[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wytrzezwiała. Na jego twarzy malowała się wściekłość.
Miał złą noc. Walczył z okropnym kacem, chęcią pobicia kogoś i
straszliwymi wyrzutami sumienia, które mówiło mu, że nie ma prawa
oceniać zachowania Bev, skoro poprzedniej nocy sam wyciął taki numer.
Sumienie przegrywało w tej walce.
Niewiele brakowało, a przerwałby to całe cholerne przyjęcie. Bardzo
niewiele. Nie podobał mu się sposób, w jaki każdy mężczyzna tutaj,
włącznie z kapitanem statku, strzelał oczami do Bev. Nie podobał mu. się
sposób, w jaki Arthur kładł ręce na jej biodrach, a najbardziej nie podobał
mu się sposób, w jaki ona kleiła się do niego. Jeśli się nie uspokoi i nie
zacznie zachowywać przyzwoicie, święto wina może zakończyć się
burzliwie" - pomyślał, obserwując tańczącą dziewczynę.
Strój, który miała na sobie, przyciągał najwyrazniej oczy wszystkich
tańczących mężczyzn. Była to jedna z tych stylizowanych na wiejskie,
wydekoltowanych kreacji w duże kwiaty. Falbanki, które zwisały z ramion
Bev, wyglądały tak, jakby za moment miały spaść na ziemię. Zdaje się, że
nie miała stanika. Jeśli pociągnie jeszcze trochę wina, zaleje się całkowicie.
Zalać się - pomyślał. - Nawet niezły pomysł". Uśmiechnął się ponuro,
po raz pierwszy od wielu dni. Zacisnął szczęki, wyobrażając sobie, jak
przerzuca ją sobie przez ramię, niesie do kajuty i przywołuje do porządku.
Wyobraził sobie własną dłoń, spadającą raz za razem na jej pośladki. To ma-
rzenie dało mu prawie tyle samo perwersyjnej satysfakcji, co inne, w którym
utopił Arthura, ciągnąc go na linie za statkiem.
Obracał w wyobrazni wymyśloną scenę, oglądając ją ze wszystkich
stron wolno, szczegół za szczegółem, aż wybuch śmiechu przywołał go z
125
RS
powrotem do rzeczywistości. Bev i Arthur skakali w pojemniku z owocami
męczennicy. Ona podniosła wysoko spódnicę i brykała jak nastolatka.
Poczuł, iż traci panowanie nad sobą. Sukienka zsunęła się jej z
ramienia, prawie całkowicie odsłaniając pierś. Arthur wydał okrzyk i
próbował osłonić ją, pociągając materiał ponownie do góry. Bev chichotała i
biła go po rękach.
Samowi pociemniało w oczach. Może nawet Arthur starał się tylko jej
pomóc, ale fakt pozostawał faktem; ten hochsztapler pieścił jej piersi!
Dopadł błyskawicznie do drewnianego pojemnika i skoczył, lądując w
środku.
- Spadaj, chłopcze - powiedział, popychając oszusta. Mężczyzna
upadł, znikając w fioletowej mazi.
- Ten facet ma na nogach buty! - zapiszczała jakaś kobieta.
- Kto to jest?! - zawołał ktoś inny. - Skąd się tu wziął?!
- Co robisz! - krzyknęła Bev. Dopiero po chwili uświadomiła sobie
jego obecność. Próbowała ratować Arthura, który nie mógł stanąć na nogi.
Zamachała rękami, łapiąc równowagę.
- Skąd się tu wziąłeś, Sam?
- Zabawa skończona, Koronko. - Chwycił ją za rękę i pociągnął za
sobą. - Idziesz ze mną.
- Chyba zwymiotuję - wymamrotała Bev, podczas gdy Sam dużymi
krokami zmierzał do kajuty. Zwisała bezwładnie, przerzucona przez jego
ramię jak worek z brudną bielizną. Zwiat szybował wokół niej do góry
nogami. Wiedziała, że powinna kopać, wrzeszczeć i robić to wszystko, co
wyczyniają w filmach porwane kobiety, ale nie czuła się na siłach.
126
RS
Prawie wszyscy pasażerowie bawili się na wyspie, toteż tylko kilku
kelnerów i członków załogi przyglądało się, jak Sam transportuje ją przez
wąskie korytarze.
- Postaw mnie - szepnęła. - Wszyscy patrzą.
- Niech patrzą.
- Dlaczego mnie niesiesz?
- Bo jesteś zalana w trupa.
- W co? Dokąd idziemy?
- Do kajuty - zamruczał Sam. - Wezmiesz wspaniały, zimny prysznic.
- Prysznic? Tylko nie to!
Nie zwracał uwagi na jej słabe protesty. Gdy już znalezli się w kajucie,
oparł Bev o kabinę prysznica, a sam wszedł do środka i odkręcił kurek.
- Zdejmij ubranie - powiedział. - Jesteś brudna jak nie-boskie
stworzenie.
- Wcale nie.
Mimo zawrotów głowy zerknęła w dół, na swoje umazane miąższem
nogi, a następnie z wysiłkiem spojrzała w górę na Sama. W jego oczach
malowała się wściekłość, na nosie miał uroczą małą czerwoną plamkę -
rozgnieciony kawałek owocu męczennicy.
- Nie wyglądam gorzej niż ty.
- Zciągnij ten strój wieśniaczki - mruknął - chyba że chcesz, abym ja to
zrobił.
Pokręciła głową, nieomal tracąc równowagę.
Klnąc pod nosem, chwycił za luzną gumkę na szyi dziewczyny i
pociągnął. Następnie ściągnął z Bev sukienkę, pozostawiając ją tylko w
majteczkach.
127
RS
Gapiła się na swoje nagie piersi - jedna była poplamiona owocami,
druga nie.
- Jak to się stało? - spytała z roztargnieniem. Sam zamarł na widok jej
prawie nagiego ciała. Wyglądało na to, że nie zdawała sobie sprawy, iż
została rozebrana, i to w jakiś niewytłumaczalny sposób spowodowało, że
zapragnął jej jeszcze bardziej.
- Trzeba doprowadzić cię do porządku - stwierdził, wpychając ją do
kabiny.
Im szybciej będzie miał to za sobą, tym lepiej. Nie można oczekiwać
rozsądku od pijanej, półnagiej kobiety. Kiedy Bev wytrzezwieje, wtedy się z
nią porachuje.
Wsadził ją pospiesznie pod prysznic i zaniknął drzwi, ale prawie
natychmiast wyskoczyła z powrotem, ociekając wodą.
- Gotowe - zaszczebiotała.
- Akurat. Z powrotem do środka!
Pokręciła głową. Woda rozpryskiwała się na wszystkie strony.
- W takim razie wchodzę z tobą. - Zciągnął koszulę oraz buty i
wepchnął Bev z powrotem do kabiny, wciskając się za nią. Woda zmoczyła
ją natychmiast.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie będziesz umiała powiedzieć swojego
imienia wspak.
Zaczęła natychmiast próbować. Zanim wreszcie jej się to udało,
usłyszał tyle zniekształconych wersji Beverly Jean", iż żałował, że wpadł
na ten pomysł.
- Veb? - powiedziała w końcu. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego
szeroko.
- Dosyć tego - zniecierpliwił się.
128
RS
W maleńkiej kabinie prysznica było ciasno, bardzo ciasno. Bev nie
przestawała się wiercić, by znalezć się z nim twarzą w twarz. Jej miękkie,
wilgotne piersi ocierały się o jego ciało. Doprowadzała go do szaleństwa i,
co gorsza, wyraznie o tym wiedziała.
Odkręcił do końca kurek z zimną wodą, ale zamiast lodowatego,
trzezwiącego natrysku leciała zeń woda o temperaturze pokojowej. Mimo to
trzymał pod nią swą towarzyszkę. Woda płynęła po jej twarzy, spływała po
ramionach i klatce piersiowej. Widok mokrych i lśniących piersi sprawił, że
poczuł wzbierające w nim pożądanie. Czuł się, jakby oblewał go ukrop.
- Jak się czujemy? - spytał, podtrzymując ją i nie spuszczając z niej
wzroku.
- Kto chce to wiedzieć? - Uśmiechnęła się, przekomarzając się z nim
najwyrazniej.
Może, zamiast przyłożyć jej w tyłek, powinien wyrzucić ją za burtę i
ciągnąć za statkiem razem z Arthurem? A może powinien zrobić i to, i to?
Faktem jest, że Bev bawiła się dobrze. Zwiat przestał się huśtać, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
wytrzezwiała. Na jego twarzy malowała się wściekłość.
Miał złą noc. Walczył z okropnym kacem, chęcią pobicia kogoś i
straszliwymi wyrzutami sumienia, które mówiło mu, że nie ma prawa
oceniać zachowania Bev, skoro poprzedniej nocy sam wyciął taki numer.
Sumienie przegrywało w tej walce.
Niewiele brakowało, a przerwałby to całe cholerne przyjęcie. Bardzo
niewiele. Nie podobał mu się sposób, w jaki każdy mężczyzna tutaj,
włącznie z kapitanem statku, strzelał oczami do Bev. Nie podobał mu. się
sposób, w jaki Arthur kładł ręce na jej biodrach, a najbardziej nie podobał
mu się sposób, w jaki ona kleiła się do niego. Jeśli się nie uspokoi i nie
zacznie zachowywać przyzwoicie, święto wina może zakończyć się
burzliwie" - pomyślał, obserwując tańczącą dziewczynę.
Strój, który miała na sobie, przyciągał najwyrazniej oczy wszystkich
tańczących mężczyzn. Była to jedna z tych stylizowanych na wiejskie,
wydekoltowanych kreacji w duże kwiaty. Falbanki, które zwisały z ramion
Bev, wyglądały tak, jakby za moment miały spaść na ziemię. Zdaje się, że
nie miała stanika. Jeśli pociągnie jeszcze trochę wina, zaleje się całkowicie.
Zalać się - pomyślał. - Nawet niezły pomysł". Uśmiechnął się ponuro,
po raz pierwszy od wielu dni. Zacisnął szczęki, wyobrażając sobie, jak
przerzuca ją sobie przez ramię, niesie do kajuty i przywołuje do porządku.
Wyobraził sobie własną dłoń, spadającą raz za razem na jej pośladki. To ma-
rzenie dało mu prawie tyle samo perwersyjnej satysfakcji, co inne, w którym
utopił Arthura, ciągnąc go na linie za statkiem.
Obracał w wyobrazni wymyśloną scenę, oglądając ją ze wszystkich
stron wolno, szczegół za szczegółem, aż wybuch śmiechu przywołał go z
125
RS
powrotem do rzeczywistości. Bev i Arthur skakali w pojemniku z owocami
męczennicy. Ona podniosła wysoko spódnicę i brykała jak nastolatka.
Poczuł, iż traci panowanie nad sobą. Sukienka zsunęła się jej z
ramienia, prawie całkowicie odsłaniając pierś. Arthur wydał okrzyk i
próbował osłonić ją, pociągając materiał ponownie do góry. Bev chichotała i
biła go po rękach.
Samowi pociemniało w oczach. Może nawet Arthur starał się tylko jej
pomóc, ale fakt pozostawał faktem; ten hochsztapler pieścił jej piersi!
Dopadł błyskawicznie do drewnianego pojemnika i skoczył, lądując w
środku.
- Spadaj, chłopcze - powiedział, popychając oszusta. Mężczyzna
upadł, znikając w fioletowej mazi.
- Ten facet ma na nogach buty! - zapiszczała jakaś kobieta.
- Kto to jest?! - zawołał ktoś inny. - Skąd się tu wziął?!
- Co robisz! - krzyknęła Bev. Dopiero po chwili uświadomiła sobie
jego obecność. Próbowała ratować Arthura, który nie mógł stanąć na nogi.
Zamachała rękami, łapiąc równowagę.
- Skąd się tu wziąłeś, Sam?
- Zabawa skończona, Koronko. - Chwycił ją za rękę i pociągnął za
sobą. - Idziesz ze mną.
- Chyba zwymiotuję - wymamrotała Bev, podczas gdy Sam dużymi
krokami zmierzał do kajuty. Zwisała bezwładnie, przerzucona przez jego
ramię jak worek z brudną bielizną. Zwiat szybował wokół niej do góry
nogami. Wiedziała, że powinna kopać, wrzeszczeć i robić to wszystko, co
wyczyniają w filmach porwane kobiety, ale nie czuła się na siłach.
126
RS
Prawie wszyscy pasażerowie bawili się na wyspie, toteż tylko kilku
kelnerów i członków załogi przyglądało się, jak Sam transportuje ją przez
wąskie korytarze.
- Postaw mnie - szepnęła. - Wszyscy patrzą.
- Niech patrzą.
- Dlaczego mnie niesiesz?
- Bo jesteś zalana w trupa.
- W co? Dokąd idziemy?
- Do kajuty - zamruczał Sam. - Wezmiesz wspaniały, zimny prysznic.
- Prysznic? Tylko nie to!
Nie zwracał uwagi na jej słabe protesty. Gdy już znalezli się w kajucie,
oparł Bev o kabinę prysznica, a sam wszedł do środka i odkręcił kurek.
- Zdejmij ubranie - powiedział. - Jesteś brudna jak nie-boskie
stworzenie.
- Wcale nie.
Mimo zawrotów głowy zerknęła w dół, na swoje umazane miąższem
nogi, a następnie z wysiłkiem spojrzała w górę na Sama. W jego oczach
malowała się wściekłość, na nosie miał uroczą małą czerwoną plamkę -
rozgnieciony kawałek owocu męczennicy.
- Nie wyglądam gorzej niż ty.
- Zciągnij ten strój wieśniaczki - mruknął - chyba że chcesz, abym ja to
zrobił.
Pokręciła głową, nieomal tracąc równowagę.
Klnąc pod nosem, chwycił za luzną gumkę na szyi dziewczyny i
pociągnął. Następnie ściągnął z Bev sukienkę, pozostawiając ją tylko w
majteczkach.
127
RS
Gapiła się na swoje nagie piersi - jedna była poplamiona owocami,
druga nie.
- Jak to się stało? - spytała z roztargnieniem. Sam zamarł na widok jej
prawie nagiego ciała. Wyglądało na to, że nie zdawała sobie sprawy, iż
została rozebrana, i to w jakiś niewytłumaczalny sposób spowodowało, że
zapragnął jej jeszcze bardziej.
- Trzeba doprowadzić cię do porządku - stwierdził, wpychając ją do
kabiny.
Im szybciej będzie miał to za sobą, tym lepiej. Nie można oczekiwać
rozsądku od pijanej, półnagiej kobiety. Kiedy Bev wytrzezwieje, wtedy się z
nią porachuje.
Wsadził ją pospiesznie pod prysznic i zaniknął drzwi, ale prawie
natychmiast wyskoczyła z powrotem, ociekając wodą.
- Gotowe - zaszczebiotała.
- Akurat. Z powrotem do środka!
Pokręciła głową. Woda rozpryskiwała się na wszystkie strony.
- W takim razie wchodzę z tobą. - Zciągnął koszulę oraz buty i
wepchnął Bev z powrotem do kabiny, wciskając się za nią. Woda zmoczyła
ją natychmiast.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie będziesz umiała powiedzieć swojego
imienia wspak.
Zaczęła natychmiast próbować. Zanim wreszcie jej się to udało,
usłyszał tyle zniekształconych wersji Beverly Jean", iż żałował, że wpadł
na ten pomysł.
- Veb? - powiedziała w końcu. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego
szeroko.
- Dosyć tego - zniecierpliwił się.
128
RS
W maleńkiej kabinie prysznica było ciasno, bardzo ciasno. Bev nie
przestawała się wiercić, by znalezć się z nim twarzą w twarz. Jej miękkie,
wilgotne piersi ocierały się o jego ciało. Doprowadzała go do szaleństwa i,
co gorsza, wyraznie o tym wiedziała.
Odkręcił do końca kurek z zimną wodą, ale zamiast lodowatego,
trzezwiącego natrysku leciała zeń woda o temperaturze pokojowej. Mimo to
trzymał pod nią swą towarzyszkę. Woda płynęła po jej twarzy, spływała po
ramionach i klatce piersiowej. Widok mokrych i lśniących piersi sprawił, że
poczuł wzbierające w nim pożądanie. Czuł się, jakby oblewał go ukrop.
- Jak się czujemy? - spytał, podtrzymując ją i nie spuszczając z niej
wzroku.
- Kto chce to wiedzieć? - Uśmiechnęła się, przekomarzając się z nim
najwyrazniej.
Może, zamiast przyłożyć jej w tyłek, powinien wyrzucić ją za burtę i
ciągnąć za statkiem razem z Arthurem? A może powinien zrobić i to, i to?
Faktem jest, że Bev bawiła się dobrze. Zwiat przestał się huśtać, [ Pobierz całość w formacie PDF ]