[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Skończyły się zakąski, Nan.
- Powiedz to kelnerowi, kochanie - mruknęła Nancy, nie spuszczając z oka Bretta i tej rudej. -
Jeszcze dziesięć minut, Jill. Ma już szklane oczy.
Nagle przebiegle spojrzała na Jill.
- Tobie to nie przeszkadza, nieprawdaż? Myślę ,o tym, że przyszłaś z nim, a to rozkoszny kawał
mężczyzny. Jeżeli chcesz, poślę Richarda, żeby ją odciągnął.
- ,Nie bądz głupia, Nan. Bawi mnie to równie dobrze jak ciebie - Jill obdarzyła Nancy oschłym
uśmiechem. Przyprowadziłam go tutaj, bo wiem, że się wściekasz, kiedy przychodzę sama. Prócz
tego wiem, że wydaje ci się interesujący.
- Interesujący to za mało powiedziane - mruknęła Nancy. - Jest zbudowany jak sam Apollo i
wydaje się wcieleniem śmiertelnego grzechu. Po raz pierwszy od lat rozważam złamanie jednego
z przykazań.
- Tylko jednego? - roześmiala się JilI - Czemu tak skromnie, Nancy?
- Hmm - przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu znowu spoczęło na JilI. - Czy już z nim
sypiasz?
- Nan!
- Nie sądzę. Naprawdę powinnaś to rozważyć, moja droga. Wygląda, że ma wszystko, czego do
tego potrzeba, i umie się tym posługiwać.
- Nancy! .
- Dobra, dobra, wiem, że już o tym rozmawiałyśmy. - Nancy zbyła machnięciem ręki protesty
JilI. - Ale lat ci nie ubywa, kochanie. Celibat jest stosowny w żałobie, lecz z pewnością nie
należy z tym przesadzać. - Coś błysnęło w jej oczach. - Muszę cię ostrzec, podjęłam kroki, by
temu zaradzić. Powinien być tutaj wkrótce. Powiedziałam mu, by był o dziewiątej.
- Co za on? - Jill obrzuciła Nancy ostrym wzrokiem.
- Co ty szykujesz?
- Zupełnie nic - Nancy wyglądała jak uosobienie niewinności. ..:. Po prostu zaprosiłam do nas
bardzo interesującego mężczyznę, to wszystko.
- Nancy, z tobą nigdy nie ma żadnego "to wszystko". Coś knujesz. Masz mi od razu powiedzieć
albo pójdę tam do nich, spławię tę rudą pijawkę i wrócę
z nim do domu. .
- Obiecaj, że pójdziesz z nim do łóżka, a dam ci się wymknąć - powiedziala Nancy z lubieżnym
uśmiechem. - Ale już za pózno. On już przyszedł.
- Kto przyszedł? - JilI odwróciła się w kierunku drzwi. Rozległy salon wypełniony był
rozmawiającymi ludzmi; wielu z nich znała, innych nie. Parę kinkietów wypełniało pokój
stłumionym, złotym światłem. W półmroku błyskały oczy i diamenty. W ciągu ostatnich
trzydziestu minut szmer głosów wzmógł się do spokojnego pomruku, jednak na ile Jill mogła się
zorientować, wszyscy obecni byli tu od samego początku.
- Niemal spózniłeś się, przystojniaku - nagle dobiegł ją głos Nancy. - Swietnie, widzę, że masz
już coś do picia. Teraz chodz ze mną, bo chcę cię komuś przedstawić. Jill, kochanie, przestań
wpatrywać się w drzwi, jakbyś oczekiwała na przybycie samego szatana.
_ Nancy, nie widziałam, kogo ... - Jill odwróciła się
w jej kierunku. Zamarła, wpatrzona w otwarty kołnierz męskiej koszuli zamiast w niebieskie
oczy Nancy Whelan. Zamrugała gwałtownie, spojrzała w górę i ostro wciągnęła do płuc
powietrze.
- Cześć, Jill.
- Jak się tu dostałeś? - jej głos obniżył się do poziomu stłumionego szeptu.
- Wydaje mi się, że znasz już Huntera Kincaide, nieprawdaż, JilI? - Nancy otoczyła: Jill
ramieniem, jakby chciała zapobiec jej panicznej ucieczce.
_ Gdy dowiedziałam się, że Hunter jest w mieście, od razu pomyślałam, że byłoby bardzo miło,
gdyby udało się go tu ściągnąć. - Nancy uśmiechnęła się, jej oczy błyszczały figlarnie. Zmierzyła
Huntera szacującym spojrzeniem. - Za każdym razem, jak cię widzę, wyglądasz coraz lepiej,
Hunt. Nieco poszarzałeś u góry, ale wciąż możesz zawrócić w głowie kobiecie.
_ Ty zaś jesteś zawsze równie piękna i tak samo nieubłagana, Nan - Hunter podniósł swój
kieliszek w toaście. - Dzięki.
_ Ilekroć zechcesz - chytrze mrugnęła do niego i poklepała Jill po ramieniu. - Zostawiam go .pod
twoją opieką, kochanie. Bądz dla niego dobra, bardzo proszę. Dojrzali, wolni mężczyzni, którzy
ani nie są tragicznie odpychający, ani beznadziejnie nietowarzyscy, zdarzają się równie rzadko
jak drogie kamienie.
- Nancy!
Nancy już zniknęła w tłumie i desperacki krzyk Jill nie przebił się przez hałas śmiechu i licznych
głosowo Odwróciła się, by spojrzeć na Huntera. - To było ukartowane - wysyczała. - Ty ją na to
namówiłeś! Co jej musialeś obiecać, żeby się zgodziła?
- Zaproszenie do Białego Domu, gdy ponownie będzie w Waszyngtonie - uśmiechnął się
zjadliwie Hunter. - Będę musiał uruchomić wszystkie swoje dojścia, ale uznałem, że warto.
- Mogłabym wyjść stąd natychmiast - rzekła Jill niskim, gniewnym głosem. - .Byłaby to dla was
obojga dobra nauczka. Ale prędziej mnie diabli wezmą, nim dam wszystkim tu zgromadzonym
wielką satysfakcję z widoku osławionej JilI Benedict wycofującej się z konfrontacji z równie
osławionym Hunterem Kincaide.
- To chyba powinno pochlebiać nam obojgu, nie uważasz?
- Nie bądz naiwny, Hunter. Nie zostałeś zaproszony na to przyjęcie w zamian za jakąś tam
obietnicę przeszmuglowania Nancy na obiad w Białym Domu ani nawet dlatego, że jesteś teraz
sławnym dziennikarzem. Dostałeś zaproszenie, bo ja tu miałam być. A ja tu jestem z tego
jednego powodu, że wszyscy chcą zobaczyć, jak wygląda JilI Benedict, kobieta, która fałszowała
wyniki doświadczeń w sławnej sprawie laboratorium Phoenix, ktora udawała, że znalazła
lekarstwo na stwardnienie rozsiane po to, aby dalej otrzymywać pieniądze na badania. Twój
reportaż o skandalu w badaniach medycznych z pewnością przyniesie ci Nagrodę Pulitzera, ale
nawet i to nie jest dla nich wszystkich tak fascynujące, jak to, że to wlaśnie ty wykryłeś moje
szalbierstwa w Phoenix. - Uśmiechnęła się do niego chłodno. - Czekają na pojedynek, Hunter.
Chcesz ich rozbawić?
- Nie - twarz Huntera miala twardy, uparty wyraz, jaki tak często widywała przedtem. Wyciągnął
rękę i pochwycił z niesionej przez kelnera tacy kieliszek szampana. Wcisnął go w jej rękę. -
Wypij to.
- Ofiara pokojowa? - spytała sarkastycznie. - jesteś optymistą, jeśli sądzisz, że pójdzie ci ze mną
tak łatwo. .
- Zrodek. uspokajający. Mam nadzieję, że jeśli zaliczysz parę kieliszków szampana, to uspokoisz
się na tyle, że będziemy mogli spokojnie porozmawiać, zamiast od razlil ogłaszać wojnę
- W całej Francji nie ma dosyć szampana, by mnie do tego stopnia uspokoić - mimo to wypiła.
Poczuła idące do głowy bąbelki. Z uznaniem obrzuciła go wzrokiem, w pełni doceniając
pozornie niedbały krój jego jasnożołtej sportowej marynarki, rozpiętą pod szyją bawełnianą
koszulę i modne, szerokie, białe spodnie. Był ogolony i najwyrazniej dopiero co umył głowę. Jak
zwykle, jego fryzura wymagała poprawek: czub leżał beztrosko tam, gdzie przypadkiem pozos-
tawił go szybki ruch jego palców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl