[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, ciekaw czy dostrze\e coś z kosmicznej bitwy, która toczyła się wokół.
Z rozczarowaniem stwierdził, \e prawie nic nie widać - daleko z prawej coś płonęło
wstrząsane eksplozjami, bli\ej z lewej coś innego przesłaniało gwiazdy, i to właściwie było
wszystko. Walkę prowadzono za pomocą komputerów na wielkich, jak dla człowieka,
dystansach, zwrotne, czarne okręty oddalone były o tysiące mil, a wystrzeliwane przez nie
pociski zbyt szybkie, by mo\na je było dostrzec gołym okiem. Wiedział, \e w przestrzeni
wokół niego krzy\ują się zakłócenia, fałszywe sygnały i normalna łączność, ale tego akurat
nie było widać. Nawet lotniskowca, będącego jego celem, nie mógł dostrzec i sądząc z tego,
co mówiły zmysły, był w przestrzeni samotny, nieruchomy i zapomniany.
Coś drgnęło mu nagle pod stopami i z dyszy wystrzelił niewielki słup gazu,
przypominając, \e nie jest ani nieruchomy, ani zapomniany. Komputer pokładowy wcią\
śledził cel i wykrywszy drobną zmianę jego kursu, wprowadził odpowiednią poprawkę do
trajektorii wszystkich \ołnierzy, którzy dla innych komputerów powinni pozostać
niewidoczni. Z tego właśnie powodu skafander wraz z wyposa\eniem zawierał nie więcej ni\
jedną ósmą funta metalu, a i to rozproszone w ró\nych miejscach, a nie skupione w jednym.
śaden radar nie powinien ich wykryć przy takich zakłóceniach.
Silniczek manewrowy odpalił ponownie - tym razem trwało to nieco dłu\ej i Dom
zobaczył, \e gwiazdy zataczają koło: zbli\ało się lądowanie. Miniaturowy radar wykrył przed
nim obiekt o du\ej masie i skierował ku niemu Doma tak, by zbli\ał się doń nogami, czyli
platformą lądowiskową. Oznaczało to, \e sterowanie przejął komputer pokładowy kapsuły
sprzę\ony z radarem. Ciągły strumień gazu z silnika hamującego był tego najlepszym
dowodem, a pod stopami wyraznie widział ciemny kształt przysłaniający gwiazdy.
Po długiej ciszy odezwały się z rykiem słuchawki skafandra:
- Poszło, poszło - zgłodniało. Poszło, poszło - zgłodniało.
I ponownie zapadła cisza.
Ale Dom nie czuł się ju\ samotny - krótka wiadomość zawierała sporo informacji. Po
pierwsze głos nale\ał do sier\anta, po drugie samo przerwanie ciszy radiowej świadczyło o
nawiązaniu kontaktu z wrogiem, po trzecie kod był prosty, ale niezrozumiały dla kogoś spoza
kompanii i oznaczał, \e choć walka jeszcze trwa, opanowano śródokręcie wybrane do
spotkania jako najlepsza część kadłuba: w ciemnościach trudno było ocenić, gdzie jest rufa, a
gdzie dziób. Wiadomość oznaczała te\, \e czekają na przybycie plutonu bombowego i
ubezpieczenia. Silniczek umilkł, platforma uderzyła o czarny pokład, a Dom zeskoczył z niej,
i wylądował, robiąc przewrót. Uniósł się i dostrzegł przed sobą postać wyraznie widoczną na
tle słońca pomimo pancerza nie odbijającego światła. Miała normalny, kulisty hełm. Ledwie
to sobie uświadomił, ręka sama sięgnęła po rozcinak.
Nagle napastnika przesłoniła chmura gazu, co zaskoczyło Doma; broń palna, nawet
bezodrzutowa, w pró\ni wytwarzała chmurę spalonego gazu, który na sekundę oślepiał
strzelającego, utrudniając mu zarówno kolejne wycelowanie, jak i dostrze\enie ruchów
przeciwnika. A sekunda dla wytrenowanego \ołnierza była całą wiecznością.
Gdy Dom poczuł w dłoni rozcinak, natychmiast włączył silniczki broni. Całość
wyglądała jak krótki miecz o szerokim ostrzu z tą ró\nicą, \e z jednej strony klasyczną klingę
zastępowało zębate wibrujące ostrze, a z drugiej strony rząd minisilniczków odrzutowych
wprawiających całość w ruch i jednocześnie ciągnących za sobą trzymającego broń. Kiedy
broń dotknęła uda przeciwnika, Dom dał pełną moc i kompozytowe ostrze prawie
natychmiast przebiło lekki pancerz skafandra, w mgnieniu oka dochodząc do ciała. Dom
przełączył silniczki na wsteczny napęd i wyjął rozcinak; z rozciętego skafandra trysnęła
fontanna krwi natychmiast zamarzającej na kryształki. Przeciwnik szarpnął się, złapał za udo i
nagle zwiotczał.
Stopy Doma dotknęły pokładu; podeszwy butów automatycznie doń przywarły.
Uświadomił sobie wówczas, \e całe starcie trwało tyle, ile wstanie z przewrotu...
Nie myśleć. Działać. Szkolenie i odruchy wzięły górę. Poczuwszy pod stopami
pokład, kucnął i rozejrzał się. Cię\ki wibrotopór przeciął pró\nię o cal nad jego głową,
ciągnąc za sobą topornika. Działać, nie myśleć. Po jego lewej stronie znalazł się nowy
przeciwnik i właśnie odwracał kierunek lotu topora. Człowiek ma dwie ręce, a on miał na
lewym udzie drylera. Zanim zdą\ył o tym pomyśleć, broń tkwiła w jego dłoni, a znajdujący
się w rękojeści silniczek odrzutowy pracował pełną parą. Długie na stopę wiertło z
diamentowym ostrzem wirowało równowa\one przeciwwagą obracającą się w rękojeści i
pomknęło ku przeciwnikowi, ciągnąc Doma za sobą.
Czubek wiertła trafił tamtego w korpus, przewiercił pancerz i dotarł do ciała. Widząc
jak przeciwnik wiotczeje, Dom przełączył silnik na wsteczny ciąg i wyciągnął drylera. Topór,
nadal mający spore przyspieszenie po zamachu, wypadł z rąk umierającego i poszybował w
kosmos.
W zasięgu wzroku nie było innych przeciwników. Dom zwiększył nacisk na palce
stopy, dzięki czemu podeszwa buta z przyczepnej przełączyła się na neutralną, i oderwał nogę
od kadłuba. Zrobił krok i postawił ją, zaczynając od pięty. Było to ucią\liwe, ale jeśli miało
się wprawę, mo\na było posuwać się w ten sposób całkiem szybko. Przed sobą dostrzegł
grupę ciemnych postaci le\ących na pokładzie i na wszelki wypadek dotknął dłonią rogu
przyklejonego do szczytu hełmu. Ten znak rozpoznawczy uzgodniono zaledwie kilka dni
temu i wyposa\ono w niego wszystkie skafandry. Przeciwnicy mieli normalne, zaokrąglone
hełmy.
Dom zrobił klasyczny pad między rozrzuconymi po pokładzie postaciami i ledwie
dotknął poszycia kadłuba, uaktywnił powierzchnię przylegającą na brzuchu. Chwilowo
bezpieczny między swoimi przełączył radio na częstotliwość bojową plutonu bombowego. W
przeciwieństwie do innych, powszechniej stosowanych częstotliwości, nie była ona
wypełniona zgiełkiem wojny elektronicznej czy krzy\ujących się rozkazów i dezinformacji.
Jego ludzie po wysłuchaniu wiadomości nadanej przez Totha powinni być w pobli\u, teraz
musiał zebrać ich wokół siebie.
- Kwazar... kwazar... kwazar - powtórzył, odczekał dokładnie dziesięć sekund i
włączył błękitne światełko na ramieniu. Potem wstał, pozostał wyprostowany przez sekundę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
się, ciekaw czy dostrze\e coś z kosmicznej bitwy, która toczyła się wokół.
Z rozczarowaniem stwierdził, \e prawie nic nie widać - daleko z prawej coś płonęło
wstrząsane eksplozjami, bli\ej z lewej coś innego przesłaniało gwiazdy, i to właściwie było
wszystko. Walkę prowadzono za pomocą komputerów na wielkich, jak dla człowieka,
dystansach, zwrotne, czarne okręty oddalone były o tysiące mil, a wystrzeliwane przez nie
pociski zbyt szybkie, by mo\na je było dostrzec gołym okiem. Wiedział, \e w przestrzeni
wokół niego krzy\ują się zakłócenia, fałszywe sygnały i normalna łączność, ale tego akurat
nie było widać. Nawet lotniskowca, będącego jego celem, nie mógł dostrzec i sądząc z tego,
co mówiły zmysły, był w przestrzeni samotny, nieruchomy i zapomniany.
Coś drgnęło mu nagle pod stopami i z dyszy wystrzelił niewielki słup gazu,
przypominając, \e nie jest ani nieruchomy, ani zapomniany. Komputer pokładowy wcią\
śledził cel i wykrywszy drobną zmianę jego kursu, wprowadził odpowiednią poprawkę do
trajektorii wszystkich \ołnierzy, którzy dla innych komputerów powinni pozostać
niewidoczni. Z tego właśnie powodu skafander wraz z wyposa\eniem zawierał nie więcej ni\
jedną ósmą funta metalu, a i to rozproszone w ró\nych miejscach, a nie skupione w jednym.
śaden radar nie powinien ich wykryć przy takich zakłóceniach.
Silniczek manewrowy odpalił ponownie - tym razem trwało to nieco dłu\ej i Dom
zobaczył, \e gwiazdy zataczają koło: zbli\ało się lądowanie. Miniaturowy radar wykrył przed
nim obiekt o du\ej masie i skierował ku niemu Doma tak, by zbli\ał się doń nogami, czyli
platformą lądowiskową. Oznaczało to, \e sterowanie przejął komputer pokładowy kapsuły
sprzę\ony z radarem. Ciągły strumień gazu z silnika hamującego był tego najlepszym
dowodem, a pod stopami wyraznie widział ciemny kształt przysłaniający gwiazdy.
Po długiej ciszy odezwały się z rykiem słuchawki skafandra:
- Poszło, poszło - zgłodniało. Poszło, poszło - zgłodniało.
I ponownie zapadła cisza.
Ale Dom nie czuł się ju\ samotny - krótka wiadomość zawierała sporo informacji. Po
pierwsze głos nale\ał do sier\anta, po drugie samo przerwanie ciszy radiowej świadczyło o
nawiązaniu kontaktu z wrogiem, po trzecie kod był prosty, ale niezrozumiały dla kogoś spoza
kompanii i oznaczał, \e choć walka jeszcze trwa, opanowano śródokręcie wybrane do
spotkania jako najlepsza część kadłuba: w ciemnościach trudno było ocenić, gdzie jest rufa, a
gdzie dziób. Wiadomość oznaczała te\, \e czekają na przybycie plutonu bombowego i
ubezpieczenia. Silniczek umilkł, platforma uderzyła o czarny pokład, a Dom zeskoczył z niej,
i wylądował, robiąc przewrót. Uniósł się i dostrzegł przed sobą postać wyraznie widoczną na
tle słońca pomimo pancerza nie odbijającego światła. Miała normalny, kulisty hełm. Ledwie
to sobie uświadomił, ręka sama sięgnęła po rozcinak.
Nagle napastnika przesłoniła chmura gazu, co zaskoczyło Doma; broń palna, nawet
bezodrzutowa, w pró\ni wytwarzała chmurę spalonego gazu, który na sekundę oślepiał
strzelającego, utrudniając mu zarówno kolejne wycelowanie, jak i dostrze\enie ruchów
przeciwnika. A sekunda dla wytrenowanego \ołnierza była całą wiecznością.
Gdy Dom poczuł w dłoni rozcinak, natychmiast włączył silniczki broni. Całość
wyglądała jak krótki miecz o szerokim ostrzu z tą ró\nicą, \e z jednej strony klasyczną klingę
zastępowało zębate wibrujące ostrze, a z drugiej strony rząd minisilniczków odrzutowych
wprawiających całość w ruch i jednocześnie ciągnących za sobą trzymającego broń. Kiedy
broń dotknęła uda przeciwnika, Dom dał pełną moc i kompozytowe ostrze prawie
natychmiast przebiło lekki pancerz skafandra, w mgnieniu oka dochodząc do ciała. Dom
przełączył silniczki na wsteczny napęd i wyjął rozcinak; z rozciętego skafandra trysnęła
fontanna krwi natychmiast zamarzającej na kryształki. Przeciwnik szarpnął się, złapał za udo i
nagle zwiotczał.
Stopy Doma dotknęły pokładu; podeszwy butów automatycznie doń przywarły.
Uświadomił sobie wówczas, \e całe starcie trwało tyle, ile wstanie z przewrotu...
Nie myśleć. Działać. Szkolenie i odruchy wzięły górę. Poczuwszy pod stopami
pokład, kucnął i rozejrzał się. Cię\ki wibrotopór przeciął pró\nię o cal nad jego głową,
ciągnąc za sobą topornika. Działać, nie myśleć. Po jego lewej stronie znalazł się nowy
przeciwnik i właśnie odwracał kierunek lotu topora. Człowiek ma dwie ręce, a on miał na
lewym udzie drylera. Zanim zdą\ył o tym pomyśleć, broń tkwiła w jego dłoni, a znajdujący
się w rękojeści silniczek odrzutowy pracował pełną parą. Długie na stopę wiertło z
diamentowym ostrzem wirowało równowa\one przeciwwagą obracającą się w rękojeści i
pomknęło ku przeciwnikowi, ciągnąc Doma za sobą.
Czubek wiertła trafił tamtego w korpus, przewiercił pancerz i dotarł do ciała. Widząc
jak przeciwnik wiotczeje, Dom przełączył silnik na wsteczny ciąg i wyciągnął drylera. Topór,
nadal mający spore przyspieszenie po zamachu, wypadł z rąk umierającego i poszybował w
kosmos.
W zasięgu wzroku nie było innych przeciwników. Dom zwiększył nacisk na palce
stopy, dzięki czemu podeszwa buta z przyczepnej przełączyła się na neutralną, i oderwał nogę
od kadłuba. Zrobił krok i postawił ją, zaczynając od pięty. Było to ucią\liwe, ale jeśli miało
się wprawę, mo\na było posuwać się w ten sposób całkiem szybko. Przed sobą dostrzegł
grupę ciemnych postaci le\ących na pokładzie i na wszelki wypadek dotknął dłonią rogu
przyklejonego do szczytu hełmu. Ten znak rozpoznawczy uzgodniono zaledwie kilka dni
temu i wyposa\ono w niego wszystkie skafandry. Przeciwnicy mieli normalne, zaokrąglone
hełmy.
Dom zrobił klasyczny pad między rozrzuconymi po pokładzie postaciami i ledwie
dotknął poszycia kadłuba, uaktywnił powierzchnię przylegającą na brzuchu. Chwilowo
bezpieczny między swoimi przełączył radio na częstotliwość bojową plutonu bombowego. W
przeciwieństwie do innych, powszechniej stosowanych częstotliwości, nie była ona
wypełniona zgiełkiem wojny elektronicznej czy krzy\ujących się rozkazów i dezinformacji.
Jego ludzie po wysłuchaniu wiadomości nadanej przez Totha powinni być w pobli\u, teraz
musiał zebrać ich wokół siebie.
- Kwazar... kwazar... kwazar - powtórzył, odczekał dokładnie dziesięć sekund i
włączył błękitne światełko na ramieniu. Potem wstał, pozostał wyprostowany przez sekundę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]