[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zciemniasz&  Wojtek wychyla się ze swojej jaskini.
 No co ty? Masz superbabkę, która ma superpomysły, a ty jeszcze wybrzydzasz?!  Karol
wzrusza ramionami.  Nie rozumiem cię!
 Jak ty namówisz swoją żonę, to ja dam się namówić Majce.  Wojtek szczerzy zęby, dumny
ze swojego pomysłu.
 Zgoda. Dam ci znać wieczorem.
Godzina dwudziesta druga pięćdziesiąt pięć. Sklejam oczy jakimś wieczornym czytadłem.
W Wojtkowych spodniach wibruje komórka. Znów zapomniał włączyć dzwięk.
 No hej& Naprawdę? No dobra& W porządku& Trzymaj się.
Podsłuchane urywki rozmowy sugerują, że transakcja przebiegła pomyślnie.
Spotykamy się w czwartkowe popołudnie. Blizniaki koniecznie chcą nam towarzyszyć, ale
udaje mi się je przekupić najnowszą wersją Gwiezdnych wojen i talerzem pierogów ruskich
u babci. Decydujemy się stworzyć drużynę kobiet i mężczyzn. Trójka wojowniczek na trzech
herosów. Mamy za zadanie zdobyć flagę przeciwnika. Ubrana w wojskowy kombinezon,
rękawice i gogle czuję się, jakbym szła na bal maskowy. Skrępowanie mija po kilku minutach,
kiedy zaczyna się prawdziwa akcja. Przypomina mi się zabawa w wojnę z Radkiem. Uwielbiałam
ganiać z patykiem po podwórku. Iwka zawsze sobie z nas kpiła. Założę się, że gdyby była tutaj
z nami, też miałaby świetny ubaw.
Kilka razy zostaję ranna. Dwa razy naprawdę boli. W środku kulek jest podobno tylko
odrobinę tworzywa sztucznego i żelatynowy barwnik, ale dziwnym trafem nabawiam się paru
soczystych siniaków. Nie ma to jednak większego znaczenia. Liczy się sama walka. Wyłażą ze
mnie nagromadzone pokłady stresu, złości, znużenia. Negatywne emocje znikają w oparach
adrenaliny. Unurzana w błocie, z potarganymi włosami, z potem cieknącym po nosie, czuję
fantastyczny przypływ energii.
Spryt, inteligencja i determinacja zapewniają wojowniczkom zwycięstwo. Udało nam się
zdobyć flagę. Wojtek zdejmuje mi gogle i całuje swojego pogromcę. I chociaż nazajutrz
wszystko będzie mnie boleć, wiem już, że paintball nie jest żadną męską rozrywką. Ubłocony
stereotyp ponownie uderzył o bruk. Następnym razem namówię na ten poligon Blankę. Ostatnio
jest kłębkiem nerwów. Czas zmienić babskie pogaduszki przy kawie na babski paintball.
Tydzień czterdziesty trzeci
TANIEC PRZED LUSTREM
 Wojtek, jestem zaproszona na bal absolutoryjny, pójdziesz ze mną?  Rzucam mężowi
pytające spojrzenie znad poduszki.
 Nie!  odpowiada, nie odrywając wzroku od książki.
 Wooojtek!  wykrzykuję mu prosto do ucha.
 Kochanie, słyszę cię, jestem jakieś piętnaście centymetrów od ciebie.
 Dlaczego nie chcesz iść?  pytam z nutą pretensji w głosie.
 Bo nie chcę. Nie lubię twoich balów absolutoryjnych.
Szczera odpowiedz nie nadwyręża mojego uporu. Poprawiam poduszkę i próbuję dalej.
 Kiedyś je lubiłeś&
 Majka, błagam, wez z sobą jakiegoś doktoranta&  Odgarnia mi włosy z policzka.
 Wytańcz się&  Włosy zawijają się wokół jego palców.
 Ale ja chciałabym z tobą  marudzę.
 Czy możesz wreszcie zrozumieć, że nie mam ochoty iść na ten bal?  Ni z tego, ni z owego
jego spokój ulatnia się jak hel z przekłutego balonu.
 Jak chcesz, ale będziesz zazdrosny.
 Przecież ty lubisz, jak jestem zazdrosny&  Mój niepoprawny mąż odwraca się na drugi
bok. Nasze myśli rozbiegają się na cztery strony świata.
Tak. Cały Wojtek. Kocham go, ale mógłby raz na jakiś czas zmienić się w donżuana&
Na ścianie jednej z krakowskich knajp przeczytałam kiedyś mądre zdanie:  Człowieku,
naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić . Zaiste.
Kocham tańczyć, choć nigdy nie uczyłam się tej sztuki. Rytm jest przecież wszędzie:
w uderzeniach skrzydeł zrywających się do lotu gołębi, w napędzanych pocałunkami oddechach,
w wystukiwaniu słów na klawiaturze. Każdy ma go w sobie, często w nędznej, zakneblowanej
postaci. Nie każdemu przychodzi łatwo go uwolnić. Czasem budzi się ukradkiem. W niewielkim
pokoju z lustrem i gramofonem.
Niewielki pokój z lustrem i gramofonem mieści się na poddaszu. Widać stamtąd trzy
anemiczne brzozy, chylące swoje chuderlawe korony w stronę rozłożystej machiny orzechowca.
Brzozowe liście, jeszcze seledynowe, tańczą w rytm kwietniowego wiatru hulajduszy.
Orzechowiec też by chciał zawirować, ale liście zwinięte w pąkowe rożki nadal śnią o zimie.
Patrzę na falujący ogród, upstrzony drobnicą świeżo wykiełkowanych nasionek i pozwalam ciału
zanurzyć się w ten intensywny, wieczorny rytm. Od kilku dni hojne słońce i soczysta poranna
wilgoć dają przyrodzie niezłego kopa. Z traw i pulchnych pajd ziemi powyłaziły stworzenia
niewielkie, lecz niezwykle ruchliwe. %7łycie zaczyna buzować. Przyroda tańczy Zwięto wiosny
Strawińskiego. Winylowa płyta wlewa rytm w moje bose stopy i odkryte ramiona. Taniec przed
lustrem na strychu przypomina taniec przebudzonej pszczoły. Pszczoła miodna, spragniona
wiosny, rozgląda się pożądliwie za kwiatowym łupem. Znienacka pojawia się dorodny truteń
i całuje pszczołę w wychylający się z halki kark. Pszczoła pochyla się ku trutniowi, depcze
jedwabną szmatkę i zaczyna tańczyć inaczej.
Po skończonym tańcu pszczoła dotyka ustami ucha trutnia.
 Wojtek, wiesz, że cudownie tańczysz?
 Ten taniec wolę bardziej niż tamten na parkiecie.  Mąż raz jeszcze całuje mnie w szyję.
 Romantyzmu to ty nie wyssałeś z mlekiem matki&  Mrużę oczy w kocim uśmiechu.
 Wyssałem za to coś innego.
 Ty świntuchu&
Tak. Taniec jest najdoskonalszą viagrą. Pamiętam moje nastoletnie zachwyty nad filmem
Dirty Dancing. Za pomocą jednej piosenki potrafiłam wtedy zmienić swoje biodra i uda
w precyzyjne narzędzia do pożądania.
Taniec przed lustrem, taniec na parkiecie szkolnej sali gimnastycznej, taniec na plaży ledwie
przebudzonym świtem, kuchenny taniec przy lepieniu pierogów, taniec na ulicy. Czasem
wystarczy kilka ulubionych taktów, garść słońca na twarzy, dotyk czyjejś ręki. Pamiętam, jak
w pewien rozgrzany latem wieczór tańczyłam na Brackiej w Krakowie z zadurzonym we mnie po
pięty studentem z Belgii. Dwie długowłose dziewczyny grały magię na skrzypcach. Tańczyliśmy
z Johanem walca niewiedeńsko ulicznego. Nasze ciała wsunęły się w rytm zmęczonego dniem
miasta. Oboje mieliśmy wtedy po dwadzieścia jeden lat. Muzyka płynęła w naszych białych
i czerwonych krwinkach. Czy umiałabym jeszcze tak zatańczyć? W czwartek jadę na konferencję
do Krakowa. Czy moje ciało zdoła jeszcze unieść tamtą muzykę?
Kraków pachnie magnolią na plantach i kawą z ekspresu na Karmelickiej. Na Brackiej moje
uskrzydlone w obcasy stopy wystukują rytm rudego saksofonisty. Stopy tumanią biodra i uda.
Kroki zaczynają chybotliwie zanurzać się w rytm. Zamykam oczy i pozwalam, by chwila
rozciągnęła się w kilka minut. Kiedy je otwieram, rudy saksofonista patrzy na mnie
zaciekawiony. Nasze spojrzenia zderzają się na kilka dzwięków i milkną. Tańczącym truchtem
gnam na pociąg.
Kwadrans przed północą wskakuję w rozgrzane już łóżko, pozwalając wciągnąć się
w pajęczynę Wojtkowych ud i ramion. Za cztery dni bal absolutoryjny. Postanawiam
wypróbować jeszcze jedną z moich strategii.
 Wojtek, wiem, dlaczego nie chcesz iść ze mną na ten bal. Ty przecież w ogóle nie umiesz
tańczyć  podpuszczam swojego unurzanego w przedsennym letargu mężczyznę.
 Myślałem, że już sobie znalazłaś jakiegoś partnera do tańca  mamrocze.
 Pomyśl: będę tańczyć z jakimś przystojnym pracownikiem naukowym, a ty będziesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl