[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Trzęsę się ze strachu, Thornhill - powiedział. -Drżą pode mną kolana.
- Jeśli nie teraz, to zadrżą, zanim skończy się ta noc.
Obydwaj odwrócili się gwałtownie, spoglądając w zdziwieniu na drzwi sąsiedniego
saloniku. Otworzyły się gwałtownie, uderzając skrzydłem w ścianę. Hrabia Thornhill pomyślał, że
nie były dokładnie zamknięte.
Stał w nich hrabia Rushford, niemal purpurowy z wściekłości. Tuż za nim Thornhill
dostrzegł zszokowaną twarz hrabiny. Dwaj dżentelmeni, z którymi Rushfordowie jedli kolację, w
pośpiechu wyprowadzali swoje panie do holu.
- Ojcze! - krzyknął wicehrabia Kersey.
Nawet najlepiej przygotowany melodramat i w połowie nie dorównałby finezji tej sceny,
pomyślał hrabia Thornhill. A było tu tak dużo pokoi dla prywatnych rozmów. Zastanawiał się bez
związku, czy odgłos pocałunku przenosi się z jednego saloniku do drugiego.
- Rushford - powiedział kurtuazyjnie, skłaniając głowę. - Pani - pozdrowił hrabinę. - Miałem
tu prywatną rozmowę. - Proszę wybaczyć...
Odwrócił się i opuścił pokój, cicho zamykając za sobą drzwi. Słyszał, że taniec ma się ku
końcowi. Jennifer mogła potrzebować go na sali.
Zanim wieczór dobiegł końca, zrozumiała, że była tchórzem. Pytania, jakie zadała mu w
trakcie pierwszego walca, na które nie uzyskała odpowiedzi, powracały do niej przez resztę
wieczora. Nie dlatego, żeby naprawdę chciała poznać odpowiedz. Ale dopóki jej nie znała, dopóty
mogła upewniać się, że to tylko pytania, na które nie zna odpowiedzi.
Zapyta jeszcze raz, gdy tylko skończy się bal. Milczała jednak, kiedy wracali powozem do
domu. Miała sposobność zapytać, a jednak nie zapytała. Usiadł tak daleko z prawej strony
siedzenia, jak tylko mógł, ona zaś odsunęła się jak najdalej w lewo.
Gdy w domu rozstawał się z nią przy drzwiach garderoby, pocałował ją przelotnie, mówiąc,
że wkrótce będzie z powrotem. Postanowiła, że wtedy go spyta. Nie uczyniła tego. Kiedy przyszedł,
była już w nocnej koszuli, a jej rozpuszczone i świeżo wyszczotkowane włosy rozsypały się
swobodnie na plecach. Mogła tylko czekać spragniona. Gdyby zapytała go teraz, wszystko by
przepadło i nie dałby jej tej nocy miłości. A gdyby nawet to zrobił, to ona nie potrafiłaby się z tego
cieszyć.
Postanowiła więc, że zapyta go potem, zanim zasną. Ale kochanie pochłonęło mnóstwo
czasu i jeszcze więcej sił. Kochanie przypomniało jej też, że nie chciała, by potwierdził jej
podejrzenia. Nie chciała prawdy, ponieważ chciała go kochać. Chciała być wolna, żeby cieszyć się
nim przez resztę swojego życia. Nie chciała też, żeby czułości stały się dla niej tylko obowiązkiem.
- Kochanie moje - mruczał jej do ucha, kiedy skończyli. Miała pytać, ale milczała. -
Kochanie moje, czy ja ciebie nie wyczerpałem?
Z opisów ciotki Agathy i jej własnej uprzedniej wiedzy wynikało, że nie powinna
spodziewać się więcej niż kilku minut. Oczekiwała, że będzie czuła pewien dyskomfort, a nie tego,
że da z siebie wszystkie siły. Jednak zabierało to o wiele więcej czasu niż kilka minut. Tak,
wyczerpał ją i ona wyczerpywała się sama. Nie zostało jej sił nawet na wyduszenie jednego słowa.
Westchnęła głęboko, przytuliła się mocniej i usnęła. Nie słyszała nawet jego śmiechu.
Otworzyła oczy i poczuła, że jego usta pieszczą jej skronie, policzki i szyję, co przemieniło
jej sen w erotyczne marzenie, które ją właśnie obudziło. Za oknem zaczynało już świtać. Głęboko
westchnęła i przylgnęła nogami do jego nóg. Silne, bardzo męskie nogi, stwierdziła i przypomniała
sobie, jak czuła je między swoimi udami.
Już dobrze, powiedziała sobie stanowczo, kiedy powróciła jej pełna świadomość. Teraz.
Zapytaj go teraz. Skończ z tym. Nie zaznasz spokoju, dopóki wszystko nie stanie się jasne.
Teraz albo nigdy!
To pytanie musi paść. Uniosła głowę.
Uśmiechał się do niej.
- Dzień dobry, kochanie moje - powiedział. - Chyba cię tym nie zbudziłem?
- Zbudziłeś - odpowiedziała. - Co rozumiesz przez to.
Uśmiecham się, pomyślała tracąc nadzieję, uśmiecham się do niego.
- Pytam tylko pokornie - powiedział z uśmiechem tak czułym, że nie potrafiłaby się przed
nim bronić. -Czy mogę cię jeszcze raz pokochać, moja żono?
- Och...
Ciało posiada przerażającą przewagę nad umysłem, przeleciało jej przez myśl. Nie
podejrzewała tego, zanim nie została obudzona do rozkoszy... raptem poprzedniej nocy. Każda
cząstka jej ciała była pobudzona. Pragnęła go. Chciała czuć go wszędzie.
- Tylko jeśli sobie życzysz - powiedział. - Jeśli nie, to powiedz nie.
Uprzytomniła sobie w kompletnym zdumieniu, że widzi jego twarz jak przez mgłę. I
poczuła gorącą łzę, która spłynęła po jej policzku na jego ramię.
- Gabrielu. - Westchnęła. - Bardzo chcę. Kochaj mnie.
Kiedy skończyli, nie powiedziała nic, chociaż już nie usnęli. Mogli rozmawiać, ale zamiast
tego wymieniali gorące, powolne pocałunki. Zachwycała się tym, że może kochać ją dłonią i
palcami, i doprowadzać ją do szaleństwa i ekstazy raz po raz tak, że kiedy wreszcie wchodził w nią
dla własnego zaspokojenia, stawała się miękką i rozluznioną kołyską dla jego sunącej twardości i
wreszcie dla jego nasienia.
Zapyta go jutro, albo raczej pózniej tego ranka. Nie teraz. Ta chwila stanie się jednym z
bezcennych wspomnień jej życia. Chciała zapamiętać tę noc, jako noc wielkiego kochania. Chciała
zapamiętać ją jako noc ostatnią, nim miłość odejdzie na zawsze.
Ale jutro było już teraz. Otoczyła go ramieniem i wtuliła się w niego jeszcze wygodniej. Ich
pocałunek na moment załamał się, ale otworzyli oczy, uśmiechnęli się leniwie i jeszcze raz
połączyli usta.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Kiedy się obudziła, nie znalazła go obok. Chociaż nie było tak pózno jak poprzedniego dnia,
zawstydziła się, że tak długo śpi i nawet nie wie, kiedy on wstaje.
Tego ranka czuła się naprawdę mężatką^ rozmyślała ubierając się, gdy pokojówka układała
jej włosy. Była to ciekawa myśl. %7łoną czuła się już poprzedniego rana. Wyłączając to, że krępował
ją wzrok pokojówki, a potem wyjście z sypialni na oczach służących, którzy musieli wiedzieć. I
wyłączając fakt, że tego ranka jakaś czułość w jej piersiach i lekkie otarcia, choć nie było to
właściwe słowo, między nogami, wskazywały, że w jej życiu pojawił się mężczyzna. Teraz te
sprawy nie były już tak nowe. I były przyjemne. Lubiła to samopoczucie.
Jej oczy, odbite w lustrze, wydały się większe, rozmarzone. Byłoby bardzo miło, pomyślała,
żyć w związku wolnym od wszelkich zmartwień. Cieszyć się posiadaniem przyjaciela za dnia, a
kochanka w nocy. W takim małżeństwie chciałaby mieć dzieci.
Lionel. Westchnęła w duchu i przypomniała sobie, co uczynił wczoraj wieczorem. Jego gest
wydał się zrazu szlachetny, dopóki nie przeanalizowała możliwych motywów takiego
postępowania. I dopóki nie zaczęła zastanawiać się nad jego przeszłością. Nie wiedziała, a myśl ta
ją przeraziła, ponieważ łamała nawyk, jaki rozwijała w sobie przez pięć lat, czy w ogóle byłoby
możliwe mieć w Lionelu towarzysza i przyjaciela. Między nimi nigdy nie było zażyłości. Podczas
gdy z Gabrielem...
Przy Gabrielu nie krępowała się mówić i równie swobodnie słuchała jego słów. W innych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl