[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Teraz będę musiał bez końca wysłuchiwać uwag na ten temat. Aaskotanie
w moim brzuchu przeradza się w chłód.
- Przepraszam, że cię na to naraziłam - mówię. Nie odpowiada, a ja czuję
się tak upokorzona, że chciałabym się rozpłynąć w powietrzu.
- Gdzie jest ostatnia z waszej czwórki? Ukrywa się w lesie? Chwilę trwa,
zanim sobie uświadamiam, że ma na myśli Pippę.
Przypomina mi się, jak na nią patrzył nad jeziorem. Najwyrazniej nie
przestał o niej myśleć. Po raz pierwszy okazał prawdziwe ludzkie uczucia i
jestem zaskoczona, jak bardzo mnie to zabolało.
- Jest chora - odpowiadam z irytacją.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Nie wiem, czemu czuję się taka zraniona jego wyraznym zauroczeniem
Pippą. Nie łączy nas romans. Nic nas nie wiąże poza tym mrocznym
sekretem, którego nie chce żadne z nas. To nie pragnienie Kartika mnie
boli, lecz własne. To świadomość, że nigdy nie będę miała tego co ona -
urody tak potężnej, by dawała mi to, czego pragnę. Boję się. że już zawsze
będę musiała zabiegać o to, czego chcę. Zawsze będę musiała się
zastanawiać, czy ktoś mnie pragnie, czy tylko akceptuje.
- Nic poważnego - odpowiadam, przełykając z trudem. - Czy mogę teraz
wejść do środka?
Wyciągam rękę, żeby unieść klapę, ale on chwyta mnie za nad garstek.
- Nie rób tego nigdy więcej - ostrzega, po czym wpycha mnie do namiotu.
Odchodzi w stronę lasu, by stać się oczami nocy, bezustannie mnie
obserwującymi.
ROZDZIAA DZIEWITNASTY
- Jesteś nareszcie! - woła do mnie Felicity od małego stoliczka, przy
którym siedzą wraz ze starą Cyganką. - Matka Elena właśnie opowiada
nam niezwykle interesującą historię o tym, jak Ann sta nie się wielką
pięknością.
- Powiedziała mi, że będę miała wielu wielbicieli - przerywa jej
podekscytowana Ann.
Cyganka kiwa palcem.
- Podejdz bliżej, dziecino. Matka Elena przepowie ci przyszłość. Idę
ostrożnie przez wnętrze namiotu, w którym pełno jest książek, kolorowych
szali oraz flaszek ziół i nalewek wszelkiego rodzaju.
Obok starej kobiety wisi na haczyku latarnia. W jej ostrym świetle
wyraznie widać pomarszczoną i zbrązowialą od słońca twarz Cyganki.
Kobieta ma przekłute uszy, a na każdym palcu dłoni pierścionek. Wysuwa
w moją stronę mały koszyczek z kilkoma szylingami na dnie.
Felicity chrząka cicho i mówi:
- Daj jej kilka pensów.
- Ale nie zostanie mi już nic do odwiedzin rodziny w Dniu Wizyt -
odpowiadam szeptem.
- Daj. Jej. Kilka. Pensów. - Felicity powtarza przez zaciśnięte zęby,
uśmiechając się. Ciężko wzdycham i wrzucam moje ostatnie drobniaki do
koszyka. Matka Elena potrząsa nim. Zadowolona z brzęczącego dzwięku.
przesypuje jego zawartość do sakiewki.
- I co teraz? Karty? Czytanie z dłoni?
- Matko Eleno, myślę, że nasza przyjaciółka byłaby bardzo za
interesowana historią, którą matka nam opowiadała o tych dwóch
dziewczynach ze Spence.
- Tak, tak, tak. Ale nie może tu być Caroliny. Carolino, przynieś wodę. - W
namiocie nie ma nikogo prócz nas. Zaczynam czuć się niepewnie. Matka
Elena gładzi dłonią karty. Przekrzywia głowę, jak by nasłuchiwała czegoś
zapomnianego - fragmentu piosenki lub głosu z przeszłości. A kiedy
podnosi na mnie wzrok, jest tak, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami,
które spotkały się po latach.
- Ach, Mary, jaka miła niespodzianka. Co matka Elena może dla ciebie
dzisiaj zrobić? Mam pyszne miodowe ciasteczka, najsłodsze na świecie.
Częstuj się.
Jej dłonie układają wyimaginowane ciasteczka na wyimaginowanej tacy.
Wymieniamy zaciekawione spojrzenia. Czy to gra, czy biednej staruszce
rzeczywiście brak piątej klepki? Cyganka podaje mi wymyśloną tacę.
- Kochana Mary, nie bądz taka nieśmiała. Zjedz coś słodkiego. Zaczęłaś
inaczej układać włosy. Dobrze ci w tej fryzurze.
Felicity kiwa głową, nakłaniając mnie, bym wzięła udział w
przedstawieniu.
- Dziękuję, matko.
- A gdzie jest dzisiaj nasza urocza Sara?
- Nasza Sara? - waham się. Felicity przejmuje pałeczkę.
- Nie ma jej, bo praktykuje magię, której ją uczyłaś. Matka marszczy
czoło.
- Ja uczyłam? Matka nie zajmuje się takimi rzeczami, jedynie ziołami
oraz talizmanami miłosnymi i ochronnymi. Mówisz o nich
- O nich? - powtarzam. Matka szepcze.
-O kobietach, które przychodzą do lasów. Uczą was swoje sztuki. O
Zakonie. Nic dobrego z tego nie wyniknie, Mary, zapamiętaj moje słowa.
Budujemy domek z kart. jedno niewłaściwe pytanie może zburzyć całą
konstrukcję, zanim osiągniemy cel.
- Skąd wiesz, jakich rzeczy one nas uczą? - pytam. Stara kobieta puka się
w skroń sękatym palcem.
- Matka wie. Matka widzi. One znają przeszłość i przyszłość. Kształtują ją.
- Pochyla się w moją stronę. - Widzą świat duchów.
Cale pomieszczenie kręci się i rozmywa, lecz po chwili ostrość wraca.
Chociaż noc jest chłodna, pot spływa mi po karku i wsiąka w kołnierzyk.
- Masz na myśli międzyświat? Matka kiwa głową.
- Więc umiesz wejść do międzyświata, matko? - pytam. Słowa odbijają się
echem w moich uszach. Usta mam suche jak pieprz.
- Och, nie. Tylko na niego zerknąć. Ale ty i Sara byłyście tam. Moja
Carolina powiedziała, że przyniosłyście jej słodki wrzos i mirt z ogrodu. -
Uśmiech matki blednie. - Ale są też inne miejsca. Kra ina Zimy. Och,
Mary, boję się tego, co tam mieszka... Boję się o Sarę i o ciebie...
- Co Sara... - chce zapytać Felicity. Matka znów marszczy czoło.
- Sara jest wygłodniała. Chce nie tylko wiedzy. Ona chce władzy, tak
właśnie. Musimy pilnować, żeby nie poszła złą ścieżką, Mary. Musimy
trzymać ją z dala od Krainy Zimy i od mrocznych
stworzeń, które tam żyją. Boję się, że może je przyzwać, przywiązać
któreś do siebie. A ono zdeprawuje jej umysł. Poklepuje mnie po dłoni.
Czuję na kłykciach dotyk jej suchej. popękanej skóry. Czuję też, że mogę
zemdleć. Muszę ze sobą walczyć, żeby zadać następne pytanie.
- Jakie... mroczne stworzenia?
- Zranione duchy wielkiego gniewu i nienawiści. Chcą wrócić na ten
świat. Odkryją twoje słabości i wykorzystają je. Felicity nie wierzy w ani
jedno słowo. Za plecami Cyganki robi
potworne miny. Ale ja widziałam, jak ciemność się porusza i krzyczy.
- Jak mogłaby przyzwać coś takiego? - Mimo chłodu jestem spocona i
zasapana.
- Musi złożyć duchowi ofiarę, a wtedy władza będzie należała do niej -
szepcze matka. - Ale też będzie na zawsze związana z mrokiem.
- Jakiego rodzaju ofiarę? - ledwie chrypię. Oczy matki Eleny robią się
szkliste. Próbuje sobie coś przypomnieć. Powtarzam nie co głośniej: - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Teraz będę musiał bez końca wysłuchiwać uwag na ten temat. Aaskotanie
w moim brzuchu przeradza się w chłód.
- Przepraszam, że cię na to naraziłam - mówię. Nie odpowiada, a ja czuję
się tak upokorzona, że chciałabym się rozpłynąć w powietrzu.
- Gdzie jest ostatnia z waszej czwórki? Ukrywa się w lesie? Chwilę trwa,
zanim sobie uświadamiam, że ma na myśli Pippę.
Przypomina mi się, jak na nią patrzył nad jeziorem. Najwyrazniej nie
przestał o niej myśleć. Po raz pierwszy okazał prawdziwe ludzkie uczucia i
jestem zaskoczona, jak bardzo mnie to zabolało.
- Jest chora - odpowiadam z irytacją.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Nie wiem, czemu czuję się taka zraniona jego wyraznym zauroczeniem
Pippą. Nie łączy nas romans. Nic nas nie wiąże poza tym mrocznym
sekretem, którego nie chce żadne z nas. To nie pragnienie Kartika mnie
boli, lecz własne. To świadomość, że nigdy nie będę miała tego co ona -
urody tak potężnej, by dawała mi to, czego pragnę. Boję się. że już zawsze
będę musiała zabiegać o to, czego chcę. Zawsze będę musiała się
zastanawiać, czy ktoś mnie pragnie, czy tylko akceptuje.
- Nic poważnego - odpowiadam, przełykając z trudem. - Czy mogę teraz
wejść do środka?
Wyciągam rękę, żeby unieść klapę, ale on chwyta mnie za nad garstek.
- Nie rób tego nigdy więcej - ostrzega, po czym wpycha mnie do namiotu.
Odchodzi w stronę lasu, by stać się oczami nocy, bezustannie mnie
obserwującymi.
ROZDZIAA DZIEWITNASTY
- Jesteś nareszcie! - woła do mnie Felicity od małego stoliczka, przy
którym siedzą wraz ze starą Cyganką. - Matka Elena właśnie opowiada
nam niezwykle interesującą historię o tym, jak Ann sta nie się wielką
pięknością.
- Powiedziała mi, że będę miała wielu wielbicieli - przerywa jej
podekscytowana Ann.
Cyganka kiwa palcem.
- Podejdz bliżej, dziecino. Matka Elena przepowie ci przyszłość. Idę
ostrożnie przez wnętrze namiotu, w którym pełno jest książek, kolorowych
szali oraz flaszek ziół i nalewek wszelkiego rodzaju.
Obok starej kobiety wisi na haczyku latarnia. W jej ostrym świetle
wyraznie widać pomarszczoną i zbrązowialą od słońca twarz Cyganki.
Kobieta ma przekłute uszy, a na każdym palcu dłoni pierścionek. Wysuwa
w moją stronę mały koszyczek z kilkoma szylingami na dnie.
Felicity chrząka cicho i mówi:
- Daj jej kilka pensów.
- Ale nie zostanie mi już nic do odwiedzin rodziny w Dniu Wizyt -
odpowiadam szeptem.
- Daj. Jej. Kilka. Pensów. - Felicity powtarza przez zaciśnięte zęby,
uśmiechając się. Ciężko wzdycham i wrzucam moje ostatnie drobniaki do
koszyka. Matka Elena potrząsa nim. Zadowolona z brzęczącego dzwięku.
przesypuje jego zawartość do sakiewki.
- I co teraz? Karty? Czytanie z dłoni?
- Matko Eleno, myślę, że nasza przyjaciółka byłaby bardzo za
interesowana historią, którą matka nam opowiadała o tych dwóch
dziewczynach ze Spence.
- Tak, tak, tak. Ale nie może tu być Caroliny. Carolino, przynieś wodę. - W
namiocie nie ma nikogo prócz nas. Zaczynam czuć się niepewnie. Matka
Elena gładzi dłonią karty. Przekrzywia głowę, jak by nasłuchiwała czegoś
zapomnianego - fragmentu piosenki lub głosu z przeszłości. A kiedy
podnosi na mnie wzrok, jest tak, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami,
które spotkały się po latach.
- Ach, Mary, jaka miła niespodzianka. Co matka Elena może dla ciebie
dzisiaj zrobić? Mam pyszne miodowe ciasteczka, najsłodsze na świecie.
Częstuj się.
Jej dłonie układają wyimaginowane ciasteczka na wyimaginowanej tacy.
Wymieniamy zaciekawione spojrzenia. Czy to gra, czy biednej staruszce
rzeczywiście brak piątej klepki? Cyganka podaje mi wymyśloną tacę.
- Kochana Mary, nie bądz taka nieśmiała. Zjedz coś słodkiego. Zaczęłaś
inaczej układać włosy. Dobrze ci w tej fryzurze.
Felicity kiwa głową, nakłaniając mnie, bym wzięła udział w
przedstawieniu.
- Dziękuję, matko.
- A gdzie jest dzisiaj nasza urocza Sara?
- Nasza Sara? - waham się. Felicity przejmuje pałeczkę.
- Nie ma jej, bo praktykuje magię, której ją uczyłaś. Matka marszczy
czoło.
- Ja uczyłam? Matka nie zajmuje się takimi rzeczami, jedynie ziołami
oraz talizmanami miłosnymi i ochronnymi. Mówisz o nich
- O nich? - powtarzam. Matka szepcze.
-O kobietach, które przychodzą do lasów. Uczą was swoje sztuki. O
Zakonie. Nic dobrego z tego nie wyniknie, Mary, zapamiętaj moje słowa.
Budujemy domek z kart. jedno niewłaściwe pytanie może zburzyć całą
konstrukcję, zanim osiągniemy cel.
- Skąd wiesz, jakich rzeczy one nas uczą? - pytam. Stara kobieta puka się
w skroń sękatym palcem.
- Matka wie. Matka widzi. One znają przeszłość i przyszłość. Kształtują ją.
- Pochyla się w moją stronę. - Widzą świat duchów.
Cale pomieszczenie kręci się i rozmywa, lecz po chwili ostrość wraca.
Chociaż noc jest chłodna, pot spływa mi po karku i wsiąka w kołnierzyk.
- Masz na myśli międzyświat? Matka kiwa głową.
- Więc umiesz wejść do międzyświata, matko? - pytam. Słowa odbijają się
echem w moich uszach. Usta mam suche jak pieprz.
- Och, nie. Tylko na niego zerknąć. Ale ty i Sara byłyście tam. Moja
Carolina powiedziała, że przyniosłyście jej słodki wrzos i mirt z ogrodu. -
Uśmiech matki blednie. - Ale są też inne miejsca. Kra ina Zimy. Och,
Mary, boję się tego, co tam mieszka... Boję się o Sarę i o ciebie...
- Co Sara... - chce zapytać Felicity. Matka znów marszczy czoło.
- Sara jest wygłodniała. Chce nie tylko wiedzy. Ona chce władzy, tak
właśnie. Musimy pilnować, żeby nie poszła złą ścieżką, Mary. Musimy
trzymać ją z dala od Krainy Zimy i od mrocznych
stworzeń, które tam żyją. Boję się, że może je przyzwać, przywiązać
któreś do siebie. A ono zdeprawuje jej umysł. Poklepuje mnie po dłoni.
Czuję na kłykciach dotyk jej suchej. popękanej skóry. Czuję też, że mogę
zemdleć. Muszę ze sobą walczyć, żeby zadać następne pytanie.
- Jakie... mroczne stworzenia?
- Zranione duchy wielkiego gniewu i nienawiści. Chcą wrócić na ten
świat. Odkryją twoje słabości i wykorzystają je. Felicity nie wierzy w ani
jedno słowo. Za plecami Cyganki robi
potworne miny. Ale ja widziałam, jak ciemność się porusza i krzyczy.
- Jak mogłaby przyzwać coś takiego? - Mimo chłodu jestem spocona i
zasapana.
- Musi złożyć duchowi ofiarę, a wtedy władza będzie należała do niej -
szepcze matka. - Ale też będzie na zawsze związana z mrokiem.
- Jakiego rodzaju ofiarę? - ledwie chrypię. Oczy matki Eleny robią się
szkliste. Próbuje sobie coś przypomnieć. Powtarzam nie co głośniej: - [ Pobierz całość w formacie PDF ]