[ Pobierz całość w formacie PDF ]
proletariackich skojarzeń. To właśnie w domu gościnnym Stanhope'ów mieszkamy
razem z Susan. Dla mnie jest to być może odpowiednie miejsce, dla niej musi
stanowić degradację.
Czasami nie potrafię sobie przypomnieć, jak się nazywały te stare posiadłości ani
gdzie dokładnie leżały, chyba że przedsiębiorstwo budowlane użyje starej nazwy dla
nowego osiedla powiedziała Susan, kiedy zbliżyliśmy się do kolejnego
skrzyżowania. Wskazała głową na nowe domy wznoszone na dawnym końskim
pastwisku, które otoczone było ogrodzeniem z kutego żelaza. Jak się nazywało to
miejsce? zapytała.
Wchodziło kiedyś w skład posiadłości Hedges, ale nie mogę sobie przypomnieć
nazwiska ostatniego właściciela.
Ani ja odparła. Czy zachowała się rezydencja?
Myślę, że ją zburzono. Stała za tymi błękitnymi świerkami.
Masz rację zgodziła się Susan. Wzniesiono ją w stylu angielskiego zamku.
Właścicielami byli Conroyowie. Chodziłam do szkoły z ich synem, Philipem. Niegłupi
chłopak.
176
Chyba go sobie przypominam. Miał trądzik młodzieńczy i pusto w głowie.
Susan trąciła mnie w ramię.
Sam masz pusto w głowie.
Ale mam gładką cerę.
Jechaliśmy teraz prosto na zachód i ostatnie promienie słońca świeciły w przednią
szybę. Opuściłem osłonę przeciwsłoneczną. Czasami te przejażdżki są przyjemne,
czasami mniej.
Myślałaś o wyjezdzie stąd? zapytałem.
Nie.
Susan& Za dziesięć lat nie poznasz tego miejsca. Nadchodzą prawdziwi
Amerykanie. Rozumiesz, co mam na myśli?
Nie.
Kioski z hamburgerami i z pizzą, supermarkety i sklepy nocne wszystko to już tu
jest. Nadejdzie dzień, kiedy nie znajdziemy ani jednej dzikiej plaży, żeby się
pokochać. Nie wolałabyś raczej zapamiętać tego wszystkiego w obecnym stanie?
Nie odpowiedziała. Wiedziałem, że jakiekolwiek próby skłonienia Susan, by
otworzyła oczy na rzeczywistość, z góry skazane są na niepowodzenie.
Pod pewnymi względami to miejsce przypomina mi Południe po wojnie secesyjnej,
tyle tylko, że przyczyną upadku Złotego Wybrzeża nie była operacja wojskowa, lecz
katastrofa ekonomiczna, po której nastąpiła prowadzona bardziej subtelnymi
środkami walka klasowa.
I podczas gdy zrujnowane plantacje Południa rozciągały się na obszarze dwunastu
stanów, szczątki tej naszej baśniowej krainy zajmują powierzchnię około
dziewięćdziesięciu mil kwadratowych, czyli mniej więcej jedną trzecią całego
hrabstwa.
Większość z półtora miliona mieszkańców gniezdzi się na południu, na pozostałych
dwu trzecich obszaru hrabstwa, tuż obok ośmiomilionowego, pękającego w szwach
Nowego Jorku. Te liczby razem z historią tego miejsca, obecną strukturą społeczną
oraz polityką podatkową i mieszkaniową nadają koloryt naszemu światu i wyjaśniają
taką przynajmniej mam nadzieję stan naszej zbiorowej świadomości oraz
obsesyjne pragnienie, aby zatrzymać czas w miejscu jakikolwiek czas oprócz tego,
który nadejdzie jutro.
177
12 Złote Wybrzeże Spojrzałem ponownie na Susan, która zamknęła oczy. Miała
wciąż odchyloną do tyłu głowę, a jej wspaniałe pełne usta wydawały się całować
niebo. Chciałem jej dotknąć, ale w tej samej chwili najwidoczniej wyczuła moje
spojrzenie albo domyśliła się, co chodzi mi po głowie, i położyła dłoń na moim udzie.
Kocham cię powiedziała.
I ja cię kocham.
Susan popieściła moje udo, aż uniosłem się w fotelu.
Nie sądzę, bym potrafił to zrobić w piasek, madame powiedziałem.
W piasek, Johnie.
Skoro pani każe.
Słońce już zaszło i poprzez rozkwitające drzewa widać było tu i tam światła domów.
Ustaliłem, gdzie się znajdujemy, i ruszyłem na północ przez wioskę Sea Cliff, a potem
na zachód do Garvie's Point, gdzie mieściła się niegdyś posiadłość Thomasa
Garviego, jeszcze wcześniej stare indiańskie cmentarzysko. Obecnie cały teren
przywrócony został naturze jako rezerwat przyrodniczy i etnograficzny, w czym kryła
się, jak sądzę, niezamierzona ironia losu.
Rezerwat był zamknięty, ale wiedziałem, jak się tam dostać przez przylegające doń
tereny jachtklubu Hempstead Harbor.
Wyjąłem koc z bagażnika i trzymając się za ręce zeszliśmy na plażę. Była to wąska
wstęga piasku i polodowcowej skały, rozciągająca się u podnóża niskiego klifu. Plaża
była prawie pusta, jeśli nie liczyć grupki siedzącej przy ognisku sto jardów dalej.
Księżyc jeszcze nie wzeszedł, ale niebo było rozgwieżdżone. Widoczne na Zatoce
Hempstead motorówki i łodzie żaglowe płynęły w stronę jachtklubu albo dalej na
południe, w kierunku Rosalyn Harbor.
Zrobiło się wyraznie chłodniej; na szczycie klifu szeleściły w powiewach bryzy
korony drzew. Znalezliśmy przyjemny, świetnie osłonięty, piaszczysty zakątek,
pozostawiony przez odpływ pomiędzy dwoma dużymi głazami u podnóża skały.
Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim wpatrując się w wodę.
Plaża po zmierzchu ma w sobie coś takiego, co uspokaja i dodaje zarazem wigoru.
Majestat morza i rozpościerającego się wysoko nad
178
nim nieba czyni błahym każde wypowiedziane słowo, zarazem jednak każdy ruch i
gest wydaje się pełen wdzięku i boskiej inspiracji.
Rozebraliśmy się i pokochaliśmy pod gwiazdami, a potem leżeliśmy spleceni
ramionami pod osłoną klifu, słuchając wiatru, który szumiał w drzewach nad naszymi
głowami.
Po jakimś czasie ubraliśmy się i ruszyliśmy trzymając się za ręce wzdłuż plaży. Po
drugiej stronie zatoki dostrzegłem Sands Point, gdzie mieszkali niegdyś Gouldowie,
cały klan Guggenheimów, August Belmont i któryś z Astorów.
Idąc plażą i spoglądając na Sands Point pomyślałem o Jayu Gatsbym, bohaterze
książki Francisa Scotta Fitzgeralda. Umiejscowienie jego mitycznego domu jest
przedmiotem wielu lokalnych teorii i esejów literackich. Ja sam razem z kilkoma
innymi osobami uważam, iż rezydencja Gatsby'ego to w rzeczywistości Falaise, dom
Harry'ego F. Guggenheima w Sands Point. Olbrzymi, opisywany przez Fitzgeralda
gmach wyraznie przypomina Falaise łącznie z linią brzegową i wysokimi urwiskami.
Urządzono tam teraz muzeum i w nocy nie pali się ani jedno światło, ale gdyby
oświetlała go jego mityczna sława, z pewnością zobaczyłbym go z tego miejsca.
A po tej stronie zatoki, trochę dalej, przy następnym wysuniętym cyplu, wciąż stoi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
proletariackich skojarzeń. To właśnie w domu gościnnym Stanhope'ów mieszkamy
razem z Susan. Dla mnie jest to być może odpowiednie miejsce, dla niej musi
stanowić degradację.
Czasami nie potrafię sobie przypomnieć, jak się nazywały te stare posiadłości ani
gdzie dokładnie leżały, chyba że przedsiębiorstwo budowlane użyje starej nazwy dla
nowego osiedla powiedziała Susan, kiedy zbliżyliśmy się do kolejnego
skrzyżowania. Wskazała głową na nowe domy wznoszone na dawnym końskim
pastwisku, które otoczone było ogrodzeniem z kutego żelaza. Jak się nazywało to
miejsce? zapytała.
Wchodziło kiedyś w skład posiadłości Hedges, ale nie mogę sobie przypomnieć
nazwiska ostatniego właściciela.
Ani ja odparła. Czy zachowała się rezydencja?
Myślę, że ją zburzono. Stała za tymi błękitnymi świerkami.
Masz rację zgodziła się Susan. Wzniesiono ją w stylu angielskiego zamku.
Właścicielami byli Conroyowie. Chodziłam do szkoły z ich synem, Philipem. Niegłupi
chłopak.
176
Chyba go sobie przypominam. Miał trądzik młodzieńczy i pusto w głowie.
Susan trąciła mnie w ramię.
Sam masz pusto w głowie.
Ale mam gładką cerę.
Jechaliśmy teraz prosto na zachód i ostatnie promienie słońca świeciły w przednią
szybę. Opuściłem osłonę przeciwsłoneczną. Czasami te przejażdżki są przyjemne,
czasami mniej.
Myślałaś o wyjezdzie stąd? zapytałem.
Nie.
Susan& Za dziesięć lat nie poznasz tego miejsca. Nadchodzą prawdziwi
Amerykanie. Rozumiesz, co mam na myśli?
Nie.
Kioski z hamburgerami i z pizzą, supermarkety i sklepy nocne wszystko to już tu
jest. Nadejdzie dzień, kiedy nie znajdziemy ani jednej dzikiej plaży, żeby się
pokochać. Nie wolałabyś raczej zapamiętać tego wszystkiego w obecnym stanie?
Nie odpowiedziała. Wiedziałem, że jakiekolwiek próby skłonienia Susan, by
otworzyła oczy na rzeczywistość, z góry skazane są na niepowodzenie.
Pod pewnymi względami to miejsce przypomina mi Południe po wojnie secesyjnej,
tyle tylko, że przyczyną upadku Złotego Wybrzeża nie była operacja wojskowa, lecz
katastrofa ekonomiczna, po której nastąpiła prowadzona bardziej subtelnymi
środkami walka klasowa.
I podczas gdy zrujnowane plantacje Południa rozciągały się na obszarze dwunastu
stanów, szczątki tej naszej baśniowej krainy zajmują powierzchnię około
dziewięćdziesięciu mil kwadratowych, czyli mniej więcej jedną trzecią całego
hrabstwa.
Większość z półtora miliona mieszkańców gniezdzi się na południu, na pozostałych
dwu trzecich obszaru hrabstwa, tuż obok ośmiomilionowego, pękającego w szwach
Nowego Jorku. Te liczby razem z historią tego miejsca, obecną strukturą społeczną
oraz polityką podatkową i mieszkaniową nadają koloryt naszemu światu i wyjaśniają
taką przynajmniej mam nadzieję stan naszej zbiorowej świadomości oraz
obsesyjne pragnienie, aby zatrzymać czas w miejscu jakikolwiek czas oprócz tego,
który nadejdzie jutro.
177
12 Złote Wybrzeże Spojrzałem ponownie na Susan, która zamknęła oczy. Miała
wciąż odchyloną do tyłu głowę, a jej wspaniałe pełne usta wydawały się całować
niebo. Chciałem jej dotknąć, ale w tej samej chwili najwidoczniej wyczuła moje
spojrzenie albo domyśliła się, co chodzi mi po głowie, i położyła dłoń na moim udzie.
Kocham cię powiedziała.
I ja cię kocham.
Susan popieściła moje udo, aż uniosłem się w fotelu.
Nie sądzę, bym potrafił to zrobić w piasek, madame powiedziałem.
W piasek, Johnie.
Skoro pani każe.
Słońce już zaszło i poprzez rozkwitające drzewa widać było tu i tam światła domów.
Ustaliłem, gdzie się znajdujemy, i ruszyłem na północ przez wioskę Sea Cliff, a potem
na zachód do Garvie's Point, gdzie mieściła się niegdyś posiadłość Thomasa
Garviego, jeszcze wcześniej stare indiańskie cmentarzysko. Obecnie cały teren
przywrócony został naturze jako rezerwat przyrodniczy i etnograficzny, w czym kryła
się, jak sądzę, niezamierzona ironia losu.
Rezerwat był zamknięty, ale wiedziałem, jak się tam dostać przez przylegające doń
tereny jachtklubu Hempstead Harbor.
Wyjąłem koc z bagażnika i trzymając się za ręce zeszliśmy na plażę. Była to wąska
wstęga piasku i polodowcowej skały, rozciągająca się u podnóża niskiego klifu. Plaża
była prawie pusta, jeśli nie liczyć grupki siedzącej przy ognisku sto jardów dalej.
Księżyc jeszcze nie wzeszedł, ale niebo było rozgwieżdżone. Widoczne na Zatoce
Hempstead motorówki i łodzie żaglowe płynęły w stronę jachtklubu albo dalej na
południe, w kierunku Rosalyn Harbor.
Zrobiło się wyraznie chłodniej; na szczycie klifu szeleściły w powiewach bryzy
korony drzew. Znalezliśmy przyjemny, świetnie osłonięty, piaszczysty zakątek,
pozostawiony przez odpływ pomiędzy dwoma dużymi głazami u podnóża skały.
Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim wpatrując się w wodę.
Plaża po zmierzchu ma w sobie coś takiego, co uspokaja i dodaje zarazem wigoru.
Majestat morza i rozpościerającego się wysoko nad
178
nim nieba czyni błahym każde wypowiedziane słowo, zarazem jednak każdy ruch i
gest wydaje się pełen wdzięku i boskiej inspiracji.
Rozebraliśmy się i pokochaliśmy pod gwiazdami, a potem leżeliśmy spleceni
ramionami pod osłoną klifu, słuchając wiatru, który szumiał w drzewach nad naszymi
głowami.
Po jakimś czasie ubraliśmy się i ruszyliśmy trzymając się za ręce wzdłuż plaży. Po
drugiej stronie zatoki dostrzegłem Sands Point, gdzie mieszkali niegdyś Gouldowie,
cały klan Guggenheimów, August Belmont i któryś z Astorów.
Idąc plażą i spoglądając na Sands Point pomyślałem o Jayu Gatsbym, bohaterze
książki Francisa Scotta Fitzgeralda. Umiejscowienie jego mitycznego domu jest
przedmiotem wielu lokalnych teorii i esejów literackich. Ja sam razem z kilkoma
innymi osobami uważam, iż rezydencja Gatsby'ego to w rzeczywistości Falaise, dom
Harry'ego F. Guggenheima w Sands Point. Olbrzymi, opisywany przez Fitzgeralda
gmach wyraznie przypomina Falaise łącznie z linią brzegową i wysokimi urwiskami.
Urządzono tam teraz muzeum i w nocy nie pali się ani jedno światło, ale gdyby
oświetlała go jego mityczna sława, z pewnością zobaczyłbym go z tego miejsca.
A po tej stronie zatoki, trochę dalej, przy następnym wysuniętym cyplu, wciąż stoi [ Pobierz całość w formacie PDF ]