platformy zbudowanej tuż przy brzegu i przyglądał się fałom ude-
rzającym o piasek. Tego dnia miał wziąć ślub i wiedział, że będzie to
wyjątkowa uroczystość. On i Rachel do końca życia z przyjemnością
będą ją wspominać.
Przylecieli do Tajlandii na początku tygodnia i kilka dni spędzili w
Bangkoku, załatwiając formalności. Gdy się z tym uporali, wraz z za-
proszonymi gośćmi przenieśli się do Hua Hin nad samym oceanem.
Rachel przyznała się mu, że jej marzeniem było wziąć ślub właśnie nad
oceanem, a on dołożył wszelkich starań, aby to marzenie się spełniło.
W Anglii trwała właśnie zima, lecz tutaj, w tym tropikalnym raju,
słońce świeciło każdego dnia. Kolejny dobry omen wróżący szczęśliwe
życie dla obojga.
Muzyka zmieniła się raptownie. Triumfalne dzwięki marsza wesel-
nego oznajmiły przybycie panny młodej. Matt odwrócił się. Jego serce
przepełniła miłość.
Rachel bardzo starannie ukrywała przed nim szczegóły stroju i za-
broniła mu podglądać, lecz teraz uznał, że warto było czekać. W prostej
jedwabnej sukni, jaką wybrała na tę okazję, z drobnymi kwiatami wpię-
tymi we włosy, Rachel wyglądała zjawiskowo.
R
L
Matt powiódł wzrokiem po zebranych gościach, którzy pokonali ta-
ki kawał świata, by uczestniczyć w ich ślubie. Przyjechała oczywiście
Heather z mężem, Archiem. Oboje wyglądali na bardzo szczęśliwych.
Byli Ross z Gemmą, wpatrzeni w siebie. Roześmiani Ben i Zoe trzy-
mali za ręce idącą w podskoach córeczkę. Oni również wyglądali na
dumnych i szczęśliwych, jak wszystkie zakochane pary.
Jakie to dziwne, pomyślał Matt, że w konsekwencji jednego odwo-
łanego ślubu tylu ludzi znalazło prawdziwą miłość.
- Tata!
Na dzwięk znajomego głosiku Matt uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Postąpił krok do przodu i odebrał małą dziewczynkę z rąk matki.
Sophie Jane Thompson wyglądała jak wykapana Rachel, miała jej
kręcone kasztanowe włosy i duże brązowe oczy. Matt świata za nią nie
widział.
- Jak się masz, moja księżniczko? Nie sprawiłaś mamie kłopotu?
Sophie energicznie potrząsnęła głową, aż wianek z kwiatków pod-
skoczył na jej włosach. Ona również była ubrana w białą sukieneczkę,
białe skarpetki z falbanką i białe atłasowe pantofelki. Matt postawił ją
na ziemi i mocno ujął Rachel za rękę.
- Pięknie wyglądasz - rzekł, patrząc na nią wzrokiem pełnym miło-
ści.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem. - Nie zmieniłeś zdania? - zażar-
towała. - Nadal chcesz mnie poślubić?
- Zdecydowanie tak.
R
L [ Pobierz całość w formacie PDF ]