[ Pobierz całość w formacie PDF ]

święta Trzech Króli sir Benedick Villiers pojął mnie za żonę.
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Benedick poznaÅ‚ wreszcie, czym może być dom. DoÅ›wiad­
czyÅ‚ wygody, ciepÅ‚a i spokoju. Za wszystkim tym kryÅ‚y siÄ™ czy­
jeś staranie i czyjaś troska. Znał tę osobę, bo właśnie trzymał ją
w ramionach. PieÅ›ciÅ‚ jej atÅ‚asowe ciaÅ‚o i zaspokajaÅ‚ jej pragnie­
nia. Każde dotkniÄ™cie ustami, każdy pocaÅ‚unek uderzaÅ‚ do gÅ‚o­
wy niczym mocne wino.
Nagłe obudził się i ujrzał nad sobą sufit. Był sam w łóżku,
a w komnacie panował chłód. Zwiatło poranka wsączało się do
Å›rodka przez szpary w zamkniÄ™tych okiennicach. OgieÅ„ na ko­
minku dawno już wygasł i mimo ciepłego okrycia Benedick
miał zziębnięte stopy.
Rzeczywistość różniła się od marzenia sennego.
Zmarszczył brwi. Nie powinien był jej pocałować. Teraz
wiedział, jakich rozkoszy będzie doznawał mężczyzna, którego
wybierze na męża dla Noel. Wiedza ta przysparzała mu jedynie
bólu i niepokoju. Noel była zbyt świeżą i niewinną istotą, by
mógł otworzyć przed nią duszę i zawierzyć tajemnicę swojego
życia. ByÅ‚a to gorzka prawda, ale trzeba byÅ‚o przyjąć jÄ… do wia­
domości.
Noel zasÅ‚ugiwaÅ‚a na kogoÅ› lepszego, nie naznaczonego zma­
zÄ… krwi przelewanej w nie koÅ„czÄ…cej siÄ™ bitwie. Powinien wy­
nalezć jej równie słonecznego jak ona młodzieńca, któremu
Noel urodzi mnóstwo dzieci. Musiał też jak najszybciej pozbyć
się jej z domu, aby wyschło zródło dręczących snów. A na razie
RS
należy pamiętać, że Noel jest jego podopieczną, co narzuca
opiekunowi pewien określony sposób zachowania. Nerwowo
przeczesał palcami włosy i policzył dni.
Doliczył się dziesięciu.
Gdy zszedÅ‚ do holu w towarzystwie w poÅ‚owie tylko rozbu­
dzonego Alarda, wrzało już jak w ulu. Służba biegała tam i z
powrotem, a Noel stała w drzwiach, witając serdecznie parę
wieśniaków.
Benedick podszedÅ‚ bliżej i przypatrzyÅ‚ siÄ™ baczniej męż­
czyznom. Coś w nich go zaniepokoiło. Tych dwóch wyglądało
bardzo nędznie, a jednak rozmawiając z Noel, zachowywali się
ze swobodÄ…, jakby byli z niÄ… na równej stopie. ByÅ‚o to za­
kłóceniem hierarchii spoÅ‚ecznej i Benedick postanowiÅ‚ interwe­
niować.
Podszedł i już miał posłać żebraków do diabła, gdy poczuł
na sobie spojrzenie Noel. Słowa uwięzły mu w gardle. Zobaczył
jej powitalny promienny uÅ›miech, który natychmiast go pod­
bił. Noel spoglądała na niego tak, jakby uosabiał jej najgorętsze
pragnienia.
A jeśli taka właśnie była prawda? Jeśli faktycznie jego widok
ją uszczęśliwiał? Jak w tej sytuacji powinien się zachować?
Noel nawet nie raczyła zauważyć chmury na jego czole.
Wskazała ręką na dwóch mężczyzn.
- To Drogo i Edgar - powiedziała. - Są wolnymi ludzmi
i prócz twojej uprawiają jeszcze swoją własną ziemię.
StarajÄ…c siÄ™ przybrać uprzejmy wyraz twarzy, Benedick ski­
nął głową na znak powitania.
- Cieszymy się z twego przyjazdu, sir - pierwszy odezwał
się Drogo. - To dobry znak, że powrót zbiegł się ze świętami
Bożego Narodzenia.
- A te święta dzięki panience Noel są zupełnie wyjątkowe
RS
- dorzuciÅ‚ Edgar. - Nie ma pewnie lepszych nawet na królew­
skim dworze.
Benedick słyszał o wystawności i przepychu panujących na
dworze króla Edwarda i wolałby, by na zamku Longstone nie
dochodziło do takiej rozpusty.
Widząc, że jej rycerz nie ma ochoty na dalszą rozmowę z
gośćmi, Noel zaprosiła ich do środka i uprzejmym gestem
wskazała drogę do sali, gdzie służba przygotowywała już stoły
do posiłku.
- Co oni tu robią? - spytał Benedick.
- Jest Boże Narodzenie i zgodnie z obyczajem każdy miesz­
kaniec wÅ‚oÅ›ci ma wstÄ™p do zamku swego pana. Dostaje boche­
nek chleba i świecę, a także zaproszony zostaje na ucztę.
- To przesada, rozrzutność, nieliczenie siÄ™ z groszem - rzu­
cił gniewnie Benedick.
- Ale taka jest.
- Wiem. Wiem. Taka jest tradycja!
Roześmiała się, nic sobie nie robiąc z jego gniewu. Chcąc
nie chcÄ…c, również Benedick siÄ™ rozpogodziÅ‚. Tymczasem przy­
bywali inni wieÅ›niacy. Noel witaÅ‚a wszystkich z takÄ… samÄ… ser­
decznością, zaś Benedickowi nie pozostawało nic innego, jak
stanąć u jej boku i odgrywać rolę gościnnego gospodarza.
ZnaÅ‚a wszystkich z imienia, oni zaÅ› odnosili siÄ™ do niej z sza­
cunkiem i czuÅ‚oÅ›ciÄ…. Benedick po raz pierwszy zetknÄ…Å‚ siÄ™ z ta­
kim stosunkiem łączącym lady i włościan.
Nie wiedział tylko, jak ma się do tego odnieść. Co ci ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl