[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją, pomyślała. Nachmurzone i pełne dezaprobaty spojrzenie służącej, podskórny niepo-
kój i nerwowy, sztuczny sposób bycia matki, pozorna równowaga ducha córki... Gdzieś
kryło się zło.
Odezwał się dzwonek u drzwi i Edith, z twarzą Bardziej chmurną niż zazwyczaj, za-
anonsowała pana Mowbraya.
Pan Mowbray wpadł do salonu. Nie było na to innego określenia. Jego ruchy przy-
pominały ślizganie się w locie jakiegoś pijanego radością owada. Laura Whitstable po-
myślała, że gość Ann świetnie nadawałby się do roli Ozryka*. Miał młodzieńczy, afek-
towany sposób bycia.
Ann! wykrzyknął. A więc włożyłaś ją! To najmądrzejsze, co mogłaś zrobić!
Pan Mowbray przekrzywił głowę i z uznaniem przyglądał się sukni Ann, podczas
gdy ta przedstawiła go Laurze Whitstable.
Następnie zrobił kolejny posuwisty krok w stronę Ann i podniecony zawołał:
Ach, ta kamea. Fantastyczna, wprost fantastyczna! Uwielbiam kamee. WariujÄ™ na
ich punkcie!
Basil wariuje na punkcie każdej sztuki wiktoriańskiej biżuterii objaśniła Ann.
Kochanie, to dopiero była wyobraznia. Te niebiańskie, te boskie medalioniki. Te
misterne cacka! Z dwóch skręconych ludzkich włosów potrafiono wyczarować płaczącą
wierzbę czy dzbanuszek. Dzisiaj nikt by tego nie potrafił zrobić. Sztuka, która zaginę-
Å‚a. Albo woskowane kwiaty szalejÄ™ na ich punkcie i stoliczki z papier mâché. Ann,
muszę ci pokazać prawdziwie boski stół. Ze schowkami na oryginalne puszki na herba-
tę. Wściekle, ale to wściekle drogi, za to wart swojej ceny.
Laura Whitstable podniosła się:
*Postać z Hamleta (przyp. tłum.).
100
Muszę już iść. Chyba cię zatrzymuję, Ann.
Zostań i porozmawiaj z Sarah. Ledwo zdążyłaś ją zobaczyć. A Lawrence Steene
przyjdzie dopiero za jakiÅ› czas.
Steene? Lawrence Steene? Głos Laury zabrzmiał ostro.
Tak, syn sir Harry ego Steene a. Niezwykle atrakcyjny mężczyzna.
Och, czyżbyś naprawdę tak uważała, kochanie? spytał Basil. Bo według mnie
jest dość melodramatyczny, niby aktor z kiczowatego filmu. Choć trzeba przyznać, że
kobiety za nim szalejÄ….
Jest nieprzyzwoicie bogaty stwierdziła Ann.
No właśnie. Coś w tym jest, że bogacze często bywają okropnie nieciekawi. Byłoby
zresztą nie fair, gdyby ktoś posiadał i jedno, i drugie: pieniądze i zalety umysłu.
Chyba pora na nas powiedziała Ann. Zadzwonię do ciebie, Lauro, i umó-
wimy się na uroczą, długą rozmowę.
Pocałowała Laurę z udawaną serdecznością, po czym oboje z Basilem opuścili
salon.
A cóż to za wspaniały antyk? doleciał z hallu głos Basila. I tak bosko nabur-
muszony. Dlaczego nie spotkałem jej tu nigdy przedtem?
Kilka minut pózniej zjawiła się Sarah.
Prędko wróciłam? Zpieszyłam się, jak mogłam. Ledwo dotknęłam pudrem twa-
rzy.
Jaka piękna suknia, Sarah.
Dziewczyna zawirowała w miejscu. Seledynowy atłas wdzięcznie układał się na jej
kształtnej figurze.
Podoba ci się? Kosztowała majątek. Gdzie mama? Wyszła z Basilem? On jest po-
tworny, każdemu potrafi przyciąć, choć, trzeba przyznać, że robi to dość zabawnie, no
a poza tym Basil odnosi się ze szczególnym nabożeństwem do starzejących się kobiet.
Pewnie mu się to opłaca stwierdziła ponuro Laura.
Byłaby z ciebie niezła stara cyniczka, gdyby nie to, że masz rację, Lauro. Tak czy
inaczej, mama potrzebuje trochę rozrywki, choć co prawda lepiej by było, gdyby ta roz-
rywka zamiast przechodzić w ilość, przeszła w jakość. Ale zgodzisz się ze mną, że nadal
jest atrakcyjną kobietą. O Boże, to musi być straszne: starzeć się!
Mogę cię zapewnić, że nie ma w tym nic strasznego. Wręcz przeciwnie, to całkiem
wygodne.
To ty tak mówisz, ale nie każdy może być Kimś Wielkim, tak jak ty! Co porabia-
łaś przez ten cały czas?
Przede wszystkim obnosiłam się ze swoją ważnością, mieszając się do spraw in-
nych ludzi i mówiąc im, jak łatwo i radośnie, jak dobrze i szczęśliwie będzie im się żyło,
jeśli dokładnie zastosują się do moich rad. W istocie byłam nieznośna i trudno było ze
mną wytrzymać.
101
Sarah roześmiała się czule.
A mnie poradzisz, co mam zrobić ze swoim życiem?
Ty też potrzebujesz rady, Sarah?
Być może; niewiele wiem o życiu.
Czy coś się stało?
No, nie... Bawię się, i to wszystko. Ale zdaje mi się, że powinnam coś robić.
A nie wiesz co?
Sarah zawahała się.
Nie, nie wiem. Coś przedsięwziąć. Czegoś się uczyć. Archeologii lub stenografii
i maszynopisania, a może masażu czy architektury?
Jaki szeroki wachlarz zainteresowań. Ale żadnych szczególnych skłonności, tak?
Chyba tak... Układanie bukietów to przyjemne zajęcie, jednak zaczyna mnie tro-
chę nudzić. Sama nie wiem, czego bym chciała.
Sarah krążyła bez celu po pokoju.
Nie myślisz o wyjściu za mąż?
Och, małżeństwo! Sarah odęła usta. Małżeństwo zawsze zle się kończy.
Chyba nie zawsze.
Większość par, spośród moich przyjaciół, wcześniej czy pózniej się rozstała.
Dobrze bywa przez rok czy dwa po ślubie. Potem wszystko zaczyna się psuć. Oczywiście,
jeśli się wyjdzie za kogoś z grubą forsą, być może jest inaczej.
A więc tak to sobie wyobrażasz?
Tak, bo to jedyne rozsądne wyjście. W miłości jest pewien sens i owszem Sarah
ani się zająknęła ale mimo wszystko ma ona podłoże seksualne, a seks nie trwa
wiecznie.
Mówisz, jakbyś recytowała lekcję z podręcznika stwierdziła ozięble Laura.
Ale czyż nie jest tak? Nie jest? No, powiedz sama.
Jest, i to dokładnie padła natychmiastowa odpowiedz.
W oczach Sarah pojawił się cień rozczarowania, jednak dziewczyna uparcie trzymała
siÄ™ swojej teorii.
I dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wydanie się za mąż za kogoś na-
dzianego.
Na ustach Laury Whitstable pojawił się grymas uśmiechu.
Cóż, to też nic pewnego.
Tak, rzeczywiście w dzisiejszych czasach pieniądz to rzecz płynna.
Nie o to mi chodzi, Sarah. Przyjemność z posiadania i z wydawania pieniędzy jest
podobna do przyjemności z seksu. Ma swój kres, jak wszystko inne.
Nie w moim wypadku stwierdziła kategorycznie Sarah. Wspaniałe suknie...
futra... biżuteria... wreszcie jacht...
102
Ależ z ciebie dziecko, Sarah.
Ależ skąd, wcale nie. Bywa, że czuję się jak stara, pozbawiona złudzeń kobieta.
Naprawdę? Laura Whitstable nie mogła powstrzymać uśmiechu, patrząc na
płonącą przejęciem młodą, piękną twarz.
Wiesz, Lauro przyznała Sarah całkiem niespodziewanie chyba rzeczywiście
powinnam się stąd wynieść. Poszukać pracy, wyjść za mąż, zrobić coś, choć sama nie
wiem co. Okropnie działam mamie na nerwy. Usiłuję być miła, ale nie zawsze mi to wy-
chodzi. Ona pewnie uważa mnie za trudne dziecko. %7łycie jest dziwne, prawda Lauro? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
ją, pomyślała. Nachmurzone i pełne dezaprobaty spojrzenie służącej, podskórny niepo-
kój i nerwowy, sztuczny sposób bycia matki, pozorna równowaga ducha córki... Gdzieś
kryło się zło.
Odezwał się dzwonek u drzwi i Edith, z twarzą Bardziej chmurną niż zazwyczaj, za-
anonsowała pana Mowbraya.
Pan Mowbray wpadł do salonu. Nie było na to innego określenia. Jego ruchy przy-
pominały ślizganie się w locie jakiegoś pijanego radością owada. Laura Whitstable po-
myślała, że gość Ann świetnie nadawałby się do roli Ozryka*. Miał młodzieńczy, afek-
towany sposób bycia.
Ann! wykrzyknął. A więc włożyłaś ją! To najmądrzejsze, co mogłaś zrobić!
Pan Mowbray przekrzywił głowę i z uznaniem przyglądał się sukni Ann, podczas
gdy ta przedstawiła go Laurze Whitstable.
Następnie zrobił kolejny posuwisty krok w stronę Ann i podniecony zawołał:
Ach, ta kamea. Fantastyczna, wprost fantastyczna! Uwielbiam kamee. WariujÄ™ na
ich punkcie!
Basil wariuje na punkcie każdej sztuki wiktoriańskiej biżuterii objaśniła Ann.
Kochanie, to dopiero była wyobraznia. Te niebiańskie, te boskie medalioniki. Te
misterne cacka! Z dwóch skręconych ludzkich włosów potrafiono wyczarować płaczącą
wierzbę czy dzbanuszek. Dzisiaj nikt by tego nie potrafił zrobić. Sztuka, która zaginę-
Å‚a. Albo woskowane kwiaty szalejÄ™ na ich punkcie i stoliczki z papier mâché. Ann,
muszę ci pokazać prawdziwie boski stół. Ze schowkami na oryginalne puszki na herba-
tę. Wściekle, ale to wściekle drogi, za to wart swojej ceny.
Laura Whitstable podniosła się:
*Postać z Hamleta (przyp. tłum.).
100
Muszę już iść. Chyba cię zatrzymuję, Ann.
Zostań i porozmawiaj z Sarah. Ledwo zdążyłaś ją zobaczyć. A Lawrence Steene
przyjdzie dopiero za jakiÅ› czas.
Steene? Lawrence Steene? Głos Laury zabrzmiał ostro.
Tak, syn sir Harry ego Steene a. Niezwykle atrakcyjny mężczyzna.
Och, czyżbyś naprawdę tak uważała, kochanie? spytał Basil. Bo według mnie
jest dość melodramatyczny, niby aktor z kiczowatego filmu. Choć trzeba przyznać, że
kobiety za nim szalejÄ….
Jest nieprzyzwoicie bogaty stwierdziła Ann.
No właśnie. Coś w tym jest, że bogacze często bywają okropnie nieciekawi. Byłoby
zresztą nie fair, gdyby ktoś posiadał i jedno, i drugie: pieniądze i zalety umysłu.
Chyba pora na nas powiedziała Ann. Zadzwonię do ciebie, Lauro, i umó-
wimy się na uroczą, długą rozmowę.
Pocałowała Laurę z udawaną serdecznością, po czym oboje z Basilem opuścili
salon.
A cóż to za wspaniały antyk? doleciał z hallu głos Basila. I tak bosko nabur-
muszony. Dlaczego nie spotkałem jej tu nigdy przedtem?
Kilka minut pózniej zjawiła się Sarah.
Prędko wróciłam? Zpieszyłam się, jak mogłam. Ledwo dotknęłam pudrem twa-
rzy.
Jaka piękna suknia, Sarah.
Dziewczyna zawirowała w miejscu. Seledynowy atłas wdzięcznie układał się na jej
kształtnej figurze.
Podoba ci się? Kosztowała majątek. Gdzie mama? Wyszła z Basilem? On jest po-
tworny, każdemu potrafi przyciąć, choć, trzeba przyznać, że robi to dość zabawnie, no
a poza tym Basil odnosi się ze szczególnym nabożeństwem do starzejących się kobiet.
Pewnie mu się to opłaca stwierdziła ponuro Laura.
Byłaby z ciebie niezła stara cyniczka, gdyby nie to, że masz rację, Lauro. Tak czy
inaczej, mama potrzebuje trochę rozrywki, choć co prawda lepiej by było, gdyby ta roz-
rywka zamiast przechodzić w ilość, przeszła w jakość. Ale zgodzisz się ze mną, że nadal
jest atrakcyjną kobietą. O Boże, to musi być straszne: starzeć się!
Mogę cię zapewnić, że nie ma w tym nic strasznego. Wręcz przeciwnie, to całkiem
wygodne.
To ty tak mówisz, ale nie każdy może być Kimś Wielkim, tak jak ty! Co porabia-
łaś przez ten cały czas?
Przede wszystkim obnosiłam się ze swoją ważnością, mieszając się do spraw in-
nych ludzi i mówiąc im, jak łatwo i radośnie, jak dobrze i szczęśliwie będzie im się żyło,
jeśli dokładnie zastosują się do moich rad. W istocie byłam nieznośna i trudno było ze
mną wytrzymać.
101
Sarah roześmiała się czule.
A mnie poradzisz, co mam zrobić ze swoim życiem?
Ty też potrzebujesz rady, Sarah?
Być może; niewiele wiem o życiu.
Czy coś się stało?
No, nie... Bawię się, i to wszystko. Ale zdaje mi się, że powinnam coś robić.
A nie wiesz co?
Sarah zawahała się.
Nie, nie wiem. Coś przedsięwziąć. Czegoś się uczyć. Archeologii lub stenografii
i maszynopisania, a może masażu czy architektury?
Jaki szeroki wachlarz zainteresowań. Ale żadnych szczególnych skłonności, tak?
Chyba tak... Układanie bukietów to przyjemne zajęcie, jednak zaczyna mnie tro-
chę nudzić. Sama nie wiem, czego bym chciała.
Sarah krążyła bez celu po pokoju.
Nie myślisz o wyjściu za mąż?
Och, małżeństwo! Sarah odęła usta. Małżeństwo zawsze zle się kończy.
Chyba nie zawsze.
Większość par, spośród moich przyjaciół, wcześniej czy pózniej się rozstała.
Dobrze bywa przez rok czy dwa po ślubie. Potem wszystko zaczyna się psuć. Oczywiście,
jeśli się wyjdzie za kogoś z grubą forsą, być może jest inaczej.
A więc tak to sobie wyobrażasz?
Tak, bo to jedyne rozsądne wyjście. W miłości jest pewien sens i owszem Sarah
ani się zająknęła ale mimo wszystko ma ona podłoże seksualne, a seks nie trwa
wiecznie.
Mówisz, jakbyś recytowała lekcję z podręcznika stwierdziła ozięble Laura.
Ale czyż nie jest tak? Nie jest? No, powiedz sama.
Jest, i to dokładnie padła natychmiastowa odpowiedz.
W oczach Sarah pojawił się cień rozczarowania, jednak dziewczyna uparcie trzymała
siÄ™ swojej teorii.
I dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wydanie się za mąż za kogoś na-
dzianego.
Na ustach Laury Whitstable pojawił się grymas uśmiechu.
Cóż, to też nic pewnego.
Tak, rzeczywiście w dzisiejszych czasach pieniądz to rzecz płynna.
Nie o to mi chodzi, Sarah. Przyjemność z posiadania i z wydawania pieniędzy jest
podobna do przyjemności z seksu. Ma swój kres, jak wszystko inne.
Nie w moim wypadku stwierdziła kategorycznie Sarah. Wspaniałe suknie...
futra... biżuteria... wreszcie jacht...
102
Ależ z ciebie dziecko, Sarah.
Ależ skąd, wcale nie. Bywa, że czuję się jak stara, pozbawiona złudzeń kobieta.
Naprawdę? Laura Whitstable nie mogła powstrzymać uśmiechu, patrząc na
płonącą przejęciem młodą, piękną twarz.
Wiesz, Lauro przyznała Sarah całkiem niespodziewanie chyba rzeczywiście
powinnam się stąd wynieść. Poszukać pracy, wyjść za mąż, zrobić coś, choć sama nie
wiem co. Okropnie działam mamie na nerwy. Usiłuję być miła, ale nie zawsze mi to wy-
chodzi. Ona pewnie uważa mnie za trudne dziecko. %7łycie jest dziwne, prawda Lauro? [ Pobierz całość w formacie PDF ]