[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na myśl, że jeśli dostaniemy licencje z powrotem, będzie pamiętał, że
widziałem go tak załamanego i być może stanę się dla niego niewygodny.
Wypłacił mi zaliczkę, ale miałem tylko roczny kontrakt. Stosunkowo łatwo
było mnie zwolnić i zatrudnić kogoś innego. Celowo, niezbyt zadowolony z
takiego wniosku, zrezygnowałem z napastliwego tonu.
- Przypuszczam, że chce pan odzyskać licencję - powiedziałem.
- Nie ma na to szans.
- Jeśli zatrzyma pan stajennych na miesiąc, odzyskam ją dla pana.
Każdy jego sflaczały mięsień wyrażał zniechęcenie. Nie odezwał siei
Wzruszyłem ramionami.
- Cóż, zamierzam próbować. I jeśli przyniosę panu licencję na tacy,
byłoby zle, gdyby Archie i inni odeszli. - Podszedłem do drzwi i po łożyłem
rękę na gałce. - Będę informował, jak się sprawy toczą.
Przekręciłem gałkę i otworzyłem drzwi.
- Zaczekaj - rzucił.
Odwróciłem się. Wracały ślady sztywności w jego zachowaniu, które
objawiły się głównie pogardliwym układem ust. Niedobrze.
- Nie wierzę, że jesteś w stanie to zrobić, ale skoro jesteś tak pewny;
siebie, zawrę z tobą układ. Zapłacę stajennym za dwa tygodnie, a ty jeśli
chcesz zatrzymać ich na następne dwa, możesz zapłacić z własnej kieszeni.
Urocze. Zarobił dwa tysiące funtów na Wiśniowym Srokaczu,
przetrenował Nokauta i dzięki niemu zostałem odsunięty od wyścigów!
Stłumiłem w sobie falę złości i odpowiedziałem chłodno:
- Niech będzie. Zgadzam się, ale musi mnie pan zapewnić, że nie powie
nikomu ani słowa o swoim poczuciu winy. Nie chcę, żeby moje wysiłki były
torpedowane przez pana obnoszenie się z wyrzutami sumienia i
przyznawanie do teoretycznych win w najbardziej nieodpowiednich
momentach.
- Przecież to oczywiste - rzekł kategorycznie. Nie byłem wcale pewien. -
Musi pan dać mi słowo. Urażony, wyprostował się. A przynajmniej nie był
skulony.
- Masz moje słowo.
- Zwietnie. - Przytrzymałem drzwi. - Chodzmy więc na podwórze.
Jeszcze trochę się wahał, ale w końcu podjął decyzję i zszedł za mną
po schodach.
Roberta i jej matka stały na korytarzu. Wyglądały jak żony górników
oczekujące na wiadomości o katastrofie. Przyjęły pojawienie się głowy rodziny
z mieszaniną ulgi i lęku.
- Dexter? - zapytała niepewnie pani Cranfield. Odpowiedział nerwowo,
jakby nie widział powodu do niepokoju w tym, że zamknął się z bronią na
trzydzieści sześć godzin: - Idziemy na podwórze.
- Wspaniale! - wykrzyknęła Roberta, tłumiąc właściwie wszystkie
uczucia matki. - Ja też idę.
Archie pośpieszył nam na spotkanie i zaczął szczegółowo wyliczać,
które konie już zabrano i które będą następne. Cranfield prawie go nie
słuchał, a na pewno nic z tego do niego nie docierało. Czekał na przerwę w
słowotoku, ale w końcu nie wytrzymał:
- Tak, tak, Archie. Jestem pewien, że wszystko masz pod kontrolą, ale
nie po to tu przyszedłem. Chcę, żebyś powiedział niezwłocznie pracownikom,
że wymówienia umów o pracę zostały zawieszone na miesiąc.
Archie spojrzał na mnie, nie do końca rozumiał.
- Zwolnienia zostały odłożone - objaśniłem. - Na czas, gdy będziemy
usiłowali naprawić krzywdy.
- Moje też?
- Oczywiście! - potwierdziłem. - Zwłaszcza twoje.
- Hughes sądzi, że jest szansa, by udowodnić naszą niewinność i
odzyskać licencje - powiedział oficjalnym tonem Cranfield. Niedowierzanie
wyraznie malowało się na jego twarzy. - Aby pomóc mi utrzymać stajnię,
podczas gdy będzie badał sprawę, Hughes zgodził się zapłacić w połowie
waszą miesięczną pensję.
Przeszyłem go spojrzeniem. Na to wcale się nie godziłem. %7ładnym
gestem nie pokazał, mówiąc delikatnie, że po swojemu zrozumiał układ,
który zaakceptowałem, i apodyktycznym tonem kontynuował: - Ponieważ z
tego tygodnia zostało jeszcze pięć dni, żaden z was nie musi odchodzić w
ciągu najbliższych pięciu tygodni. Właściwie - dodał z niechęci - będę
zobowiązany, jeżeli wszyscy zostaniecie.
- Rzeczywiście masz taki zamiar? - Archie zwrócił się do mnie
Obserwowałem, jak nadzieja rozkwita na jego twarzy, i pomyślałem, że być
może nie tylko moja przyszłość warta jest zaryzykowania ośmiuset funtów.
- Rzeczywiście - przyznałem. - Pod warunkiem, że nie poświęci cie tego
miesiąca na intensywne poszukiwania nowej pracy.
- Za kogo nas bierzesz? - zaprotestował.
- Za cyników - odparłem, i wyobrazcie sobie, Archie się roześmiał.
Zostawiłem rozmawiających Archiego i Cranfielda. Większość rozpaczy
wyparowała z nich. Podszedłem do mojego aerodynamicznego,
ciemnopomarańczowego samochodu. Nie słyszałem, że Roberta idzie za mną,
dopóki nie szepnęła mi do ucha, gdy otworzyłem drzwi.
- Możesz rzeczywiście to zrobić?
- Co?
- Odzyskać licencje.
- Kosztowałoby mnie zbyt wiele, gdybym tego nie zrobił. Czuję, że
muszę albo...
- Albo co?
Uśmiechnąłem się. - Albo zginę, usiłując.
Zajęło mi godzinę przejechanie przez hrabstwo Gloucester i prawie
trzydzieści minut zorientowanie się w geografii miasteczka Downfield, w
którym były chyba wyłącznie ślepe uliczki.
Domek, który w końcu znalazłem po kilku fałszywych wskazówkach
udzielonych przez tubylców, był stary, ale nieładny. Został pomalowany
starannie, lecz w ponurych kolorach. Był jednak bardziej godny zaufania niż
jego właściciel.
Kiedy żona Charliego Westa zobaczyła, kto przyjechał, usiłowała
zatrzasnąć mi drzwi przed nosem. Wyciągnąłem jednak szybko rękę, któraś
była przyzwyczajona do radzenia sobie z silnymi końmi, i chwyciwszy ją za
nadgarstek, przyciągnąłem do siebie. Gdyby zamknęła drzwi,
przytrzasnęłaby swoje ramię.
Zapiszczała głośno. Na kilkanaście centymetrów otworzyły się drzwi z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl