[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan Paweł wszedł i usiadł z komiczną powagą, jak człowiek, który ma coś ważnego
powiedzieć. Postrzegła to panna Klara i zaczęła sobie żartować z jego miny tajemniczej i
zwiastującej jakąś złą nowinę.
 Nie śmiej się, kuzynko!  rzekł pan Paweł, przybierając jeszcze więcej powagi  bom
ja tu nie przyjechał w usposobieniu żartowania, ale w zamiarze zemsty.
 Zemsty? proszę!  odpowiedziała z udanym podziwieniem.  Czy nie myślisz zemścić
się na tym dębczaku, który ci wlazł w drogę, pamiętasz, wtenczas, gdyś mi mało rąk i nóg nie
połamał? O! gdyby nie taki mąż  dodała z umizgiem byłabym pewnie kaleką.
Marszałek zaczerwienił się na te słowa; twarz pana Kaspra rozjaśniła się i zrobiła się prawie
piękną, a pan Paweł odpowiedział:
 Wcale nie. Ja chcę się zemścić na tobie, kuzynko, i dowieść ci, żeś nie miała racji
wtenczas, gdyś się na mnie rozgniewała, gdyś mi kazała pójść precz, gdyś mnie nazwała kłamcą.
 Szkoda wielka, panie Pawle, żeś się wybrał za pózno. Jużem się dobrze o tym
przekonała. Jednakże powiedz, jakież masz dowody?
 Dowód  odpowiedział, nie uważając, że pan Kasper na niego mrugał  jest w wielkiej
nowinie, którą państwu przywożę i o której nawet pan Barski nie wie.
 Nasz poeta  odezwał się z flegmą pan Kasper  chce państwu donieść, że się pan
August ożenił.
Cofnął się na krześle pan Paweł, wytrzeszczył oczy zdziwione na kulawego diabła i mina
jego była tak pocieszna, że się panna Klara w głos rozśmiała.
 O! ponieważ się pani śmiejesz  rzekł wówczas uradowany pan Kasper  z czego się
serdecznie cieszę, to mogę teraz pani powiedzieć, że mój zacny braciszek ożenił się z panią
Graznicką, o której może pani trochę słyszałaś i z którą jezdził w poście na Pobereże. Ciotka tej
jejmości, starościna B., umarła na kilka dni przed Kwietną Niedzielą. Gdy otworzono testament,
pokazało się, że mianowała siostrzenicę dziedziczką całego majątku, z wyłączeniem dalszych
cokolwiek krewnych. Wskutek tego rozporządzenia, odbył się incognito w sześć dni po
Wielkiejnocy ślub tak godnych siebie małżonków.
 Uważże teraz, kuzynko, kto twoje miejsce zajął i...
 Nic w tym nie ma dziwnego  przerwał pan Kasper.  Pan August jest spekulant
mariażowy. Chciał poślubić milion, a czy tę cyfrę reprezentować miało przed ołtarzem cudne
stworzenie z niewinnym i kochającym sercem, czy ostatnia nierządnica, to dla niego wszystko
jedno.
Wzdrygnęła się panna Klara na te słowa, ale pokonywując wstręt i oburzenie i przybrawszy
wyraz łagodny i uśmiechający się, rzekła:
 Mówmy o czym innym.
Zaczęto mówić o czym innym i odtąd o panu Auguście nie było żadnej wzmianki w
Dębowej Woli.
XXXIII
Wypadek ten niepotrzebnym już był do skłonienia serca panny Klary dla męża, ale przydał
się skutecznie do przełamania jej fałszywego wstydu, jej uporu i miłości własnej,
usprawiedliwiwszy najzupełniej wybór matki i postępowanie męża.
Gdy w parę dni potem wszyscy się rozjechali i marszałek przyzwany przez gubernatora
wyjechał także na tydzień do Kamieńca, poznała dopiero panna Klara po tym smutku, po tej
tęsknocie, jaka ją ogarnęła, że go kocha i kocha o tyle więcej, niż kochała pana Augusta, o ile
przewyższał go sercem, rozumem, duszą i tym nieograniczonym przywiązaniem, które widziała w
każdym jego słowie, w każdym spojrzeniu.
Pierwsze dwa dni chodziła po ogrodzie, po swoich pokojach i tęskniła. Ani książka, ani
fortepian, ani ołówek, nic ją nie mogło rozerwać. Gdzie rzuciła okiem, wszędzie był ślad jego
rozumu, jego gustu, jego starań dla niej, jego nieocenionej miłości. Zaczęła więc rzewnie płakać i
tuląc do ust wszystko, co niedawno od niego otrzymała, wołała sama do siebie:  Henryku, gdzie
ty?
W takim usposobieniu trzeciego dnia stanęła przed kominkiem z załamanymi rączkami, jak
wdowa opuszczona, i podniosła oczy w górę. Obraz Espanioleta uderzył ją. Przypomniała sobie
swoją niesprawiedliwość, przypomniała sobie, że tam był dawniej jak żywy ten, którego jej oczy
szukały, którego jej serce pragnęło. Przyszła jej myśl szczęśliwa, aż splesnęła rękami od radości,
tak była z niej kontenta. Prędko otarła łezki, pobiegła do dzwonka, a gdy wszedł kamerdyner,
zapytała:
 Gdzie portret pana, co tu wisiał?
 Jest w bibliotece, proszę pani  odpowiedział.
 A tamte pokoje otwarte?
 Otwarte wszystkie.
I panna Klara poszła prędko na drugą stronę, gdzie jeszcze nigdy nie była. Rzuciła okiem na
salę i uderzyła ją jej wspaniałość i prostota. Poszła do biblioteki, zamknęła drzwi za sobą i drżała od
radości, od szczęścia, że jest tu, gdzie on tyle dni o niej przemyślał.
Znalazła prędko portret męża i przesłała tej niemej twarzy słodki uśmiech, słodsze jeszcze
pocałowanie. Napatrzywszy się do woli, przeszła wzdłuż salę, przerzucała papiery, zajrzała do
książki, którą zostawił otwartą, nacieszyć się nie mogła pięknością i doborem malowideł, a gdy
przyszła do ulubionego kącika marszałka, gdy postrzegła tam i swój portret i obaczyła, że już
przeszło lat trzy, jak robiony, łzy jej się w oczach zakręciły.
O, mój Boże!  pomyślała  więc on mnie od tak dawna kocha, a ja tego nie widziałam!
Ale to nic, nic, to lepiej, o, stokroć lepiej. Przeszłam przez ciężką próbę. Nie znałabym go tak, nie
kochałabym go nigdy tak, jak go teraz kocham. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl