[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uczniowie nie powinni wychodzić poza teren, ale większość
łamała ten zakaz. Obiady w szkolnej stołówce były dla nich
za drogie, więc kupowali w najbliższym sklepie kanapki
albo puszkę zupy. Półtora dolca nie starczało na lepszy
posiłek. Vi nic dzisiaj nie jadł, bo skończyły mu się
pieniądze. Przedwczoraj wydał ostatniego dolara. Jeden
hamburger dziennie to jednak za mało. Trzeba będzie
znalezć pracę. Jego siostra z pewnością nie wezmie się do
roboty, a zapomoga otrzymywana przez nią z opieki społecz-
nej nie wystarczy dla nich dwojga. Większość szła na
opłacenie czynszu, reszta na prąd i ogrzewanie. Lodówka od
dawna świeciła pustkami.
Vi musiał znalezć pracę, ale możliwości trzynastolatka
Moja była żona 165
były w tej dziedzinie dość ograniczone. Mógłby na przykład
stać na czatach. Tak zaczynał Wielki S Sammy. Od najniż-
szego szczebla w gangsterskiej hierarchii wspinał się coraz
wyżej. W końcu trafił na sam szczyt, a następnie prosto do
nieba.
O Boże, z głodu aż skręca mi kiszki, pomyślał Vi.
Przecinał właśnie szkolny parking, gdy nie wiadomo skąd
pojawił się nagle wysoki chłopak i chwycił go za ramiona.
Zamknij dziób, mały. Wciągnął go za wielkie stare
auto, gdzie stało czterech podobnych osiłków. Byli nabuzowa-
ni i zle im z oczu patrzyło. Vi od razu wiedział, co go czeka.
Dali mu wycisk jak się patrzy. Tłukli po żebrach, podbili
oczy, aż spuchł. Uderzali, aż przestał jęczeć. Wtedy cofnęli
się i było po sprawie. Był jednym z nich. Należał do gangu.
Jego mama będzie miała kolejny powód do płaczu. Cholera
jasna... Był tak głodny, że w tej chwili całkiem zobojętniał.
Skoro został gangsterem, może wpaść do kumpla, a ten go
nakarmi.
Jesteś Vi?
Kiwnął głową, udając twardziela. Przewidział, że tak się
to skończy. Rysunek w gazecie był marny, lecz kumple
szybko skojarzyli, o kogo chodzi, a Mac-Dwa pewnie im
pomógł.
Musisz wiać.
Co?
Starszy kolega uderzył go w twarz.
Zmień ton, jak ze mną gadasz, mały, i słuchaj uważnie.
W szkole są dwaj gliniarze, Szukają cię, więc pora zniknąć.
Vi popatrzył na niego bezradnie. Nie mógł tak po prostu
uciec. Kto się zaopiekuje jego siostrą?
Człowieku ciągnął starszy chłopak. Jak na gościa,
który pisze takie fajne listy, słabo jarzysz, o co chodzi. Jeśli
zaraz polecisz do domu, pewnie wyprzedzisz gliny. Bierz
najpotrzebniejsze rzeczy, pryskaj, zadekuj się w hotelu.
166 Alicia Scott
Jeśli będzie naprawdę gorąco, znajdziemy ci kryjówkę.
Teraz masz u nas swoje konto, mały. Wiesz, że potrafimy
zadbać o swoich.
Vi patrzył na plik zrolowanych studolarówek, które
wciśnięto mu do ręki. Forsa. Mógłby dać trochę siostrze,
kupić żarcie. Potem uświadomił sobie, że to dolce Rodziny
Czarnych Bojowników. Dbają o swoich? Co na taką gadkę
Wielki S Sammy?
Szkoda czasu na takie rozmyślania. Osiłek uderzył go
jeszcze mocniej, wszyscy kumple nerwowo zerkali na
budynek gimnazjum.
Spadaj, mały burknęli wszyscy naraz.
Vi ruszył biegiem, ściskając w dłoni zrolowane banknoty.
Nie miał pojęcia, co teraz robić.
O dwunastej trzydzieści Sandra odebrała telefon i dowie-
działa się od Mike a, że on i Rusty ustalili w końcu, jak
nazywa się Vi. Zostawili w szkole dwóch funkcjonariuszy na
wypadek, gdyby chłopak tam wrócił, a sami pojechali do
jego mieszkania. To był niełatwy tydzień, ale w końcu
nastąpił przełom w śledztwie i dlatego wrócił im zapał.
Sandra wymogła na Mike u obietnicę, że będzie ostrożny.
Uspokojona poszła do sali, gdzie czekali dziennikarze.
Konferencja prasowa była udana. Informacje o ustaleniu
tożsamości Vi i przyspieszeniu dochodzenia wzbudziły
ogromne zainteresowanie. Sandra nie ujawniła szczegółów
ze względu na dobro śledztwa. Po chwili zwięzle przed-
stawiła zasady planowanej współpracy społeczności lokal-
nych z policją. Kilku dziennikarzy skrzętnie notowało,
z aprobatą kiwając głowami, inni sprawiali wrażenie znudzo-
nych. Sandra się tym nie przejmowała, bo wszyscy przyrzek-
li opublikować w swoich gazetach apel policji skierowany do
wolontariuszy zainteresowanych wspieraniem tej inicjaty-
wy. Miała nadzieję, że z czasem akcja się rozkręci. Obiecała
Moja była żona 167
dziennikarzom, że będzie ich na bieżąco informować o po-
stępach w śledztwie dotyczącym Vi. Przedstawiciele Citi-
zen s Post sądzili, że należy im się pierwszeństwo; nie
wyprowadzała ich z błędu.
Pięć minut pózniej była już w swoim gabinecie i z niepo-
kojem przeglądała meldunki, daremnie szukając informacji
o aresztowaniu Vi. Przed szóstą do jej gabinetu wpadli jak
burza Mike i Rusty.
Namierzyliśmy chłopaka oznajmił Koontz z błys-
kiem w oku. Nazywa się Toby Watkins. Taki mikrus,
cicha woda.
Aresztowaliście go? Jest tutaj?
Jeszcze nie, ale to z pewnością Vi. Mike pokręcił
głową. Wydawał się równie uradowany jak Koontz. Gdy
pojechaliśmy pod wskazany adres, otworzyła nam dziew-
czyna z wielką okrągłą blizną na prawym policzku. Z pew-
nością namierzyliśmy chłopaka.
Zrobiliśmy notatki. Koontz rzucił na biurko swój
notes. Toby Watkins, lat trzynaście. Najmłodszy syn
Yulandy Watkins. Nie notowany. Zdaniem siostry nie
należy do gangu. Podobno matka kazała mu przysiąc, że do
żadnego nie wstąpi, bo jego starszy brat zginął od kuli, gdy
konkurencyjne grupy toczyły wojnę o wpływy. Brat Vi, czyli
Toby ego, Wielki S Sammy zginął przed trzema laty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Uczniowie nie powinni wychodzić poza teren, ale większość
łamała ten zakaz. Obiady w szkolnej stołówce były dla nich
za drogie, więc kupowali w najbliższym sklepie kanapki
albo puszkę zupy. Półtora dolca nie starczało na lepszy
posiłek. Vi nic dzisiaj nie jadł, bo skończyły mu się
pieniądze. Przedwczoraj wydał ostatniego dolara. Jeden
hamburger dziennie to jednak za mało. Trzeba będzie
znalezć pracę. Jego siostra z pewnością nie wezmie się do
roboty, a zapomoga otrzymywana przez nią z opieki społecz-
nej nie wystarczy dla nich dwojga. Większość szła na
opłacenie czynszu, reszta na prąd i ogrzewanie. Lodówka od
dawna świeciła pustkami.
Vi musiał znalezć pracę, ale możliwości trzynastolatka
Moja była żona 165
były w tej dziedzinie dość ograniczone. Mógłby na przykład
stać na czatach. Tak zaczynał Wielki S Sammy. Od najniż-
szego szczebla w gangsterskiej hierarchii wspinał się coraz
wyżej. W końcu trafił na sam szczyt, a następnie prosto do
nieba.
O Boże, z głodu aż skręca mi kiszki, pomyślał Vi.
Przecinał właśnie szkolny parking, gdy nie wiadomo skąd
pojawił się nagle wysoki chłopak i chwycił go za ramiona.
Zamknij dziób, mały. Wciągnął go za wielkie stare
auto, gdzie stało czterech podobnych osiłków. Byli nabuzowa-
ni i zle im z oczu patrzyło. Vi od razu wiedział, co go czeka.
Dali mu wycisk jak się patrzy. Tłukli po żebrach, podbili
oczy, aż spuchł. Uderzali, aż przestał jęczeć. Wtedy cofnęli
się i było po sprawie. Był jednym z nich. Należał do gangu.
Jego mama będzie miała kolejny powód do płaczu. Cholera
jasna... Był tak głodny, że w tej chwili całkiem zobojętniał.
Skoro został gangsterem, może wpaść do kumpla, a ten go
nakarmi.
Jesteś Vi?
Kiwnął głową, udając twardziela. Przewidział, że tak się
to skończy. Rysunek w gazecie był marny, lecz kumple
szybko skojarzyli, o kogo chodzi, a Mac-Dwa pewnie im
pomógł.
Musisz wiać.
Co?
Starszy kolega uderzył go w twarz.
Zmień ton, jak ze mną gadasz, mały, i słuchaj uważnie.
W szkole są dwaj gliniarze, Szukają cię, więc pora zniknąć.
Vi popatrzył na niego bezradnie. Nie mógł tak po prostu
uciec. Kto się zaopiekuje jego siostrą?
Człowieku ciągnął starszy chłopak. Jak na gościa,
który pisze takie fajne listy, słabo jarzysz, o co chodzi. Jeśli
zaraz polecisz do domu, pewnie wyprzedzisz gliny. Bierz
najpotrzebniejsze rzeczy, pryskaj, zadekuj się w hotelu.
166 Alicia Scott
Jeśli będzie naprawdę gorąco, znajdziemy ci kryjówkę.
Teraz masz u nas swoje konto, mały. Wiesz, że potrafimy
zadbać o swoich.
Vi patrzył na plik zrolowanych studolarówek, które
wciśnięto mu do ręki. Forsa. Mógłby dać trochę siostrze,
kupić żarcie. Potem uświadomił sobie, że to dolce Rodziny
Czarnych Bojowników. Dbają o swoich? Co na taką gadkę
Wielki S Sammy?
Szkoda czasu na takie rozmyślania. Osiłek uderzył go
jeszcze mocniej, wszyscy kumple nerwowo zerkali na
budynek gimnazjum.
Spadaj, mały burknęli wszyscy naraz.
Vi ruszył biegiem, ściskając w dłoni zrolowane banknoty.
Nie miał pojęcia, co teraz robić.
O dwunastej trzydzieści Sandra odebrała telefon i dowie-
działa się od Mike a, że on i Rusty ustalili w końcu, jak
nazywa się Vi. Zostawili w szkole dwóch funkcjonariuszy na
wypadek, gdyby chłopak tam wrócił, a sami pojechali do
jego mieszkania. To był niełatwy tydzień, ale w końcu
nastąpił przełom w śledztwie i dlatego wrócił im zapał.
Sandra wymogła na Mike u obietnicę, że będzie ostrożny.
Uspokojona poszła do sali, gdzie czekali dziennikarze.
Konferencja prasowa była udana. Informacje o ustaleniu
tożsamości Vi i przyspieszeniu dochodzenia wzbudziły
ogromne zainteresowanie. Sandra nie ujawniła szczegółów
ze względu na dobro śledztwa. Po chwili zwięzle przed-
stawiła zasady planowanej współpracy społeczności lokal-
nych z policją. Kilku dziennikarzy skrzętnie notowało,
z aprobatą kiwając głowami, inni sprawiali wrażenie znudzo-
nych. Sandra się tym nie przejmowała, bo wszyscy przyrzek-
li opublikować w swoich gazetach apel policji skierowany do
wolontariuszy zainteresowanych wspieraniem tej inicjaty-
wy. Miała nadzieję, że z czasem akcja się rozkręci. Obiecała
Moja była żona 167
dziennikarzom, że będzie ich na bieżąco informować o po-
stępach w śledztwie dotyczącym Vi. Przedstawiciele Citi-
zen s Post sądzili, że należy im się pierwszeństwo; nie
wyprowadzała ich z błędu.
Pięć minut pózniej była już w swoim gabinecie i z niepo-
kojem przeglądała meldunki, daremnie szukając informacji
o aresztowaniu Vi. Przed szóstą do jej gabinetu wpadli jak
burza Mike i Rusty.
Namierzyliśmy chłopaka oznajmił Koontz z błys-
kiem w oku. Nazywa się Toby Watkins. Taki mikrus,
cicha woda.
Aresztowaliście go? Jest tutaj?
Jeszcze nie, ale to z pewnością Vi. Mike pokręcił
głową. Wydawał się równie uradowany jak Koontz. Gdy
pojechaliśmy pod wskazany adres, otworzyła nam dziew-
czyna z wielką okrągłą blizną na prawym policzku. Z pew-
nością namierzyliśmy chłopaka.
Zrobiliśmy notatki. Koontz rzucił na biurko swój
notes. Toby Watkins, lat trzynaście. Najmłodszy syn
Yulandy Watkins. Nie notowany. Zdaniem siostry nie
należy do gangu. Podobno matka kazała mu przysiąc, że do
żadnego nie wstąpi, bo jego starszy brat zginął od kuli, gdy
konkurencyjne grupy toczyły wojnę o wpływy. Brat Vi, czyli
Toby ego, Wielki S Sammy zginął przed trzema laty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]