[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję, panie Lorimer. To bardzo miłe, co pan mówi.
- Jak mnie planujesz nazywać, dziewczyno? Możesz sobie darować tego pana Lorimera" .
- Będę mówić do pana Del, jeśli pan przestanie nazywać mnie dziewczyną.
Zaśmiał się.
- Umowa stoi. No więc jutro wylatujecie do Nowego Jorku?
- Tak. Choć zastrzegam sobie prawo, bym w dowolnym momencie mogła wrócić do mojego domu na
Malagesh.
- Lepiej niech Cade dopilnuje, byś tego nie zrobiła.
- To może nie zależeć od Cade'a, mam przecież własny rozum i wolną wolę.
- Cade także - odparł Del, uśmiechając się szeroko.
- W takim razie niech wygra lepszy.
- Jeśli już skończyliście te słowne przepychanki, to ja pójdę się zająć własnymi sprawami - odezwał
się Cade.
Ale Tess jeszcze nie skończyła. Pokazała na plik dokumentów w swej ręce i rzekła z zakłopotaniem:
64
SANDRA FIELD
- Dziękuję za to, Del. Jesteś dla mnie bardzo hojny i obiecuję, że nie roztrwonię tych pieniędzy.
- Dobrze się baw dzięki nim - odparł szorstko. - Z tego, co mi wiadomo, w twoim życiu nie było zbyt
dużo radości.
- Dobrze. - Tess szybko zbliżyła się do niego, pocałowała pomarszczony policzek i szepnęła do ucha:
- Dzięki, dziadku.
Jego uradowany śmiech słychać było jeszcze chwilę po tym, jak razem z Cade'em wyszła z pokoju.
- Już je ci z ręki. Dobra robota, Tess - mruknął Cade.
- Ty nie chcesz go denerwować, ale kiedy ja jestem dla niego miła, też ci się to nie podoba. W czym
tkwi problem?
Przez całe życie pragnąłem czegoś, czego Del by mi nie dał... a tobie już to daje. Cade nie miał
zamiaru wypowiadać tego na głos. Ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Rzekł więc oschle:
- Jutro o ósmej wyjeżdżamy. Każę Thomasowi przynieść do twojego pokoju kilka walizek.
Po czym odwrócił się i odszedł korytarzem.
Nazajutrz Tess czekała po południu na Cade'a w atrium siedziby głównej Lorimer Inc. na Man-
hattanie. Stal, szkło i światło, pomyślała, patrząc na górujący nad nią sufit. Musiała przyznać, że robiło
to na niej wrażenie.
Imperium, którym zarządzał Cade, było większe i bardziej złożone, niż to sobie wcześniej
wyobrażała. Jego pracownicy, począwszy od sprzątaczki na czwar-
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
65
tym piętrze aż do wiceprezesa na osiemnastym, wyraznie go szanowali i zwracali się do niego z
sympatią, na jaką musiał sobie zasłużyć.
To niemożliwe, by udało mu się nabrać wszystkich ludzi na osiemnastu piętrach, prawda? Okej, no
więc w pracy był nie tylko potwornie inteligentny i niezwykle kompetentny, ale także potrafił każdego
oczarować. Pamiętał, że sprzątaczce niedawno urodził się wnuk. Z autentyczną troską wypytywał
wiceprezesa o samopoczucie jego chorej żony. Wysłuchał sekretarki, która miała problem z
ubezpieczeniem medycznym, i natychmiast znalazł sposób, by go rozwiązać.
Cory też posiadał mnóstwo uroku osobistego. Włączał go i wyłączał - niczym światło w kuchni.
A więc Cade był klasycznym przypadkiem Jekylla i Hyde'a?
Wtedy ujrzała, jak idzie po marmurowej podłodze w jej stronę. Granatowy garnitur, jedwabny krawat,
czarne, starannie przyczesane włosy. Ale to jeszcze nie wszystko. Do tego jeszcze wysoki wzrost,
szerokie ramiona, umięśniona sylwetka, sposób poruszania się.
Emanował z niego magnetyzm tak potężny, że z pewnością przybiegłaby ku niemu każda kobieta.
Aącznie z nią? Tess zazgrzytała zębami.
- Mój szofer czeka na zewnątrz w limuzynie - odezwał się Cade z chłodną uprzejmością. - Zawiezie
cię do domu. Na wieczór mamy bilety do opery. Zjemy przed wyjściem, ponieważ jutro znowu
musimy wcześnie wstać, a ty wyglądasz na zmęczoną.
66
SANDRA FIELD
Pomyślała z rozdrażnieniem, że on nie wygląda na zmęczonego. Wyglądał, jakby mógł pracować
czterdzieści osiem godzin, a potem pójść na sześć oper.
- Aha - dodał. - I włóż długą suknię, dobrze?
- Tak, panie Lorimer. Zmrużył oczy.
- Zjawię się w domu przed szóstą. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wind.
Tess wyszła pospiesznie z budynku. Szofer zawiózł ją do eleganckiej kamienicy Cade'a, która
mieściła się w pobliżu Central Parku. Otworzyła drzwi, pobiegła na górę do swojego pokoju, gdzie
rankiem zostawiła walizki, po czym zdarła z siebie elegancki kostium. Wzięła prysznic w supernowo-
czesnej łazience z granitowymi blatami i podgrzewanymi wieszakami na ręczniki. Następnie
rozłożyła na łóżku jedną z trzech eleganckich sukni wieczorowych, w wyborze których pomogła jej
Susan. Ta akurat była w odcieniu mchu i wydawała się bardzo stosowna na tę okazję.
Postanowiła obejrzeć apartament Cade'a. Widać było, że jego właściciel lubi odważne kolory, meble o
prostych liniach i sztukę współczesną. Tess zatrzymała się przed kominkiem w salonie, na gzymsie
którego stała kolekcja oprawionych w ramki zdjęć. Ze szczególnym zainteresowaniem przyglądała się
fotografii przedstawiającej znacznie młodszego Dela, obejmującego swoją piękną, czarnowłosą
Selenę. Po drugiej jego stronie stał Cade, miał dziewięć, może dziesięć lat. Tess pomyślała z
konsternacją, że Del w ogóle się nie stara zbliżyć na tym zdjęciu do
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
67
chłopca: cała jego uwaga i wszystkie uczucia skierowane były ku jego nowej żonie.
Usłyszała, jak drzwi za nią niespodziewanie się uchylają. Tess chwyciła z gzymsu rzezbę ze steatytu,
odwróciła się błyskawicznie i przykucnęła, trzymając posąg przed sobą niczym broń.
W drzwiach stał Cade.
Tess powoli się wyprostowała.
- Zaskoczyłeś mnie.
Cade wszedł do salonu, wyjął posąg z jej palców, odstawił go na gzyms, po czym zrobił krok w tył; jej
reakcja, tak szybka i wyćwiczona, przeraziła go.
- Nie okłamuj mnie!
- Ja...
- Twoja reakcja, kiedy usłyszałaś odgłos otwierających się drzwi... W jakich warunkach ty się wy-
chowywałaś?
- To nie ma nic wspólnego...
- Daj spokój, w ułamku sekundy byłaś gotowa się bronić. Do ostatniej kropli krwi, sądząc po twojej
minie. Pora się do wszystkiego przyznać... Muszę w końcu poznać fakty. Miejsca, w których miesz-
kałaś. To, dlaczego byłaś tak bardzo przerażona podczas naszego pierwszego spotkania.
- Podaj mi jeden dobry powód, dla którego powinnam mówić ci cokolwiek! Nie lubisz mnie. Nawet
mi nie ufasz, sądzisz, że moim celem jest zagarnąć wszystkie zarobione przez ciebie pieniądze.
- Bałaś się Cory'ego. Dlaczego? Znęcał się nad tobą?
- Nie jestem ci winna żadnych wyjaśnień. - Tess
68
SANDRA FIELD [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Dziękuję, panie Lorimer. To bardzo miłe, co pan mówi.
- Jak mnie planujesz nazywać, dziewczyno? Możesz sobie darować tego pana Lorimera" .
- Będę mówić do pana Del, jeśli pan przestanie nazywać mnie dziewczyną.
Zaśmiał się.
- Umowa stoi. No więc jutro wylatujecie do Nowego Jorku?
- Tak. Choć zastrzegam sobie prawo, bym w dowolnym momencie mogła wrócić do mojego domu na
Malagesh.
- Lepiej niech Cade dopilnuje, byś tego nie zrobiła.
- To może nie zależeć od Cade'a, mam przecież własny rozum i wolną wolę.
- Cade także - odparł Del, uśmiechając się szeroko.
- W takim razie niech wygra lepszy.
- Jeśli już skończyliście te słowne przepychanki, to ja pójdę się zająć własnymi sprawami - odezwał
się Cade.
Ale Tess jeszcze nie skończyła. Pokazała na plik dokumentów w swej ręce i rzekła z zakłopotaniem:
64
SANDRA FIELD
- Dziękuję za to, Del. Jesteś dla mnie bardzo hojny i obiecuję, że nie roztrwonię tych pieniędzy.
- Dobrze się baw dzięki nim - odparł szorstko. - Z tego, co mi wiadomo, w twoim życiu nie było zbyt
dużo radości.
- Dobrze. - Tess szybko zbliżyła się do niego, pocałowała pomarszczony policzek i szepnęła do ucha:
- Dzięki, dziadku.
Jego uradowany śmiech słychać było jeszcze chwilę po tym, jak razem z Cade'em wyszła z pokoju.
- Już je ci z ręki. Dobra robota, Tess - mruknął Cade.
- Ty nie chcesz go denerwować, ale kiedy ja jestem dla niego miła, też ci się to nie podoba. W czym
tkwi problem?
Przez całe życie pragnąłem czegoś, czego Del by mi nie dał... a tobie już to daje. Cade nie miał
zamiaru wypowiadać tego na głos. Ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Rzekł więc oschle:
- Jutro o ósmej wyjeżdżamy. Każę Thomasowi przynieść do twojego pokoju kilka walizek.
Po czym odwrócił się i odszedł korytarzem.
Nazajutrz Tess czekała po południu na Cade'a w atrium siedziby głównej Lorimer Inc. na Man-
hattanie. Stal, szkło i światło, pomyślała, patrząc na górujący nad nią sufit. Musiała przyznać, że robiło
to na niej wrażenie.
Imperium, którym zarządzał Cade, było większe i bardziej złożone, niż to sobie wcześniej
wyobrażała. Jego pracownicy, począwszy od sprzątaczki na czwar-
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
65
tym piętrze aż do wiceprezesa na osiemnastym, wyraznie go szanowali i zwracali się do niego z
sympatią, na jaką musiał sobie zasłużyć.
To niemożliwe, by udało mu się nabrać wszystkich ludzi na osiemnastu piętrach, prawda? Okej, no
więc w pracy był nie tylko potwornie inteligentny i niezwykle kompetentny, ale także potrafił każdego
oczarować. Pamiętał, że sprzątaczce niedawno urodził się wnuk. Z autentyczną troską wypytywał
wiceprezesa o samopoczucie jego chorej żony. Wysłuchał sekretarki, która miała problem z
ubezpieczeniem medycznym, i natychmiast znalazł sposób, by go rozwiązać.
Cory też posiadał mnóstwo uroku osobistego. Włączał go i wyłączał - niczym światło w kuchni.
A więc Cade był klasycznym przypadkiem Jekylla i Hyde'a?
Wtedy ujrzała, jak idzie po marmurowej podłodze w jej stronę. Granatowy garnitur, jedwabny krawat,
czarne, starannie przyczesane włosy. Ale to jeszcze nie wszystko. Do tego jeszcze wysoki wzrost,
szerokie ramiona, umięśniona sylwetka, sposób poruszania się.
Emanował z niego magnetyzm tak potężny, że z pewnością przybiegłaby ku niemu każda kobieta.
Aącznie z nią? Tess zazgrzytała zębami.
- Mój szofer czeka na zewnątrz w limuzynie - odezwał się Cade z chłodną uprzejmością. - Zawiezie
cię do domu. Na wieczór mamy bilety do opery. Zjemy przed wyjściem, ponieważ jutro znowu
musimy wcześnie wstać, a ty wyglądasz na zmęczoną.
66
SANDRA FIELD
Pomyślała z rozdrażnieniem, że on nie wygląda na zmęczonego. Wyglądał, jakby mógł pracować
czterdzieści osiem godzin, a potem pójść na sześć oper.
- Aha - dodał. - I włóż długą suknię, dobrze?
- Tak, panie Lorimer. Zmrużył oczy.
- Zjawię się w domu przed szóstą. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wind.
Tess wyszła pospiesznie z budynku. Szofer zawiózł ją do eleganckiej kamienicy Cade'a, która
mieściła się w pobliżu Central Parku. Otworzyła drzwi, pobiegła na górę do swojego pokoju, gdzie
rankiem zostawiła walizki, po czym zdarła z siebie elegancki kostium. Wzięła prysznic w supernowo-
czesnej łazience z granitowymi blatami i podgrzewanymi wieszakami na ręczniki. Następnie
rozłożyła na łóżku jedną z trzech eleganckich sukni wieczorowych, w wyborze których pomogła jej
Susan. Ta akurat była w odcieniu mchu i wydawała się bardzo stosowna na tę okazję.
Postanowiła obejrzeć apartament Cade'a. Widać było, że jego właściciel lubi odważne kolory, meble o
prostych liniach i sztukę współczesną. Tess zatrzymała się przed kominkiem w salonie, na gzymsie
którego stała kolekcja oprawionych w ramki zdjęć. Ze szczególnym zainteresowaniem przyglądała się
fotografii przedstawiającej znacznie młodszego Dela, obejmującego swoją piękną, czarnowłosą
Selenę. Po drugiej jego stronie stał Cade, miał dziewięć, może dziesięć lat. Tess pomyślała z
konsternacją, że Del w ogóle się nie stara zbliżyć na tym zdjęciu do
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
67
chłopca: cała jego uwaga i wszystkie uczucia skierowane były ku jego nowej żonie.
Usłyszała, jak drzwi za nią niespodziewanie się uchylają. Tess chwyciła z gzymsu rzezbę ze steatytu,
odwróciła się błyskawicznie i przykucnęła, trzymając posąg przed sobą niczym broń.
W drzwiach stał Cade.
Tess powoli się wyprostowała.
- Zaskoczyłeś mnie.
Cade wszedł do salonu, wyjął posąg z jej palców, odstawił go na gzyms, po czym zrobił krok w tył; jej
reakcja, tak szybka i wyćwiczona, przeraziła go.
- Nie okłamuj mnie!
- Ja...
- Twoja reakcja, kiedy usłyszałaś odgłos otwierających się drzwi... W jakich warunkach ty się wy-
chowywałaś?
- To nie ma nic wspólnego...
- Daj spokój, w ułamku sekundy byłaś gotowa się bronić. Do ostatniej kropli krwi, sądząc po twojej
minie. Pora się do wszystkiego przyznać... Muszę w końcu poznać fakty. Miejsca, w których miesz-
kałaś. To, dlaczego byłaś tak bardzo przerażona podczas naszego pierwszego spotkania.
- Podaj mi jeden dobry powód, dla którego powinnam mówić ci cokolwiek! Nie lubisz mnie. Nawet
mi nie ufasz, sądzisz, że moim celem jest zagarnąć wszystkie zarobione przez ciebie pieniądze.
- Bałaś się Cory'ego. Dlaczego? Znęcał się nad tobą?
- Nie jestem ci winna żadnych wyjaśnień. - Tess
68
SANDRA FIELD [ Pobierz całość w formacie PDF ]