[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mi to odpowiada. Z radością zostanę w twoich ramionach.  Słysząc prychnięcie,
Robert uniósł brew.  Nie wierzysz mi?
 Och, oczywiście, że ci wierzę.  Max usiadł okrakiem na udach Roberta i spojrzał na
niego, starając się przekazać wszystkie swoje emocje nie używając słów.  Jesteś seksownym
skurczybykiem, Rob.
Robert opadł dłonie na biodrach Maxa. Jego oczy były poważne, ale twarz łagodna.  Cały
czas to słyszę, ale z ust innych osób to kompletnie nic nie znaczy. Od ciebie znaczy wszystko. 
Przyciągnął twarz Maxa do swojej i przez chwilę się w sobie zatracili.
Wreszcie udało im się wyjść na pózny lunch, Robert miał na sobie czapkę z daszkiem. W
przeciwieństwie do Londynu, tutaj nie rozmawiali o bzdetach. Ponad rybą i sałatką, Max skorzystał
z okazji i dowiedział się więcej o szalonym świecie, w którym Robert żył. Raz czy dwa przez głowę
Maxa przewinęła się myśl o aktorstwie, ale odkrył futbol i zaczął spędzać czas na stadionach, a nie
w kinach. Robert opisał kilka swoich dni w pracy, a Max doszedł do wniosku, że nie nadawał się do
takiego życia, choć nie miałby nic przeciwko pieniądzom. Robert nie obraził się, kiedy to
powiedział.
 Czasami czuję, że zasługuję na każdego centa, szczególnie, kiedy dni przechodzą w noce,
ale tak, wiem, że dobrze zarabiam.
Kwestia pieniędzy niepokoiła Maxa. Odłożył nóż i widelec, po czym spojrzał na Roberta. 
A ja nie  powiedział otwarcie.  Moi rodzice są niesamowici i pomogli mi znalezć mieszkanie tu
i w Londynie, ale poza tym jestem biedny jak mysz kościelna. Powrót do domu pochłonął niemal
wszystkie moje oszczędności. To dlatego przez kilka miesięcy mieszkałem w domu rodzinnym. No
i oczywiście dla gotowania mamy.
Robert spojrzał na niego uważnie.  Mógłbyś przenieść się do Vancouver?
 Nie. Nie, jeśli będę musiał szukać sobie mieszkania. Rodzice mogą odmówić, jeśli
poproszę, żeby pomogli mi znowu po niecałym roku. Mają pieniądze, ale... nie chcę ich znowu
prosić.
 Mógłbym się tym zająć.
Ostatnim czego chciał, było branie pieniędzy Roberta, ale na żadną opcję nie było go stać.
Kiwnął głową i zabrał się z powrotem do jedzenia.
Wizja zdrowego posiłku została całkowicie zniszczona sernikiem z jagodami. Robert
wydawał z siebie takie dzwięki uznania, że Max niemal umarł z zażenowania. Alternatywą było
rzucenie się na niego tu i teraz.
 Szczytowanie na środku sali nie pomoże w zachowaniu anonimowości  powiedział. 
Co jest z tobą i kochaniem się z deserami?
 Co poradzę, że lubię słodkie  zaprotestował Robert.  To zawsze był mój słaby punkt.
 Powinieneś być ze trzy razy większy, sądząc po tym, co jesz.
 Mam osobistego trenera. Każe mi ciężko ćwiczyć za każdą kalorię  powiedział z
zadowoleniem Robert.
Osobisty trener? Max poczuł się słabo. Udawało mu się chodzić do siłowni góra dwa razy w
tygodniu. Nie cierpiał ćwiczyć. Golf też się liczył?
 Nienawidzę cię  wymamrotał.
 Chyba nie czujesz się niepewnie, co?  Robert wyglądał na zaniepokojonego.  Z
pewnością tobą też mógłby się zająć.
 Nie!  powiedział odrobinę za głośno Max. Spojrzeli na nich ludzie z sąsiednich
stolików.
Robert skrzywił się lekko.  Znowu martwisz się pieniędzmi? Will przychodzi do mnie do
domu. Przy okazji może poćwiczyć z tobą.
Max zmarszczył brwi.  Will?  zapytał podejrzliwie. Na twarzy Roberta pojawił się
szeroki uśmiech.
 Will jest moim trenerem od wielu lat. Przed pięćdziesiątką, czwórka dzieci i żona, którą
uwielbia.  Nachylił się odrobinę.  Więc nie musisz być zazdrosny.
 Nie jestem.  Max podziabał resztę swojego sernika, nie chcąc patrzeć Robertowi w
oczy. Był boleśnie świadomy, że czerwieni się jak burak.
 Oczywiście, że nie  zgodził się Robert, a Max chciał go kopnąć za tą zadowoloną
minę.
 Pan Armitage?
Obaj spojrzeli na jasnowłosą nastolatkę, stojącą obok ich stolika. Kilka metrów dalej stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl