[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cho, jakby właśnie zawarła pakt z diabłem.
W jego oczach rozbłysło pożądanie.
- Podnieś ręce w górę.
Zawahała się na moment, bo jeszcze nigdy tak się
nie obnażała. Spięta, uniosła ręce w górę. Westchnął
ciężko, obejmując ją w talii, ściągnął jej przez głowę
niebieską bluzę i Tara została w cienkiej białej koszul
ce. Uniósł brew.
- Dalej?
Albo ogarnęło ją jakieś szaleństwo, albo teraz do
piero objawiała się prawdziwa Tara. Nie wiedziała, ale
nic jej to nie obchodziło. Znów uniosła ramiona i opad
ła z niej kolejna część garderoby.
- Nie przestanę, dopóki mi nie każesz - powie
dział, trzymając ręce na zapięciu biustonosza.
Skinęła głową.
Usłyszała klik i poczuła ręce Clinta na swych ra
mionach. Zsunął ramiączka i następna część garderoby
spadła na podłogę.
- Dokończ to - powiedziała, wiedząc, że się w nią
wpatruje i to z powodu jego wzroku, a nie ciepłego
powietrza czuje gorÄ…co na nagich piersiach.
Poczuła w talii jego palce i po chwili nie miała na
sobie roboczych spodni i została w samych tylko bia
łych majteczkach. Otworzyła wtedy oczy i zobaczyła,
że stoi tuż przed nią, z groznym spojrzeniem, jak zwie
rzę, które odmawia pożywienia.
- Woda stygnie - wykrztusił.
- Pewnie tak.
Stała przed nim, prawie naga i bezbronna.
Przeciągnął dłońmi po włosach.
- Tara...
- Co?
Widziała jego walkę, taką samą, jak ona staczała
z sobą. Ale ona była zdecydowana, choć na krótko,
poddać się. On nie.
- WyniosÄ™ siÄ™.
- Clint...
Przeszedł obok niej.
- Miłej kąpieli.
Zwiece zamigotały, waniliowy zapach stał się in
tensywniejszy. Zmysłowa atmosfera pozostała. Jednak
drzwi zamknęły się, a tym samym znikła jej nadzieja.
On się sprawdził i wygrał. Miłej kąpieli".
- Spróbuję - szepnęła w ciszę, patrząc na leżące
na podłodze ubrania.
X
ROZDZIAA ÓSMY
Clint siedział przy jej łóżku, patrząc na trójkątną
twarz, cienie padające na pełne usta i kości policz
kowe.
Ubrana była w seledynowy podkoszulek na ra-
miączkach i nie wiadomo co, ukryte pod kołdrą. Wy
glądała pięknie i dziewczęco, a jednak była niewątpli
wie kobieca. Miał okazję podziwiać jej kształty dziś
rano, gdy światło świec podkreślało każde wgłębienie
i każdą wypukłość. Pozwolił sobie na wspomnienie jej
kremowej skóry, wąskiej talii, zaokrąglonych bioder
i pełnych piersi.
A jednak od niej odszedł. Dlaczego? %7łeby ją chro
nić? %7łeby chronić siebie przed pokusą, której się nie
mógł oprzeć, przed pożądaniem, jakiego żadne z nich
dotąd nie doświadczyło? Które mogło zniszczyć ten
cienki pancerz ochronny, jaki oboje sobie wypracowali,
żeby już nigdy nie cierpieć?
Siedział obok niej z rękami skrzyżowanymi na pier
siach. Odczuwał przemożną chęć, żeby być w pobliżu
tej kobiety. Nie tylko dlatego, żeby ją chronić, ani żeby
zaspokoić pożądanie, ale coś więcej.
Zrozumiał, że kiedy Tara jest w pobliżu albo ich
spojrzenia siÄ™ spotkajÄ…, albo gdy wymawia jego imiÄ™,
on staje się innym człowiekiem, którego sam ledwo
poznaje. Staje się mężczyzną, a nie chodzącym trupem,
jakim był przez ostatnie trzy lata. %7łyje. I niezależnie
od tego, że uczucie to budziło jego niepokój, było zbyt
przyjemne, żeby próbował z niego rezygnować.
Tara poruszyła się przez sen. Zatrzepotała rzęsami
i uniosła powieki. Dwa zielone jeziorka spojrzały na
niego bez strachu, z lekkim zdziwieniem. Był na siebie
wściekły. Chciał wyjść z pokoju, zanim ona się obudzi.
Powiedziała trochę ochrypłym, zaspanym głosem.
- Dzień dobry.
- Już prawie dobry wieczór - powiedział z uśmie
chem.
- Która godzina?
- Niedługo piąta.
Przerażona, usiadła natychmiast.
- Zmarnowałam cały dzień.
- Nie, Taro, jesteś dokładnie tam, gdzie powinnaś
być.
Wyglądała tak słodko, a jednocześnie seksownie, że
Clint miał wielką ochotę znalezć się pod jej kołdrą,
być obok niej, pod nią, na niej, gdziekolwiek, gdzie
ciało dotyka ciała.
- Ale ty nie jesteÅ› tam, gdzie powinieneÅ›, prawda?
- Zauważyłaś?
- Może jestem trochę nieprzytomna, ale tyle wiem.
- Nie jesteś nieprzytomna, jeszcze trochę zmęczo
na.
- To ta kąpiel - uśmiechnęła się cierpko. - Za bar
dzo uspokajajÄ…ca.
Nie mógł się powstrzymać. Nachylił się i szepnął
jej do ucha.
- Na mnie podziałała dokładnie odwrotnie.
- Bardzo ci tak dobrze, Andover.
- To nie dlatego, że cię nie pragnąłem, Taro. Prag
nÄ…Å‚em ciÄ™ za bardzo.
Skinęła głową i odetchnęła głęboko, ale widział po
jej zielonych oczach, że jego odejście ją zabolało.
- Czy coś się stało? - spytała lekko. - Czy Jane
dzwoniła?
- Nic się nie stało. Jane dzwoniła. Razem z Marissą
i Autumn robią ozdoby choinkowe. Nie chciało jej się
wyjeżdżać, więc posłałem tam na noc Harry'ego. Skoro
są tam we dwójkę z Sorrensonem, dadzą sobie radę
beze mnie.
- Więc?
- Więc ja zostaję tutaj.
- Skoro Jane jest bezpieczna, to dlaczego... - po
machała ręką w jego kierunku.
- Chyba nie przyjmiesz wytłumaczenia, że cię
ochraniam?
- Niezupełnie.
- Prawdę mówiąc, mam pomysł.
Uniosła brwi z ciekawości.
- W tej właśnie sprawie? Powiedz mi, czy są jakieś
nowe dane?
- Nie. Chodzi o to, żebyś się ubrała i wyszła na
zewnÄ…trz.
Odczekała kilka sekund i spytała:
- I niczego więcej się nie dowiem?
- Nie, kochanie.
Ten dziwny ból, który czuł w lędzwiach, gdy ob
serwował ją śpiącą, ulokował się teraz w klatce pier
siowej. Kiedyś wpakuje się w poważne tarapaty, jak
będzie tak się do niej odzywał. Nie zareagowała na to
czułe słówko i nie był pewien, czy poczuł ulgę, czy
rozczarowanie.
Z szarych chmur zaczął padać śnieg, pokrywając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
cho, jakby właśnie zawarła pakt z diabłem.
W jego oczach rozbłysło pożądanie.
- Podnieś ręce w górę.
Zawahała się na moment, bo jeszcze nigdy tak się
nie obnażała. Spięta, uniosła ręce w górę. Westchnął
ciężko, obejmując ją w talii, ściągnął jej przez głowę
niebieską bluzę i Tara została w cienkiej białej koszul
ce. Uniósł brew.
- Dalej?
Albo ogarnęło ją jakieś szaleństwo, albo teraz do
piero objawiała się prawdziwa Tara. Nie wiedziała, ale
nic jej to nie obchodziło. Znów uniosła ramiona i opad
ła z niej kolejna część garderoby.
- Nie przestanę, dopóki mi nie każesz - powie
dział, trzymając ręce na zapięciu biustonosza.
Skinęła głową.
Usłyszała klik i poczuła ręce Clinta na swych ra
mionach. Zsunął ramiączka i następna część garderoby
spadła na podłogę.
- Dokończ to - powiedziała, wiedząc, że się w nią
wpatruje i to z powodu jego wzroku, a nie ciepłego
powietrza czuje gorÄ…co na nagich piersiach.
Poczuła w talii jego palce i po chwili nie miała na
sobie roboczych spodni i została w samych tylko bia
łych majteczkach. Otworzyła wtedy oczy i zobaczyła,
że stoi tuż przed nią, z groznym spojrzeniem, jak zwie
rzę, które odmawia pożywienia.
- Woda stygnie - wykrztusił.
- Pewnie tak.
Stała przed nim, prawie naga i bezbronna.
Przeciągnął dłońmi po włosach.
- Tara...
- Co?
Widziała jego walkę, taką samą, jak ona staczała
z sobą. Ale ona była zdecydowana, choć na krótko,
poddać się. On nie.
- WyniosÄ™ siÄ™.
- Clint...
Przeszedł obok niej.
- Miłej kąpieli.
Zwiece zamigotały, waniliowy zapach stał się in
tensywniejszy. Zmysłowa atmosfera pozostała. Jednak
drzwi zamknęły się, a tym samym znikła jej nadzieja.
On się sprawdził i wygrał. Miłej kąpieli".
- Spróbuję - szepnęła w ciszę, patrząc na leżące
na podłodze ubrania.
X
ROZDZIAA ÓSMY
Clint siedział przy jej łóżku, patrząc na trójkątną
twarz, cienie padające na pełne usta i kości policz
kowe.
Ubrana była w seledynowy podkoszulek na ra-
miączkach i nie wiadomo co, ukryte pod kołdrą. Wy
glądała pięknie i dziewczęco, a jednak była niewątpli
wie kobieca. Miał okazję podziwiać jej kształty dziś
rano, gdy światło świec podkreślało każde wgłębienie
i każdą wypukłość. Pozwolił sobie na wspomnienie jej
kremowej skóry, wąskiej talii, zaokrąglonych bioder
i pełnych piersi.
A jednak od niej odszedł. Dlaczego? %7łeby ją chro
nić? %7łeby chronić siebie przed pokusą, której się nie
mógł oprzeć, przed pożądaniem, jakiego żadne z nich
dotąd nie doświadczyło? Które mogło zniszczyć ten
cienki pancerz ochronny, jaki oboje sobie wypracowali,
żeby już nigdy nie cierpieć?
Siedział obok niej z rękami skrzyżowanymi na pier
siach. Odczuwał przemożną chęć, żeby być w pobliżu
tej kobiety. Nie tylko dlatego, żeby ją chronić, ani żeby
zaspokoić pożądanie, ale coś więcej.
Zrozumiał, że kiedy Tara jest w pobliżu albo ich
spojrzenia siÄ™ spotkajÄ…, albo gdy wymawia jego imiÄ™,
on staje się innym człowiekiem, którego sam ledwo
poznaje. Staje się mężczyzną, a nie chodzącym trupem,
jakim był przez ostatnie trzy lata. %7łyje. I niezależnie
od tego, że uczucie to budziło jego niepokój, było zbyt
przyjemne, żeby próbował z niego rezygnować.
Tara poruszyła się przez sen. Zatrzepotała rzęsami
i uniosła powieki. Dwa zielone jeziorka spojrzały na
niego bez strachu, z lekkim zdziwieniem. Był na siebie
wściekły. Chciał wyjść z pokoju, zanim ona się obudzi.
Powiedziała trochę ochrypłym, zaspanym głosem.
- Dzień dobry.
- Już prawie dobry wieczór - powiedział z uśmie
chem.
- Która godzina?
- Niedługo piąta.
Przerażona, usiadła natychmiast.
- Zmarnowałam cały dzień.
- Nie, Taro, jesteś dokładnie tam, gdzie powinnaś
być.
Wyglądała tak słodko, a jednocześnie seksownie, że
Clint miał wielką ochotę znalezć się pod jej kołdrą,
być obok niej, pod nią, na niej, gdziekolwiek, gdzie
ciało dotyka ciała.
- Ale ty nie jesteÅ› tam, gdzie powinieneÅ›, prawda?
- Zauważyłaś?
- Może jestem trochę nieprzytomna, ale tyle wiem.
- Nie jesteś nieprzytomna, jeszcze trochę zmęczo
na.
- To ta kąpiel - uśmiechnęła się cierpko. - Za bar
dzo uspokajajÄ…ca.
Nie mógł się powstrzymać. Nachylił się i szepnął
jej do ucha.
- Na mnie podziałała dokładnie odwrotnie.
- Bardzo ci tak dobrze, Andover.
- To nie dlatego, że cię nie pragnąłem, Taro. Prag
nÄ…Å‚em ciÄ™ za bardzo.
Skinęła głową i odetchnęła głęboko, ale widział po
jej zielonych oczach, że jego odejście ją zabolało.
- Czy coś się stało? - spytała lekko. - Czy Jane
dzwoniła?
- Nic się nie stało. Jane dzwoniła. Razem z Marissą
i Autumn robią ozdoby choinkowe. Nie chciało jej się
wyjeżdżać, więc posłałem tam na noc Harry'ego. Skoro
są tam we dwójkę z Sorrensonem, dadzą sobie radę
beze mnie.
- Więc?
- Więc ja zostaję tutaj.
- Skoro Jane jest bezpieczna, to dlaczego... - po
machała ręką w jego kierunku.
- Chyba nie przyjmiesz wytłumaczenia, że cię
ochraniam?
- Niezupełnie.
- Prawdę mówiąc, mam pomysł.
Uniosła brwi z ciekawości.
- W tej właśnie sprawie? Powiedz mi, czy są jakieś
nowe dane?
- Nie. Chodzi o to, żebyś się ubrała i wyszła na
zewnÄ…trz.
Odczekała kilka sekund i spytała:
- I niczego więcej się nie dowiem?
- Nie, kochanie.
Ten dziwny ból, który czuł w lędzwiach, gdy ob
serwował ją śpiącą, ulokował się teraz w klatce pier
siowej. Kiedyś wpakuje się w poważne tarapaty, jak
będzie tak się do niej odzywał. Nie zareagowała na to
czułe słówko i nie był pewien, czy poczuł ulgę, czy
rozczarowanie.
Z szarych chmur zaczął padać śnieg, pokrywając [ Pobierz całość w formacie PDF ]