[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego wozu, mknącego aleją lipową.
Dario kierował się w stronę miasta, pełnego pokus i szaleństw. Miał tysiące przyja-
ciół i tak aktywne życie towarzyskie, że nigdy nie musiał być samotny. Coś jej jednak
mówiło, że w gruncie rzeczy mógł być równie samotny jak ona.
L R
T
Nie mogła zasnąć, dopóki nie usłyszała, jak wraca do castello nad ranem. To ozna-
czało, że nazajutrz wstanie pózno, w kiepskim nastroju. Wiedziała z doświadczenia, że
nigdy nie nadrobi straconego czasu.
Castello i posiadłość były praktycznie opustoszałe, kiedy następnego dnia szła pół
mili do swoich wykopalisk obok starej prasy do tłoczenia oliwy. Pracowała w oddali nad
odsłonięciem starożytnego kamiennego paleniska, dopóki słońce nie stanęło w zenicie.
Nagle usłyszała warkot silnika samochodu. Jedna z limuzyn di Sirena zatrzymała się
opodal.
- Josie. Zobacz, co ci przywiezliśmy - usłyszała znajomy głos.
Ujrzała swoją przyjaciółkę Antonię, wypadającą z tylnego siedzenia wozu i pędzą-
cą ku niej z kilkoma torbami z zakupami. Pulchna i ładna, pełna entuzjazmu niczym
szczeniaczek, Toni już po chwili straciła oddech. Josie pobiegła jej na spotkanie. Wzięła
od niej torby i zerknęła do środka.
- Pomarańczowe bikini? To ostatnia rzecz, jakiej bym się spodziewała.
- Dario powiedział, że będzie ci potrzebne. - Antonia uśmiechała się od ucha do
ucha. - Mówi, że musisz nauczyć się pływać.
- Jeśli wejdę w tym stroju do basenu razem z twoim bratem, obawa przed utonię-
ciem będzie chyba moją najmniejszą troską - powiedziała Josie cierpko.
- Będziesz zupełnie bezpieczna.
Josie zaśmiała się.
- No i proszę, a podobno to ja jestem naiwna. Hej, a co się stało z twoją matczyną
troską? - Wyciągając szyję zza Antonii, spojrzała na puste tylne siedzenie limuzyny. -
Przecież nigdy nie zostawiałaś Fabia samego w Rimini?
- Oczywiście, że go nie zostawiłam, głuptasie. Dario czekał na nas przy głównej
bramie na swoim koniu, Ferrari. Przyprowadził ze sobą jednego z kucyków Fabia, żeby
mogli razem pojechać konno do domu.
- Jednego z jego kucyków? To ile to dziecko ich posiada?
Antonia przewróciła dużymi brązowymi oczami.
- Nie mam pojęcia. Dario chce dopasować mu konia w odpowiednim rozmiarze,
więc mamy wybór. - Uśmiechnęła się z poczuciem winy - Pieniądze może i nie przyno-
L R
T
szą szczęścia, ale rozwiązują większość problemów. - Zamyśliła się na moment, ale po
chwili znowu wzięła Josie w ramiona. - Zatem nie zdążyliście się jeszcze dobrze poznać
z Dariem? Nic mi nie mówił.
- A czemu miałby? Jestem tu tylko gościem. - Josie zaśmiała się, ale wskoczyła do
swojego dołu, zanim Antonia dostrzegła wyraz jej twarzy.
- Będziesz miała okazję nadrobić zaległości, bawiąc się świetnie na jutrzejszym
przyjęciu - odrzekła nonszalancko Antonia. - Dario zorganizował je pod pretekstem
uczczenie naszego bezpiecznego powrotu z Rimini. Zaprosił wszystkich znajomych i kil-
ka osób więcej. Będzie cudownie, jak na wszystkich przyjęciach Daria.
- Dzięki Bogu ja będę bezpiecznie w łóżku na długo przedtem, zanim się rozpocz-
nie.
Antonia zmarszczyła brwi.
- Daj spokój, Josie. Wiem, że nie jesteś typem zabawowym, ale czy nie możesz
zrobić raz jeden wyjątku? Będziemy się świetnie bawić. To impreza dobroczynna i
spodoba ci się, naprawdę. Poza tym podają pyszne jedzenie, chociaż mówię oczywiście
za siebie. - Pochyliła się nad stołem z eksponatami, zerkając z zainteresowaniem do pu-
dełka lunchowego Josie. Zamkowa kuchnia zaopatrywała Josie codziennie na drogę w
małą ucztę. Nigdy nie była w stanie zjeść tego w całości.
- Poczęstuj się.
Antonii nie trzeba było tego powtarzać.
- Po prostu nie możesz stracić przyjęcia Daria. - Sięgnęła łakomie po malutką cal-
zone.
- Nie zostałam zaproszona. Nikt mi o tym nie wspominał.
- Josie, jesteś przyjaciółką rodziny. Po prostu przyjdz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
jego wozu, mknącego aleją lipową.
Dario kierował się w stronę miasta, pełnego pokus i szaleństw. Miał tysiące przyja-
ciół i tak aktywne życie towarzyskie, że nigdy nie musiał być samotny. Coś jej jednak
mówiło, że w gruncie rzeczy mógł być równie samotny jak ona.
L R
T
Nie mogła zasnąć, dopóki nie usłyszała, jak wraca do castello nad ranem. To ozna-
czało, że nazajutrz wstanie pózno, w kiepskim nastroju. Wiedziała z doświadczenia, że
nigdy nie nadrobi straconego czasu.
Castello i posiadłość były praktycznie opustoszałe, kiedy następnego dnia szła pół
mili do swoich wykopalisk obok starej prasy do tłoczenia oliwy. Pracowała w oddali nad
odsłonięciem starożytnego kamiennego paleniska, dopóki słońce nie stanęło w zenicie.
Nagle usłyszała warkot silnika samochodu. Jedna z limuzyn di Sirena zatrzymała się
opodal.
- Josie. Zobacz, co ci przywiezliśmy - usłyszała znajomy głos.
Ujrzała swoją przyjaciółkę Antonię, wypadającą z tylnego siedzenia wozu i pędzą-
cą ku niej z kilkoma torbami z zakupami. Pulchna i ładna, pełna entuzjazmu niczym
szczeniaczek, Toni już po chwili straciła oddech. Josie pobiegła jej na spotkanie. Wzięła
od niej torby i zerknęła do środka.
- Pomarańczowe bikini? To ostatnia rzecz, jakiej bym się spodziewała.
- Dario powiedział, że będzie ci potrzebne. - Antonia uśmiechała się od ucha do
ucha. - Mówi, że musisz nauczyć się pływać.
- Jeśli wejdę w tym stroju do basenu razem z twoim bratem, obawa przed utonię-
ciem będzie chyba moją najmniejszą troską - powiedziała Josie cierpko.
- Będziesz zupełnie bezpieczna.
Josie zaśmiała się.
- No i proszę, a podobno to ja jestem naiwna. Hej, a co się stało z twoją matczyną
troską? - Wyciągając szyję zza Antonii, spojrzała na puste tylne siedzenie limuzyny. -
Przecież nigdy nie zostawiałaś Fabia samego w Rimini?
- Oczywiście, że go nie zostawiłam, głuptasie. Dario czekał na nas przy głównej
bramie na swoim koniu, Ferrari. Przyprowadził ze sobą jednego z kucyków Fabia, żeby
mogli razem pojechać konno do domu.
- Jednego z jego kucyków? To ile to dziecko ich posiada?
Antonia przewróciła dużymi brązowymi oczami.
- Nie mam pojęcia. Dario chce dopasować mu konia w odpowiednim rozmiarze,
więc mamy wybór. - Uśmiechnęła się z poczuciem winy - Pieniądze może i nie przyno-
L R
T
szą szczęścia, ale rozwiązują większość problemów. - Zamyśliła się na moment, ale po
chwili znowu wzięła Josie w ramiona. - Zatem nie zdążyliście się jeszcze dobrze poznać
z Dariem? Nic mi nie mówił.
- A czemu miałby? Jestem tu tylko gościem. - Josie zaśmiała się, ale wskoczyła do
swojego dołu, zanim Antonia dostrzegła wyraz jej twarzy.
- Będziesz miała okazję nadrobić zaległości, bawiąc się świetnie na jutrzejszym
przyjęciu - odrzekła nonszalancko Antonia. - Dario zorganizował je pod pretekstem
uczczenie naszego bezpiecznego powrotu z Rimini. Zaprosił wszystkich znajomych i kil-
ka osób więcej. Będzie cudownie, jak na wszystkich przyjęciach Daria.
- Dzięki Bogu ja będę bezpiecznie w łóżku na długo przedtem, zanim się rozpocz-
nie.
Antonia zmarszczyła brwi.
- Daj spokój, Josie. Wiem, że nie jesteś typem zabawowym, ale czy nie możesz
zrobić raz jeden wyjątku? Będziemy się świetnie bawić. To impreza dobroczynna i
spodoba ci się, naprawdę. Poza tym podają pyszne jedzenie, chociaż mówię oczywiście
za siebie. - Pochyliła się nad stołem z eksponatami, zerkając z zainteresowaniem do pu-
dełka lunchowego Josie. Zamkowa kuchnia zaopatrywała Josie codziennie na drogę w
małą ucztę. Nigdy nie była w stanie zjeść tego w całości.
- Poczęstuj się.
Antonii nie trzeba było tego powtarzać.
- Po prostu nie możesz stracić przyjęcia Daria. - Sięgnęła łakomie po malutką cal-
zone.
- Nie zostałam zaproszona. Nikt mi o tym nie wspominał.
- Josie, jesteś przyjaciółką rodziny. Po prostu przyjdz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]