[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ści, iż tylko to do niej czuje. Mógł jej ofiarować wyłącznie
namiętne noce, ale to było dla niej za mało.
Kiedy podjechała pod sklep Kenny'ego, wyszedł jej na
powitanie, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Podoba mi się, że jeździsz samochodem po mieście!
Wciąż dbasz o tę maszynę, prawda?
- Oczywiście, że tak - odparła z uśmiechem, zdejmując
gogle, świadoma, że ściąga na siebie spojrzenia prze
chodniów.
- Wejdź do środka - poprosił, pomagając jej wysiąść
z auta.
- Przywiozłaś coś dla pana Stillwella?
- Istotnie, mam coś dla niego - rzekła, sięgając po dużą
teczkę, która leżała na siedzeniu. - Pomyślałam, że może
zechcesz mu je wysłać. Następne projekty będą gotowe
w ciągu trzech tygodni. Przywiozę ci je zaraz po Bożym
Narodzeniu.
- Powiadomię go o tym.
Weszła do sklepu i kiwnąwszy głową klientce, ruszyła
za Kennym do biura, które mieściło się na zapleczu.
- To pani Kenner, moja sekretarka - powiedział z uśmie
chem, przedstawiając Claire kobietę w średnim wieku.
- Pani Kenner, to pani Hawthorn. Dobrze znałem jej
świętej pamięci wuja.
Przyjaźnimy się od lat. Jest tą
projektantką, o której pani opowiadałem, to znaczy Mag
nolią.
- O mój Boże! - wykrzyknęła pani Kenner. — Tak się
cieszę, że w końcu panią poznałam. Bardzo mi się podobają
uszyte przez panią suknie, które widziałam w sąsiednim
butiku. Jakiż pani ma talent!
- Dziękuję ~ odparła skromnie Claire, uśmiechając się.
201
Obiecuję ci, że znajdą się w najbliższym
Są bardzo, bardzo dobre. Dziękuję, że pozwoliłaś mi
je obejrzeć.
DIANA PALMER
- Usiądź, Claire, przejrzymy twoje prace. Proszę nam
wybaczyć, pani Kenner, ale obowiązuje nas ścisła tajemnica.
To są projekty dla Macy'ego. Więc, czy mogłaby pani...
- Zaparzę państwu pyszną kawę. Co pan na to? - spytała
z konspiracyjnym uśmiechem pani Kenner, wstając zza
biurka.
- Świetny pomysł - odparł Kenny. - Pięć minut nam
wystarczy.
- Dobrze, sir.
Kenny przeglądał projekty wytwornych sukien, kręcąc
głową z podziwem, że są takie modne i oryginalne.
- Claire, ty naprawdę masz talent.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuję, ale czy uważasz, że się przydadzą?
-
pociągu do Nowego Jorku, najzupełniej bezpieczne.
- Cenię sobie twoją pomoc bardziej, niż przypuszczasz.
Może wkrótce będę chciała odzyskać niezależność - po
wiedziała z przygnębieniem.
Skrzywił się.
- Claire, powiesz mi, co się stało? Może mógłbym ci
jakoś pomóc?
Potrząsnęła głową.
- Bardzo bym chciała. Ale to mój problem. Sama muszę
go rozwiązać. Jesteś kochany, Kenny. - Wstała. - Nie będę
czekała na kawę. Muszę lecieć. Wyjeżdżam na trochę
z miasta. Skontaktuję się z tobą, gdy tylko dotrę na miejsce.
Nie powiem ci, dokąd jadę. Dzięki temu nie będziesz
musiał kłamać, gdyby ktoś cię o to zapytał.
- Martwię się o ciebie - wyznał.
202
MAGNOLIA
- Przykro mi. Ale najważniejsze, że przekazałam ci te
projekty. Nie wiem, kiedy wrócę.
Podszedł i wziął ją za ręce.
- Naprawdę nie możesz mi zdradzić, dokąd jedziesz?
Nikt się ode mnie nie dowie.
Jakże był miły. Potrząsnęła głową.
- Wiem. Ale obawiam się, że nie mogę tego zrobić, mój
drogi Kenny.
- Gdybyś kiedykolwiek mnie potrzebowała, znajdziesz
mnie tutaj - powiedział stanowczym tonem. - Popatrzył
nad jej głową za okno i zmarszczył brwi na widok tego, co
zauważył. - To dziwne. O tej porze zazwyczaj nie ma
takiego tłoku przed bankiem.
Odwróciła się i powiodła oczyma za jego wzrokiem, po
czym wstrzymała oddech. Przed wejściem do banku jej męża
zgromadził się nie tyle tłum, co rozwścieczony motłoch.
Zobaczyła, że John stoi na zewnątrz. Rozległy się głośne
okrzyki i tłuszcza zafalowała. Posypały się kamienie.
Nagle w nie zamieszkanym budynku po drugiej stronie
ulicy wybuchł pożar, a płomienie przeniosły się błys
kawicznie na wóz stojący na chodniku, a stamtąd na sklep
z pasmanterią, znajdujący się na tyłach banku. Zaprzężone
do wozu muły w panice zerwały się do ucieczki, zostawiając
płonącą furmankę na środku ulicy. W ten sposób została
zablokowana jedyna droga, którą można się było wydostać
z banku i sklepu odzieżowego na Peachtree Street.
- O Boże! - przeraził się Kenny. - Jeśli nie wezwano
straży ogniowej, dojdzie do katastrofy.
- Tak, ale pożar odciął już drogę, widzisz? Konie nie
przejadą przez ścianę ognia - krzyknęła widząc, że jakiś
mężczyzna, nadjeżdżający właśnie powozem, z trudem
203 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
ści, iż tylko to do niej czuje. Mógł jej ofiarować wyłącznie
namiętne noce, ale to było dla niej za mało.
Kiedy podjechała pod sklep Kenny'ego, wyszedł jej na
powitanie, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Podoba mi się, że jeździsz samochodem po mieście!
Wciąż dbasz o tę maszynę, prawda?
- Oczywiście, że tak - odparła z uśmiechem, zdejmując
gogle, świadoma, że ściąga na siebie spojrzenia prze
chodniów.
- Wejdź do środka - poprosił, pomagając jej wysiąść
z auta.
- Przywiozłaś coś dla pana Stillwella?
- Istotnie, mam coś dla niego - rzekła, sięgając po dużą
teczkę, która leżała na siedzeniu. - Pomyślałam, że może
zechcesz mu je wysłać. Następne projekty będą gotowe
w ciągu trzech tygodni. Przywiozę ci je zaraz po Bożym
Narodzeniu.
- Powiadomię go o tym.
Weszła do sklepu i kiwnąwszy głową klientce, ruszyła
za Kennym do biura, które mieściło się na zapleczu.
- To pani Kenner, moja sekretarka - powiedział z uśmie
chem, przedstawiając Claire kobietę w średnim wieku.
- Pani Kenner, to pani Hawthorn. Dobrze znałem jej
świętej pamięci wuja.
Przyjaźnimy się od lat. Jest tą
projektantką, o której pani opowiadałem, to znaczy Mag
nolią.
- O mój Boże! - wykrzyknęła pani Kenner. — Tak się
cieszę, że w końcu panią poznałam. Bardzo mi się podobają
uszyte przez panią suknie, które widziałam w sąsiednim
butiku. Jakiż pani ma talent!
- Dziękuję ~ odparła skromnie Claire, uśmiechając się.
201
Obiecuję ci, że znajdą się w najbliższym
Są bardzo, bardzo dobre. Dziękuję, że pozwoliłaś mi
je obejrzeć.
DIANA PALMER
- Usiądź, Claire, przejrzymy twoje prace. Proszę nam
wybaczyć, pani Kenner, ale obowiązuje nas ścisła tajemnica.
To są projekty dla Macy'ego. Więc, czy mogłaby pani...
- Zaparzę państwu pyszną kawę. Co pan na to? - spytała
z konspiracyjnym uśmiechem pani Kenner, wstając zza
biurka.
- Świetny pomysł - odparł Kenny. - Pięć minut nam
wystarczy.
- Dobrze, sir.
Kenny przeglądał projekty wytwornych sukien, kręcąc
głową z podziwem, że są takie modne i oryginalne.
- Claire, ty naprawdę masz talent.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuję, ale czy uważasz, że się przydadzą?
-
pociągu do Nowego Jorku, najzupełniej bezpieczne.
- Cenię sobie twoją pomoc bardziej, niż przypuszczasz.
Może wkrótce będę chciała odzyskać niezależność - po
wiedziała z przygnębieniem.
Skrzywił się.
- Claire, powiesz mi, co się stało? Może mógłbym ci
jakoś pomóc?
Potrząsnęła głową.
- Bardzo bym chciała. Ale to mój problem. Sama muszę
go rozwiązać. Jesteś kochany, Kenny. - Wstała. - Nie będę
czekała na kawę. Muszę lecieć. Wyjeżdżam na trochę
z miasta. Skontaktuję się z tobą, gdy tylko dotrę na miejsce.
Nie powiem ci, dokąd jadę. Dzięki temu nie będziesz
musiał kłamać, gdyby ktoś cię o to zapytał.
- Martwię się o ciebie - wyznał.
202
MAGNOLIA
- Przykro mi. Ale najważniejsze, że przekazałam ci te
projekty. Nie wiem, kiedy wrócę.
Podszedł i wziął ją za ręce.
- Naprawdę nie możesz mi zdradzić, dokąd jedziesz?
Nikt się ode mnie nie dowie.
Jakże był miły. Potrząsnęła głową.
- Wiem. Ale obawiam się, że nie mogę tego zrobić, mój
drogi Kenny.
- Gdybyś kiedykolwiek mnie potrzebowała, znajdziesz
mnie tutaj - powiedział stanowczym tonem. - Popatrzył
nad jej głową za okno i zmarszczył brwi na widok tego, co
zauważył. - To dziwne. O tej porze zazwyczaj nie ma
takiego tłoku przed bankiem.
Odwróciła się i powiodła oczyma za jego wzrokiem, po
czym wstrzymała oddech. Przed wejściem do banku jej męża
zgromadził się nie tyle tłum, co rozwścieczony motłoch.
Zobaczyła, że John stoi na zewnątrz. Rozległy się głośne
okrzyki i tłuszcza zafalowała. Posypały się kamienie.
Nagle w nie zamieszkanym budynku po drugiej stronie
ulicy wybuchł pożar, a płomienie przeniosły się błys
kawicznie na wóz stojący na chodniku, a stamtąd na sklep
z pasmanterią, znajdujący się na tyłach banku. Zaprzężone
do wozu muły w panice zerwały się do ucieczki, zostawiając
płonącą furmankę na środku ulicy. W ten sposób została
zablokowana jedyna droga, którą można się było wydostać
z banku i sklepu odzieżowego na Peachtree Street.
- O Boże! - przeraził się Kenny. - Jeśli nie wezwano
straży ogniowej, dojdzie do katastrofy.
- Tak, ale pożar odciął już drogę, widzisz? Konie nie
przejadą przez ścianę ognia - krzyknęła widząc, że jakiś
mężczyzna, nadjeżdżający właśnie powozem, z trudem
203 [ Pobierz całość w formacie PDF ]