[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaniepokojony zniknięciem dziecka, nad którego bezpieczeństwem
miał czuwać. Nad bezpieczeństwem jego i Marianny.
Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Możliwe. Uczyłam go tego.
- Uczyłaś?
- Uczyłam go, jak uciekać. Ale on jeszcze nie ma dwóch lat, więc
nie wiem...
Nie dokończyła, ale Griffith domyślił się dalszego ciągu:  jeżeli
człowiek, który to zrobił, pozwolił mu na to .
- Pójdę sprawdzić, czy się gdzieś nie ukrył - powiedział Griffith
starając się, by jego głos brzmiał uspokajająco. Zagłębił się w
zrujnowanym mieszkaniu Marianny. Unosił meble, sterty ubrań,
szczątki łóżek. Poszukiwał maleńkiego ciałka. Gdy wreszcie wstał,
pokryty pierzem, trzymając w ręku woreczek ze złotem, które
przywiózł od Elżbiety, Marianny nie było. Słyszał, że woła na
zewnątrz.
- Lionel!
Znalazł ją za rogiem domku, gdy wołała:
Cecylia!
- Dzięki Bogu - odparła Cecylia i westchnęła głęboko.
- Na Boga, nie wolno ci teraz zemdleć!
Griffith podbiegł do małej kępy drzew obok muru zamkowego,
akurat w chwili, gdy Marianna klepała Cecylię po twarzy. Cecylia
zerwała się z ziemi ze lśniącymi oczami.
- Gdzie mój syn? - spytała Marianna. - Kto to uczynił? Gdzie jest
Lionel?
Zabrałam go z lóżka i pobiegłam, gdy tylko spostrzegłam, że ten
mężczyzna wchodzi na podwórze. Cecylia miała suknię
poplamioną trawą, a komet zwisał w strzępach. Biegłam przez całą
drogę do zamku, ukryłam Lionela w umówionym miejscu i szybko
wróciłam, żeby zobaczyć, co się dzieje.
- Nic mu nie grozi? - zapytał Griffith i Cecylia spojrzała na niego.
Odwróciła twarz i spojrzała jeszcze raz, taksującym wzrokiem.
Marianna chwyciła Cecylię za ramię i siłą odwróciła ku sobie.
- Czy Lionel jest bezpieczny?
- Tak. Jestem pewna, że tak - skwapliwie odparła Cecylia.
Marianna skierowała się ku zamkowi.
- Chodzmy sprawdzić.
Służąca zachowywała się bardziej powściągliwie niż jej pani i
próbowała ją powstrzymać, lecz Marianna pociągnęła ją za sobą.
Griffith usłyszał jej krzyk, spostrzegł zdenerwowanie Marianny i
rozejrzał się wokół siebie.
Marianna mówiła o swej kryjówce jak o sobie tylko znanej.
Między dwoma drzewami rozwieszono hamak. Przesiane przez
liście słońce pokrywało plamkami pnie drzew, trawę i nagą ziemię.
Miejsce sprawiało wrażenie samotni, zupełnie sprzecznej z żywym
charakterem Marianny. Griffith stał się podejrzliwy. Postanowił
wycofać się stamtąd i nie badać sekretów Marianny.
Dogonił obie kobiety, gdy przeskakiwały przez rabaty kwiatów.
Cecylia omal nie zgubiła swego kornetu i przytrzymywała ręką
zupełnie niepotrzebny welon, lecz Marianna nie zwracała na to
uwagi. Gdy zbliżały się do szarych murów wartowni, służąca
zwolniła kroku.
- Lady Marianno, nie będę biegła poprzez dwór jak jakiś
pachołek.
- Więc zostań.
- Lady Marianno - mitygowała ją Cecylia. - Czy pani chce, aby
wszyscy dowiedzieli się, że Lionel zniknął?
Marianna spojrzała na nią. Cecylia nie dawała za wygraną.
- Chce pani, żeby wszyscy gapili się, jak pani go szuka i
odnajduje, a potem zadawali pytania na temat tego, co zaszło w
chacie, i żeby zastanawiali się, co takiego cennego pani posiada, że
chcą to pani odebrać?
Marianna westchnęła. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła
ponownie, jej twarz nie wyrażała już ani śladu niepokoju. Znów
stała się Marianną, jaką Griffith ujrzał po raz pierwszy. Mogła
teraz śmiało pokazać się wszystkim gościom i służbie. Wolna
Marianna spętana przez konwencje.
Griffith patrzył, jak wspina się po schodach, i zastanawiał się, czy
to tylko pozór, by zmylić świat, czy też ma ona inne, bardziej
ukryte powody, aby postępować obłudnie i podstępnie.
Skinęła głową odzwiernemu, który przytrzymywał im wrota.
Paradowała dumnie w swym męskim przebraniu przez główny hol,
prowadząc Griffitha i Cecylię.
- Dzień dobry, ojcze - rzuciła arogancko zdumionemu księdzu.
Poszła dalej i nie odwróciła się, gdy ją zawołał. Skierowała się w
stronę korytarza, przy którym znajdowała się komnata zajmowana
poprzednio przez Griffitha.
- Gdzie Lionel? - zapytał Griffith.
Ich oczom ukazały się drzwi prowadzące na wieżę i Marianna
zamaszystym krokiem skierowała się ku nim.
Cecylia wskazała mu drzwi.
- Tam.
- W wieży hrabiny? - nie posiadał się ze zdziwienia Griffith.
- O to się modlę - odrzekła Marianna żarliwie.
- Wiele miesięcy temu upierała się pani, byśmy mu umościły
miejsce pod schodami. On tam będzie - powiedziała Cecylia
drwiąc sobie z przesadnej troskliwości Marianny.
Gdy jednak otworzyli drzwi, na ich spotkanie nie wybiegł żaden
mały chłopczyk.
- Lionel! - Głos Marianny odbił się echem w pustej wieży.
Słychać było jej oddech.
Niemiłe słowa Cecylii przypomniały Griffithowi o obowiązku,
którego zaniedbała. Marianna również o tym nie pomyślała.
- Jak mogłaś go tutaj zostawić? Schody... - Marianna padła na
kolana i obmacywała podłogę rękami, jakby się spodziewała
odnalezć maleńkie ciałko Lionela roztrzaskane na kamiennej
podłodze.
- Lionel!
Griffith lekko wbiegł na schody.
- Chciałam zobaczyć, co się dzieje - wyjąkała Cecylia. -
Chciałam pomóc. Chciałam sprawdzić, kto zniszczył pani dom.
- Powtarzałam ci i powtarzałam, że najważniejszy jest Lionel.
Marianna straciła całe opanowanie i dała się ponieść panice. Jej
twarz rozbłysła oświetlona przez wąziutki otwór strzelniczy. -
Gdzie go będziemy szukać? Na górze? Czy może na zewnątrz w
którejś z jego ulubionych kryjówek? A może w pobliżu domku?
Cecylia wzdrygnęła się.
- A jeśli spotkał brutala, który zdewastował domek? -
Przeszukawszy podłogę pod schodami, Marianna oparła się
plecami o ciemny mur i wstała. - A jeśli ktoś go porwał? Cecylio...
Gdzieś w oddali zabrzmiał stłumiony śmiech dziecka.
- Ciii... - syknął ze schodów Griffith. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl