[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbliżają się jakieś święta. Ale to, co dzisiaj wyprawia, to już przechodzi wszelkie pojęcie.
Spróbuj po prostu nie zwracać na to uwagi. Po Nowym Roku jej przejdzie.
Mary Beth nie mogła powiedzieć Gladys, że prawdziwy powód zdenerwowania
kierowniczki nie ma nic wspólnego ze świętami.
- Idz i zrób sobie kawę. I nie spiesz się. Odpocznij, aż się jakoś pozbierasz.
Mary Beth skinęła głową i poszła po kawę. Pech chciał, że w pokoju była już Claire
Volney. Mary Beth miała zamiar się wycofać, ale spojrzenie, które skierowała w jej stronę
kierowniczka, przykuło ją do miejsca. Zdążyła tylko pomyśleć, że może ktoś wejdzie i
uratuje ją przed następnym atakiem, ale nic się takiego nie stało i Claire, szybko, bez
zbędnego wstępu, zapytała wprost:
- Od kiedy włóczysz się tak z George'em Walkerem?
Mary Beth zdobyła się teraz na odrobinę odwagi:
- Nie włóczę się z nikim.
- To śmieszne. To co w takim razie robisz?
- To moja sprawa.
- O! Nasze niewiniątko ma pazurki. Powinnam była cię podejrzewać od samego
początku, kiedy George powiedział mi o tobie.
- Podejrzewać? O co?
- O to, że jesteś żmiją. A ta niewinna mała dziewczynka, to tylko, żeby złapać
George'a. Dlaczego, na przykład, zgodziłaś się na taką marną pracę, jeśli nie po to, żeby
być blisko niego?
- Nie mam zamiaru słuchać tego dłużej. - Położyła rękę na klamce.
79
S
R
- Ale wysłuchasz - jej głos przeradzał się stopniowo w krzyk i Mary Beth
wydawało się, że wszyscy w biurze ją słyszą. - George należy do mnie. Zanim się
zjawiłaś, interesował się tylko mną.
- Gdyby tak było, to dalej byście się spotykali - Mary Beth powoli rozgrzewała się
w walce.
- Ale pewnie bym mu nie dawała tego, co ty rozdajesz, komu popadnie.
- Pani jest wulgarna.
- A ty taka święta, co?
- To moja sprawa.
Mary Beth wyszła. Zbliżała się w stronę biurka z roziskrzonymi oczyma. Gladys już
z daleka widziała, że coś jest nie w porządku.
- Coś się stało?
- Czekała na mnie przy kawie.
- Co się z nią dzisiaj dzieje? Nigdy jej jeszcze takiej nie widziałam. Wypiłaś kawę?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Dobra. Przyniosę ci kawę i wypijesz przy biurku.
- Nie. Ja wychodzę.
- Mary Beth, nie rób tego. Nie pozwól jej wykurzyć się, tak jak to robiła z każdą
atrakcyjną dziewczyną, która tu pracowała. Nie zrobiłaś nic złego i nie masz się co
wynosić tylko dlatego, że ona traci głowę.
Nie odpowiedziała, ale wiedziała, że Gladys ma rację i, w gruncie rzeczy, nie
chciała tracić pracy.
- Proszę cię, i sama zresztą też to zrobię, żebyś pogadała z panem Franchettim o jej
zachowaniu.
- Nie. Nie zgadzam się. Nie chcę być powodem dalszych kłopotów.
- I nie jesteś. Tylko Claire - Gladys dalej próbowała ją uspokajać - postaraj się
przetrwać jakoś ten dzień. Zobaczysz, że to wszystko minie. - I widząc, że pani Volney
właśnie przeszła obok, zostawiła Mary Beth i poszła za nią do jej biura.
Reszta dnia minęła spokojnie. Kierowniczka omijała ją i ona również trzymała się z
dala. Kiedy wychodziła z biura po piątej, zdawała sobie sprawę, że burza jeszcze nie
minęła, tylko przycichła na chwilę.
80
S
R
9
Przez kilka następnych dni nic wyjątkowego się nie zdarzyło. Mary Beth nie
zwolniła się - jak planowała w pierwszym odruchu, a raczej, ze zdwojoną energią
przykładała się do swoich zajęć. Podobnie George, również pochłonięty był sprawami
zawodowymi tak, że przez kilka dni nie mieli nawet okazji zamienić ze sobą paru słów. Z
rozmów w biurze mogła się zorientować, że firma pracuje nad jakąś dużą sprawą, która
miała być wniesiona na wokandę zaraz po Nowym Roku. Zajmował się tym George, ale
sprawa była tak poważna, że pozostali partnerzy również mu w tym pomagali.
W czwartek rano kierowniczka podeszła do jej biurka.
- Czy pani już przepisała to zestawienie, które dałam pani wczoraj?
- Jakie zestawienie?
- Sprawa: Telecast przeciw Viewcast.
- Nic mi pani nie dawała.
Kierowniczka zmieniła ton na bardziej zdecydowany i stanowczy:
- Dałam pani kompletny rejestr i miała pani uzupełnić to zestawienie.
- Przykro mi, pani Volney, ale naprawdę nic mi pani nie dawała.
- Na pewno gdzieś to pani zawieruszyła. Proszę poszukać.
Odeszła szybko, a Mary Beth zabrała się do przeszukiwania biurka. Nie przyniosło
to żadnego rezultatu, więc zajęła się czymś innym pewna, że ani Claire Volney, ani żadna
z sekretarek nie dawały jej nic do przepisania. Po chwili pojawiła się Gladys.
- Słuchaj, Claire mi powiedziała, że masz u siebie ten rejestr: Telecast przeciw
Viewcast. Mogę go wziąć na moment?
Mary Beth stawała się coraz bardziej zakłopotana.
- Nie mam żadnego rejestru.
- Jesteś pewna? Ten rejestr jest bardzo ważny, a nie ma go w głównych aktach.
- Tak. Jestem pewna.
- Dobra. Sprawdzę u prawników.
Gladys odeszła, a ona zaczęła mieć złe przeczucia. Przecież jeżeli go nie znajdą, to
ona zostanie winowajcą. Biuro w przeciągu kilku minut zamieniło się w istny ul. Wszyscy,
81
S
R
dosłownie wszyscy krzątali się w poszukiwaniu rejestru przez godzinę. Kiedy stało się
oczywiste, że poszukiwania są bezowocne, zrezygnowana Gladys jeszcze raz zapytała:
- Słuchaj, Mary Beth, Claire stanowczo twierdzi, że dała ci ten rejestr.
- Nie mam go.
- A czy jest możliwe, że przez nieuwagę dałaś go jednemu z gońców, kiedy
odbierał inne papiery?
- Nie sądzę - odpowiedziała bez przekonania.
- Zadzwoń do wszystkich firm, do których wczoraj coś odsyłałaś. Może jednak
gdzieś się zapodział.
Zaczęła dzwonić po kolei do wszystkich firm i w końcu znalazła. Uradowana
wykrzyknęła do Gladys.
- Mam!
- Gdzie?
- Zaraz go przyślą. Jest w firmie: Lowensten, Smith, Levine i Jones.
- Rany boskie!! Ta firma prowadzi sprawę obrony. Teraz mają dostęp do naszych
akt. No to ładne piekło nas czeka!
Mary Beth usiadła z ciężkim sercem. Dalej nie miała pojęcia, w jaki sposób rejestr
mógł się tam znalezć. Na pewno nie wkładała go do koperty i nie opisywała. Mogła
jedynie podać go gońcowi. Z rozmyślań wyrwała ją Gladys:
- Pan Walker chce się z tobą zobaczyć w swoim biurze.
Podniosła się powoli. Czuła zbliżającą się katastrofę - może nie z jej powodu,
niemniej jednak katastrofę. Sekretarka George'a, ze współczującym spojrzeniem, od razu
ją skierowała do środka:
- Możesz wchodzić.
Wewnątrz były trzy osoby: George - z miną skupioną i surową, obok pan Franchetti
i Claire Volney - której oczy błyszczały z wyrazem zadowolenia.
- Proszę usiądz, Mary Beth - głos George'a był bardzo poważny.
Usiadła.
- Stała się rzecz bardzo poważna. Nasi przeciwnicy w tej sprawie mają teraz dostęp
do naszych akt. Czy możesz mi powiedzieć, jak to się stało, że przesłałaś im ten rejestr?
- Nigdy go nie widziałam, panie Walker.
82
S
R
Zarówno ona, jak i George byli śmiertelnie poważni.
Kierowniczka mówiła raczej tylko rzeczowo - bez przesadnej powagi - aczkolwiek
stanowczo:
- Może pani zapomniała, ale dałam pani ten rejestr, żeby mogła pani napisać
zestawienie.
- Powtarzam: nie widziałam tego rejestru.
Pan Franchetti włączył się w typowym dla niego, łagodnym i przekonywującym
tonie:
- Proszę sobie przypomnieć wydarzenia wczorajszego dnia. Była paczka, która
miała być przesłana do Lowenstena. Nie możemy tylko zrozumieć, jak rejestr mógł dostać
się do tej paczki.
Usta zaczęły jej drżeć na granicy płaczu. Roztrzęsiona, wyrzuciła z siebie:
- Panie Franchetti, ja nie przygotowuję żadnych paczek. Najwyżej dostaję je z
instrukcjami.
- I jest pani zupełnie pewna, że nie podała pani gońcowi rejestru razem z paczką?
- Nie mogę być pewna - zaczęła, widząc uśmiech zadowolenia na twarzy Claire - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl