[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chce isc. "Tryfne" lozko. Juz kolejno drugi z tego lozka wyjezdza karnie, a ja chce i
musze sie leczyc. Dziekuje, ale z wyroznienia nie skorzystam..
Bolek dlugi czas nie pil wcale. Tego dnia poprosil doktora o przepustke do fryzjera.
Poszedl i wrocil pozno, pijany w sztok. Po powrocie narozrabial. Straszyl swojego
ciezko chorego wspollokatora. Wrozyl mu szybka smierc, "widzial" ducha krazacego
nad lozkiem, wydawal z siebie grobowy glos. Wystraszyl faceta tak, ze ten dostal
ataku nerwowego, zadzwonil po lekarza i Bolek wpadl. Na drugi dzien wyjechal karnie
i wlasnie to miejsce po nim proponowala mi oddzialowa.
Odmowilem. Nie chcialem miejsca z widokiem na jednego i w dodatku ciezko
chorego czlowieka. W naszym pokoju byl humor. Towarzystwo zgrane, bez klotni i
zatargow. I ja mialbym sie przeniesc do innego pokoju? Nigdy.
Rozpoczalem kuracje: streptomycyna, cykloseryna i Th-13-14. Wszystko
antybiotyki o silnym dzialaniu. Jestem bez przerwy "podminowany" i kazdej chwili
grozi "wybuch", ktory jednak nie nastepuje, a to z tej przyczyny, ze atmosfera w
naszym pokoju nie stwarza warunkow do tego, a przeciwnie, dziala uspokajajaco. W
tym klimacie nie mam czasu myslec o swoim stanie zdrowia. Tu panuje humor i
wzajemna serdecznosc.
W stolowce siedzimy we czterech przy jednym stoliku: Adam, Jacek, Wanka i ja.
Adamowi w ostatnim czasie poprawil sie apetyt. Moze duzo jesc, przybiera na
wadze, a doktor twierdzi, ze w stanie jego zdrowia nastepuje szybka poprawa. Na
obiad zjada trzy talerze zupy, do tego kilka kromek chleba, drugie danie i kompot.
Smiejemy sie z niego i namawiamy, zeby jeszcze jadl. W pokoju chlopaki daja mu
swoje produkty, a on zjada wszystko i wola, zeby mu dac jeszcze, bo jest glodny. To
dobrze, bo do normalnej wagi brak mu jeszcze kilku kilogramow, ktore przy takim
jedzeniu szybko wyrowna.
W pokoju nastapily zmiany. Wyjechal Wladek i Wanka. Od jutra juz " wszyscy beda
chodzili jesc do stolowki. Jurek jako ostatni z naszej grupy dostal od doktora
zezwolenie na jadanie posilkow w stolowce. Cieszy sie z tego, bo to mowi o poprawie
zdrowia. Dotychczas, przez rok, byl "stanem ciezkim" w scislym lozku. Obecnie
nastapil koniec scislego lozka i juz bedzie mogl chodzic na spacery. W stolowce
Jurek zajal miejsce przy naszym stoliku po Wance.
Dwa lozka wolne, wiec znow zmartwienie, kogo wyznacza do naszego pokoju.
Umowilismy sie, ze jesli trafi nieodpowiedni, to tak urzadzimy, ze szybko sam
poprosi ordynatora o przeniesienie do innego pokoju.
Wiecie, co zrobimy? Przez dzisiejszy dzien bedziemy odstawiac "sztywniakow".
Dobierzemy sobie tytuly i wszyscy do siebie mowimy oficjalnie "prosze pana".
Zgadzacie sie? zapytalem.
Zgadzamy sie! odpowiedzieli, zadowoleni z propozycji.
Ty, Jurek, jaki wybierzesz tytul? Jestes technikiem, wiec awansujemy cie na
inzyniera.
Jacek tez technik mowie ale dwoch inzynierow to za duzo. Ty badz "panem
mecenasem".
Jak ochrzcimy Genka? Genek jest z zawodu slusarzem narzedziowym, ale ma
postawe burzuja. Genek bedzie "prezesem spoldzielni" -zaproponowal Jacek.
Zgoda?
Zgoda. Najstarszy, siwy, dystyngowany. Na "prezesa" sie nadaje.
Ty co sobie obierasz? zapytalem Bronka.
Czort wie, juz nic nie zostalo.
Brak jeszcze doktora. Wiec badz "panem doktorem". A ty? zapytali mnie
koledzy. Badz "dyrektorem".
Nie chce. Mam lepszy pomysl. W kazdej wiekszej grupie powinien byc jeden glupi.
Ja bede tym glupim. Wiecie, jak to jest: Czyscic innym buta, poslac lozka, przyniesc
wode do zaparzenia kawy, podlali kwiatki, to wlasnie bede robil ja. Mysle, ze
odstawiajac glupiego nie bede musial nawet wiele udawac.
I bedziesz to robil? wrzasnal Adam z zachwytem.
Bede, ale tylko do godziny dziesiatej wieczor. Wtedy koniec maskarady. Ale
sluchaj, Adam, ty jeszcze nie masz tytulu.
Adam najmlodszy, jaki dac mu madry tytul? zastanawiali sie wszyscy.
Zrobimy go studentem politechniki zaproponowal Jurek. Tylko nic sie nie
odzywaj; bo mozesz sie skompromitowac.
A czy on wytrzyma tyle czasu bez przeklinania? z powatpiewaniem powiedzial
Genek.
Dobrze, bede "studentem" zgodzil sie Adam i nic nie bede gadal. Raz tylko sie
odezwe, wtedy, jak kaze mu poslac swoje lozko powiedzial pokazujac na mnie. O
rany! On mi lozko posciele! Ale draka! wolal z zachwytem.
Tego dnia doktor wygnal nas wszystkich na werande, a w pokoju pozostal tylko
Genek, ktoremu w czasie dnia robiono rozne badania, wiec gdy przyszli nowi, nas
nie bylo w pokoju. Co pewien czas jeden z nas wychodzil z werandy, zeby sprawdzic,
czy juz sa nowi.
Jeden juz jest powiedzial Adam wracajac na werande. "Kitajec", mlody, z tym
klopotu miec nie bedziemy.
Jest i drugi informuje Jacek, ktory po godzinie poszedl i zajrzal do pokoju.
Niestary, moze ma trzydziesci piec lat i chyba nie pierwszy raz w sanatorium, bo
porusza sie z duza pewnoscia siebie. Juz go tam Genek egzaminuje.
Wkrotce z kocami i poduszkami wrocilismy z werandy. Kazdy utrzymuje powage,
tylko ja wciaz sie smieje, patrzac na ich sztuczne miny. Adam rzucil koce na lozko i z
trudnoscia powstrzymujac smiech wyszedl z pokoju.
A ja sie moge smiac! powiedzialem raptem glosno.
Dla nie wtajemniczonego moglo to wygladac glupio, jak mowia: "ni w piete, ni w
oko, tu za nisko, tam za wysoko", do niczego nie pasuje.
Panie prezesie zapytal grzecznie Jacek napijemy sie kawki? To juz moze
dopiero po kolacji, panie mecenasie?
Ja mam ochote teraz.
A pan sie napije; panie inzynierze?
Owszem odpowiedzial Jurek. A zwracajac sie do mnie powiedzial: Skocz do
lazienki, przyniesiesz trzy garnuszki wody i zaparz nam kawy.
Panie mecenasie zapytalem z glupia mina a dla siebie moge przyniesc wody?
Dla ciebie szkoda kawy i tak sie na niej nie znasz, ale niech juz bedzie, przynies i
dla siebie. Tylko pospiesz sie.
Zlapalem cztery garnuszki i szybko pobieglem do lazienki, a po chwili juz wrocilem z
woda. Gdy kawa byla zaparzona, "mecenas, inzynier i prezes" wiedli przy stole, a ja
pilem swoja kawe siedzac na swoim lozku.
Patrz, pan Adam nie poslal lozka zwrocil sie do mnie Genek.
Zaraz posciele, prosze pana, tylko moze wpierw wypije kawe powiedzialem.
Po wypiciu kawy poslalem Adamowi lozko i dodatkowo jeszcze poprawilem lodko
"prezesa", mowiac, ze nierowno rozlozyl koce.
A kwiatki na balkonie podlales? zapytal Jurek. Nie, ale zaraz podleje.
Wypadlem z pokoju i po chwili wrocilem z wiadrem wody.
Gdy nowy wyszedl z pokoju, wtedy wszyscy ulzyli sobie, bo mogli sie serdecznie
smiac z miny nowego, ktory obserwowal nas w milczeniu i na pewno zastanawial sie,
w jakie to wpadl "dretwe" towarzystwo.
Genek szybko informowal nas, ze nowy ma na imie Wacek, jest trzeci raz w
sanatorium, mieszka w Skierniewicach, z zawodu krawiec.
Mowilem mu powaznie powiedzial Genek ze w naszym pokoju jest dobrane
towarzystwo, sami kulturalni ludzie. Nikt tu nie zaklnie, nikt nikomu zlego slowa nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
chce isc. "Tryfne" lozko. Juz kolejno drugi z tego lozka wyjezdza karnie, a ja chce i
musze sie leczyc. Dziekuje, ale z wyroznienia nie skorzystam..
Bolek dlugi czas nie pil wcale. Tego dnia poprosil doktora o przepustke do fryzjera.
Poszedl i wrocil pozno, pijany w sztok. Po powrocie narozrabial. Straszyl swojego
ciezko chorego wspollokatora. Wrozyl mu szybka smierc, "widzial" ducha krazacego
nad lozkiem, wydawal z siebie grobowy glos. Wystraszyl faceta tak, ze ten dostal
ataku nerwowego, zadzwonil po lekarza i Bolek wpadl. Na drugi dzien wyjechal karnie
i wlasnie to miejsce po nim proponowala mi oddzialowa.
Odmowilem. Nie chcialem miejsca z widokiem na jednego i w dodatku ciezko
chorego czlowieka. W naszym pokoju byl humor. Towarzystwo zgrane, bez klotni i
zatargow. I ja mialbym sie przeniesc do innego pokoju? Nigdy.
Rozpoczalem kuracje: streptomycyna, cykloseryna i Th-13-14. Wszystko
antybiotyki o silnym dzialaniu. Jestem bez przerwy "podminowany" i kazdej chwili
grozi "wybuch", ktory jednak nie nastepuje, a to z tej przyczyny, ze atmosfera w
naszym pokoju nie stwarza warunkow do tego, a przeciwnie, dziala uspokajajaco. W
tym klimacie nie mam czasu myslec o swoim stanie zdrowia. Tu panuje humor i
wzajemna serdecznosc.
W stolowce siedzimy we czterech przy jednym stoliku: Adam, Jacek, Wanka i ja.
Adamowi w ostatnim czasie poprawil sie apetyt. Moze duzo jesc, przybiera na
wadze, a doktor twierdzi, ze w stanie jego zdrowia nastepuje szybka poprawa. Na
obiad zjada trzy talerze zupy, do tego kilka kromek chleba, drugie danie i kompot.
Smiejemy sie z niego i namawiamy, zeby jeszcze jadl. W pokoju chlopaki daja mu
swoje produkty, a on zjada wszystko i wola, zeby mu dac jeszcze, bo jest glodny. To
dobrze, bo do normalnej wagi brak mu jeszcze kilku kilogramow, ktore przy takim
jedzeniu szybko wyrowna.
W pokoju nastapily zmiany. Wyjechal Wladek i Wanka. Od jutra juz " wszyscy beda
chodzili jesc do stolowki. Jurek jako ostatni z naszej grupy dostal od doktora
zezwolenie na jadanie posilkow w stolowce. Cieszy sie z tego, bo to mowi o poprawie
zdrowia. Dotychczas, przez rok, byl "stanem ciezkim" w scislym lozku. Obecnie
nastapil koniec scislego lozka i juz bedzie mogl chodzic na spacery. W stolowce
Jurek zajal miejsce przy naszym stoliku po Wance.
Dwa lozka wolne, wiec znow zmartwienie, kogo wyznacza do naszego pokoju.
Umowilismy sie, ze jesli trafi nieodpowiedni, to tak urzadzimy, ze szybko sam
poprosi ordynatora o przeniesienie do innego pokoju.
Wiecie, co zrobimy? Przez dzisiejszy dzien bedziemy odstawiac "sztywniakow".
Dobierzemy sobie tytuly i wszyscy do siebie mowimy oficjalnie "prosze pana".
Zgadzacie sie? zapytalem.
Zgadzamy sie! odpowiedzieli, zadowoleni z propozycji.
Ty, Jurek, jaki wybierzesz tytul? Jestes technikiem, wiec awansujemy cie na
inzyniera.
Jacek tez technik mowie ale dwoch inzynierow to za duzo. Ty badz "panem
mecenasem".
Jak ochrzcimy Genka? Genek jest z zawodu slusarzem narzedziowym, ale ma
postawe burzuja. Genek bedzie "prezesem spoldzielni" -zaproponowal Jacek.
Zgoda?
Zgoda. Najstarszy, siwy, dystyngowany. Na "prezesa" sie nadaje.
Ty co sobie obierasz? zapytalem Bronka.
Czort wie, juz nic nie zostalo.
Brak jeszcze doktora. Wiec badz "panem doktorem". A ty? zapytali mnie
koledzy. Badz "dyrektorem".
Nie chce. Mam lepszy pomysl. W kazdej wiekszej grupie powinien byc jeden glupi.
Ja bede tym glupim. Wiecie, jak to jest: Czyscic innym buta, poslac lozka, przyniesc
wode do zaparzenia kawy, podlali kwiatki, to wlasnie bede robil ja. Mysle, ze
odstawiajac glupiego nie bede musial nawet wiele udawac.
I bedziesz to robil? wrzasnal Adam z zachwytem.
Bede, ale tylko do godziny dziesiatej wieczor. Wtedy koniec maskarady. Ale
sluchaj, Adam, ty jeszcze nie masz tytulu.
Adam najmlodszy, jaki dac mu madry tytul? zastanawiali sie wszyscy.
Zrobimy go studentem politechniki zaproponowal Jurek. Tylko nic sie nie
odzywaj; bo mozesz sie skompromitowac.
A czy on wytrzyma tyle czasu bez przeklinania? z powatpiewaniem powiedzial
Genek.
Dobrze, bede "studentem" zgodzil sie Adam i nic nie bede gadal. Raz tylko sie
odezwe, wtedy, jak kaze mu poslac swoje lozko powiedzial pokazujac na mnie. O
rany! On mi lozko posciele! Ale draka! wolal z zachwytem.
Tego dnia doktor wygnal nas wszystkich na werande, a w pokoju pozostal tylko
Genek, ktoremu w czasie dnia robiono rozne badania, wiec gdy przyszli nowi, nas
nie bylo w pokoju. Co pewien czas jeden z nas wychodzil z werandy, zeby sprawdzic,
czy juz sa nowi.
Jeden juz jest powiedzial Adam wracajac na werande. "Kitajec", mlody, z tym
klopotu miec nie bedziemy.
Jest i drugi informuje Jacek, ktory po godzinie poszedl i zajrzal do pokoju.
Niestary, moze ma trzydziesci piec lat i chyba nie pierwszy raz w sanatorium, bo
porusza sie z duza pewnoscia siebie. Juz go tam Genek egzaminuje.
Wkrotce z kocami i poduszkami wrocilismy z werandy. Kazdy utrzymuje powage,
tylko ja wciaz sie smieje, patrzac na ich sztuczne miny. Adam rzucil koce na lozko i z
trudnoscia powstrzymujac smiech wyszedl z pokoju.
A ja sie moge smiac! powiedzialem raptem glosno.
Dla nie wtajemniczonego moglo to wygladac glupio, jak mowia: "ni w piete, ni w
oko, tu za nisko, tam za wysoko", do niczego nie pasuje.
Panie prezesie zapytal grzecznie Jacek napijemy sie kawki? To juz moze
dopiero po kolacji, panie mecenasie?
Ja mam ochote teraz.
A pan sie napije; panie inzynierze?
Owszem odpowiedzial Jurek. A zwracajac sie do mnie powiedzial: Skocz do
lazienki, przyniesiesz trzy garnuszki wody i zaparz nam kawy.
Panie mecenasie zapytalem z glupia mina a dla siebie moge przyniesc wody?
Dla ciebie szkoda kawy i tak sie na niej nie znasz, ale niech juz bedzie, przynies i
dla siebie. Tylko pospiesz sie.
Zlapalem cztery garnuszki i szybko pobieglem do lazienki, a po chwili juz wrocilem z
woda. Gdy kawa byla zaparzona, "mecenas, inzynier i prezes" wiedli przy stole, a ja
pilem swoja kawe siedzac na swoim lozku.
Patrz, pan Adam nie poslal lozka zwrocil sie do mnie Genek.
Zaraz posciele, prosze pana, tylko moze wpierw wypije kawe powiedzialem.
Po wypiciu kawy poslalem Adamowi lozko i dodatkowo jeszcze poprawilem lodko
"prezesa", mowiac, ze nierowno rozlozyl koce.
A kwiatki na balkonie podlales? zapytal Jurek. Nie, ale zaraz podleje.
Wypadlem z pokoju i po chwili wrocilem z wiadrem wody.
Gdy nowy wyszedl z pokoju, wtedy wszyscy ulzyli sobie, bo mogli sie serdecznie
smiac z miny nowego, ktory obserwowal nas w milczeniu i na pewno zastanawial sie,
w jakie to wpadl "dretwe" towarzystwo.
Genek szybko informowal nas, ze nowy ma na imie Wacek, jest trzeci raz w
sanatorium, mieszka w Skierniewicach, z zawodu krawiec.
Mowilem mu powaznie powiedzial Genek ze w naszym pokoju jest dobrane
towarzystwo, sami kulturalni ludzie. Nikt tu nie zaklnie, nikt nikomu zlego slowa nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]