[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najprostsze. W tym wypadku Hugh nie liczył na to i bardzo się zdziwił, kiedy jeden z jego
strażników triumfalnie przyprowadził na zamek złodzieja, żyjącego w pobliżu mniej czujnych
mieszkańców Podzamcza. Zdziwił go nie tyle sam człowiek, który był taki, jak można się
było spodziewać, ile sztylet i pochwa, które przy nim znaleziono i przekazano szeryfowi jako
dowód jego przewinień. We wgłębieniu ostrza jeszcze widniały ślady zaschniętej krwi, bez
wątpienia czyjejś kury lub gęsi.
Był to bardzo piękny sztylet z rękojeścią wysadzaną drogimi kamieniami, tak
ukształtowaną, że świetnie pasowała do ręki; metalowa pochwa pokryta była wyprawioną
skórą, która pociemniała i straciła kolor pod wpływem ognia i podarta była na strzępy na
połowie długości od czubka. Przy sztylecie wisiał kawałek cienkiego rzemiennego paska.
Hugh widział niedawno pętlę od niego; a może tylko bardzo podobną?
Wystawił głowę do wnętrza ciemnego przedsionka i powiedział:
- Wprowadz go tu.
W jego izbie palił się ogień, była też ława, na której można było usiąść.
- Zdejmij mu łańcuchyrozkazał Hugh, ledwie zobaczył, jak kiepski jest stan
wprowadzonego, bardzo wysokiego człowieka - niech usiądzie przy ogniu. Możesz zostać
przy nim, ale wątpię, żeby ci sprawił jakikolwiek kłopot.
Więzień sprawiałby zapewne imponujące wrażenie, gdyby nie był tak bardzo
wychudzony. Teraz, skurczony z głodu, miał na sobie łachmany, choć był to już początek
zimy. Nie mógł być stary. Oczy i czupryna jasnych włosów świadczyły o jego młodości.
Mimo krańcowego wychudzenia poruszał się z wigorem. Kiedy rozgrzał się przy ogniu,
zarumienił się i wyprostował, osiągając prawie swój normalny wzrost. Jednak jego niebieskie
oczy patrzyły na Beringara z wychudłej twarzy w milczącym przerażeniu. Przypominał dzikie
zwierzę w pułapce, w napięciu czekające, by uciec. Przez cały czas pocierał przeguby rąk,
uwolnione z ciężkich łańcuchów.
- Jak ci na imię? - spytał Hugh tak łagodnie, że nieszczęśnik spojrzał na niego
przerażony i skamieniał bez ruchu, ponieważ nie pojmował, co może znaczyć ten ton. - Jak
ludzie do ciebie mówią? - powtórzył cierpliwie Hugh.
- Harald, wasza łaskawość, na imię mam Harald. - Poruszył się niespokojnie, aż mu
kości zachrzęściły. Dokuczliwy kaszel przerwał mu to, co mówił. Tak na imię miał ongiś król
Anglii, poprzednik Wilhelma Zdobywcy, o czym pamiętali jeszcze starzy ludzie.
- Powiedz mi, Haraldzie, jak wszedłeś w posiadanie tego sztyletu. Jest to przecież
broń bogatego człowieka, o czym musisz wiedzieć. Sam widzisz, że jest pięknie wykonana i
przyozdobiona drogimi kamieniami. Gdzie znalazłeś coś takiego?
- Nie ukradłem tego - odparł nieszczęśnik, trzęsąc się. - Przysięgam, że nie! To było
wyrzucone, nikt tego nie chciał...
- Gdzie to znalazłeś? - spytał ostrzej Hugh.
- W lesie, wasza łaskawość. Jest tam takie miejsce, gdzie wypalają węgiel drzewny. -
Opisał wszystko dokładnie, jąkając się i mrugając, żeby tylko zrzucić z siebie winę. - Było
tam wygasłe ognisko, z którego brałem czasem opał, ale bałem się przebywać tak blisko
drogi. Ten nóż leżał w popiele, zgubiony, a może wyrzucony. Nikt go nie chciał, a mnie nóż
był potrzebny... - Zadrżał, patrząc niebieskimi, przerażonymi oczami na nic niewyrażającą
twarz Beringara. - To nie była kradzież... nic nie kradłem, chyba tylko po to, żeby utrzymać
się przy życiu, wasza miłość, przysięgam.
Nie był specjalnie sprytnym złodziejem, gdyż z trudem utrzymywał się przy życiu.
Hugh spojrzał na niego z roztargnionym zainteresowaniem i bez zbytniej wrogości.
- Jak długo żyłeś na dziko?
- Chyba ze cztery miesiące, wasza łaskawość. Ale nigdy nie popełniłem gwałtownego
czynu, a kradłem tylko jedzenie. Nóż był mi potrzebny do polowania...
No cóż, pomyślał Hugh, król może sobie pozwolić od czasu do czasu na utratę samy.
Ten nędzarz potrzebuje tego bardziej niż Stefan, a król w przypływie dobrego humoru
mógłby mu ją ofiarować. Głośno powiedział:
- Nadchodzi zima. Trudno wtedy żyć człowiekowi. Lepiej, żebyś przez pewien czas
został u nas, Haraldzie, pod dachem, i regularnie dostawał pożywienie, choć nie będzie to
dziczyzna. - I odwrócił się do sierżanta, który czujnie stał obok: - Zamknij go znów. Trzeba
mu dać koce, żeby miał się czym owinąć. I dopilnuj, żeby jadł, ale na początek niezbyt dużo,
bo może się zadławić i umrze nam. - Wiedział o takich przypadkach, które zdarzyły się
ubiegłej zimy podczas oblężenia Worcester, kiedy jedni umierali z głodu na drodze, a inni,
ledwie znalezli schronienie, umierali z przejedzenia.I dobrze się z nim obchodz! - dodał ostro
Hugh, kiedy sierżant wyprowadzał więznia. - On nie wytrzyma złego traktowania, a jest mi
potrzebny! Zrozumiałeś?
Sierżant zrozumiał, że to jest właśnie poszukiwany morderca i żywy musi doczekać
swego procesu i ceremoniału śmierci. Uśmiechnął się i zwolnił swój chwyt na kościstym
ramieniu.
- Zrozumiałem, wasza łaskawość.
Odeszli, strażnik i więzień, do zamkniętej celi, gdzie przestępca Harald,
przypuszczalnie zbiegły chłop pańszczyzniany, będzie miał cieplej niż w lesie i gdzie będzie
dostawać jedzenie. Choć skromne, to nie będzie musiał na nie polować.
Hugh załatwił na zamku wszystkie swoje codzienne obowiązki, a potem poszedł
odwiedzić brata Cadfaela w jego chacie.
Cadfael właśnie przygotowywał aromatyczną miksturę dla starszych ludzi, łagodzącą
skutki pierwszych zimowych chłodów. Hugh usiadł, jak zawsze, na swej ulubionej ławie,
oparty o ścianę z bali i z przyjemnością wziął w ręce kubek jednego z lepszych win Cadfaela,
przeznaczonych dla przyjaciół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl