[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Weszli do stróżówki. Straszliwy łoskot zamykanych za nimi drzwi nie należał do
przyjemnych odgłosów, ale zapomnieli o nim od razu, kiedy zobaczyli to, o czym marzyli od
czasu ostatniej kolacji kominek! I co za kominek! Płonęło na nim chyba z pięć całych
drzew, a żar bił taki, że trudno było się zbliżyć. Ale i tak wszyscy troje opadli na ceglaną
podłogę tak blisko ognia, jak można było wytrzymać, i wydali z siebie westchnienie ulgi.
Słuchaj no, młodziku rzekł odzwierny do innego olbrzyma, który siedział w głębi izby,
gapiąc się na przybyszów, jakby mu oczy miały wyskoczyć z głowy skocz mi zaraz z
wiadomością do Domu. I powtórzył, co mu powiedziała Julia. Młodszy olbrzym spojrzał
na nich jeszcze raz, wybuchnął rubasznym śmiechem i wyszedł z izby.
Hej, ty, Zabowaty zwrócił się odzwierny do Błotosmętka. Wyglądasz mi na takiego,
co chciałby sobie czymś poprawić humor. I wyciągnął czarną butlę, bardzo podobną do tej,
jaką miał Błotosmętek, tyle że dwadzieścia razy większą. Zaraz, zaraz, niech no pomyślę.
Nie mogę ci dać kubka, bobyś się utopił. Pomyślmy. Ta solniczka będzie w sam raz. Nie
musisz o tym wspominać w Domu. Nie moja to wina, że srebro zawsze jakoś tu się
przyplątuje.
Solniczka była nieco inna niż nasze, bardziej wąska i wysoka, tak że mogła rzeczywiście
służyć Błotosmętkowi za kubek. Dzieci spodziewały się, że blotowij odmówi, nie mając
przecież za grosz zaufania do Aagodnych Olbrzymów. Ale zamruczał tylko:
Teraz, jak już jesteśmy w środku, a drzwi się zatrzasnęły, trochę za pózno na ostrożność
i powąchał zawartość solniczki. Zapach ma całkiem niezły zauważył ale to jeszcze
nic nie znaczy. Lepiej się upewnić i pociągnął spory łyk. Smakuje też niezle. Ale może
tylko PIERWSZY łyk? Jaki będzie drugi? Ayknął znowu, tym razem o wiele więcej.
Ach! Ale czy takie samo jest do końca? i pociągnął znowu. Założę się, że na samym
dnie będzie coś paskudnego. Tym razem wypił wszystko. Oblizał wargi i odezwał się do
dzieci: To jest próba, rozumiecie? Jeżeli mnie pokręci albo rozsadzi, albo zamieni w
jaszczurkę, albo coś innego, będziecie wiedzieć, że nie wolno brać niczego, co wam tu
zaproponują.
Tymczasem olbrzym, który był za wysoki, aby słyszeć, co mamrocze Błotosmętek, ryknął
śmiechem i powiedział:
Widzę, Zabowaty, że z ciebie chłop na schwał! Aleś sobie z tym poradził!
Jestem błotowijem odrzekł Błotosmętek niezbyt uprzejmym tonem. I nie jestem
żadną żabą. Jestem błotowijem.
W tej chwili drzwi się otworzyły i wrócił młodszy olbrzym, mówiąc:
Mają iść od razu do sali tronowej.
Dzieci wstały, ale Błotosmętek nie ruszył się z miejsca i tylko powtarzał:
Błotowijem. Błotowijem. Bardzo zacnym błotowijem. Zacnowijem.
Pokaż im drogę, młodziku rzekł odzwierny.
Chyba będziesz musiał zanieść Zabowatego. Wypił kropelkę za dużo i trochę mu
zaszkodziło.
Nic mi nie jest powiedział Błotosmętek.
289
I tylko nie żaba. Nic mi do żaby. Jestem zacnobijem.
Ale młody olbrzym schwycił go wpół i dał znać dzieciom, aby szły za nim. W taki niezbyt
godny sposób przeszli przez dziedziniec. Błotosmętek, trzymany przez olbrzyma w dłoni i
wymachujący rękami i nogami, rzeczywiście bardzo przypominał żabę. Ale nie mieli czasu,
aby to zauważyć, bo wkrótce przeszli przez wielką bramę a obojgu serca zaczęły bić
mocniej i po kluczeniu korytarzami (truchtem, żeby nadążyć za krokami olbrzyma) szli
już, mrużąc oczy, przez olbrzymią salę zalaną światłem wielu lamp i blaskiem ognia
płonącego na wielkim kominku, odbijającym się w złoceniach sufitu i gzymsów. Po lewej i
po prawej stronie stało tyle olbrzymów, że trudno było je zliczyć. Wszystkie ubrane były we
wspaniałe szaty, a na dwu tronach w dalekim końcu sali siedziały dwie wielkie postacie,
wyglądające na króla i królową.
Jakieś pięć metrów przed tronami olbrzym zatrzymał się. Julia wykonała okropną karykaturę
ukłonu (w Eksperymentalnej Szkole nie uczono dziewcząt dworskich manier). Młody
olbrzym ostrożnie postawił Błotosmętka na posadzce, lecz ten opadł natychmiast do pozycji
najbardziej przypominającej siedzącą. Prawdę powiedziawszy, ze swymi długimi członkami
błotowij zupełnie przypominał wielkiego pająka.
Rozdział 8
HARFANG
NO, DALEJ, POLE. Rób, co do ciebie należy szepnął Eustachy.
Julii tak zaschło w ustach, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Rozpaczliwie kiwnęła głową
do Scrubba.
Pomyślawszy sobie, że nigdy jej (i Błotosmętkowi) tego nie zapomni, Eustachy oblizał
wyschnięte wargi i powiedział głośno do króla olbrzymów:
Racz mnie wysłuchać, wasza królewska mość! Pani w Zielonej Sukni pozdrawia cię
naszymi ustami i sądzi, że będziesz rad, mając nas na Zwięto Jesieni w swym zamku.
Król i królowa popatrzyli po sobie, pokiwali głowami i uśmiechnęli się w sposób, który Julii
nie bardzo przypadł do gustu. Król podobał się jej bardziej niż królowa. Miał piękną, falistą
brodę, orli nos i, jak na olbrzyma, wyglądał zupełnie przyzwoicie. Natomiast królowa była
okropnie gruba. Miała dwa podbródki i tłustą, upudrowaną twarz, co nigdy nie jest specjalnie
ładne, a z pewnością wygląda jeszcze gorzej, jeśli twarz jest dziesięć razy większa od
normalnej. Potem król wysunął język i oblizał wargi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i
każdy mógłby to zrobić, ale jego język był tak wielki i czerwony, a wysunął się tak
niespodziewanie, że dla Julii było to wstrząsem.
Och, jakie DOBRE dzieci! powiedziała królowa.
( Ostatecznie może nie jest taka zła", pomyślała Julia.)
Tak, w rzeczy samej rzekł król wspaniałe dzieciaki. Witamy was na naszym dworze.
Podajcie mi ręce.
Wyciągnął do nich swą wielką prawą dłoń bardzo czystą, z wieloma pierścieniami na
290
palcach, ale z okropnie ostrymi paznokciami. Okazało się jednak, że była o wiele za duża, aby
uścisnąć wyciągnięte ku niemu ręce dzieci, więc tylko potrząsnął ich ramionami.
A co to takiego? zapytał, wskazując na Błotosmętka.
Zacnobij rzekł Błotosmętek.
Och! zapiszczała królowa, zbierając ciasno spódnicę przy kostkach. To jest
paskudne! To żyje! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Weszli do stróżówki. Straszliwy łoskot zamykanych za nimi drzwi nie należał do
przyjemnych odgłosów, ale zapomnieli o nim od razu, kiedy zobaczyli to, o czym marzyli od
czasu ostatniej kolacji kominek! I co za kominek! Płonęło na nim chyba z pięć całych
drzew, a żar bił taki, że trudno było się zbliżyć. Ale i tak wszyscy troje opadli na ceglaną
podłogę tak blisko ognia, jak można było wytrzymać, i wydali z siebie westchnienie ulgi.
Słuchaj no, młodziku rzekł odzwierny do innego olbrzyma, który siedział w głębi izby,
gapiąc się na przybyszów, jakby mu oczy miały wyskoczyć z głowy skocz mi zaraz z
wiadomością do Domu. I powtórzył, co mu powiedziała Julia. Młodszy olbrzym spojrzał
na nich jeszcze raz, wybuchnął rubasznym śmiechem i wyszedł z izby.
Hej, ty, Zabowaty zwrócił się odzwierny do Błotosmętka. Wyglądasz mi na takiego,
co chciałby sobie czymś poprawić humor. I wyciągnął czarną butlę, bardzo podobną do tej,
jaką miał Błotosmętek, tyle że dwadzieścia razy większą. Zaraz, zaraz, niech no pomyślę.
Nie mogę ci dać kubka, bobyś się utopił. Pomyślmy. Ta solniczka będzie w sam raz. Nie
musisz o tym wspominać w Domu. Nie moja to wina, że srebro zawsze jakoś tu się
przyplątuje.
Solniczka była nieco inna niż nasze, bardziej wąska i wysoka, tak że mogła rzeczywiście
służyć Błotosmętkowi za kubek. Dzieci spodziewały się, że blotowij odmówi, nie mając
przecież za grosz zaufania do Aagodnych Olbrzymów. Ale zamruczał tylko:
Teraz, jak już jesteśmy w środku, a drzwi się zatrzasnęły, trochę za pózno na ostrożność
i powąchał zawartość solniczki. Zapach ma całkiem niezły zauważył ale to jeszcze
nic nie znaczy. Lepiej się upewnić i pociągnął spory łyk. Smakuje też niezle. Ale może
tylko PIERWSZY łyk? Jaki będzie drugi? Ayknął znowu, tym razem o wiele więcej.
Ach! Ale czy takie samo jest do końca? i pociągnął znowu. Założę się, że na samym
dnie będzie coś paskudnego. Tym razem wypił wszystko. Oblizał wargi i odezwał się do
dzieci: To jest próba, rozumiecie? Jeżeli mnie pokręci albo rozsadzi, albo zamieni w
jaszczurkę, albo coś innego, będziecie wiedzieć, że nie wolno brać niczego, co wam tu
zaproponują.
Tymczasem olbrzym, który był za wysoki, aby słyszeć, co mamrocze Błotosmętek, ryknął
śmiechem i powiedział:
Widzę, Zabowaty, że z ciebie chłop na schwał! Aleś sobie z tym poradził!
Jestem błotowijem odrzekł Błotosmętek niezbyt uprzejmym tonem. I nie jestem
żadną żabą. Jestem błotowijem.
W tej chwili drzwi się otworzyły i wrócił młodszy olbrzym, mówiąc:
Mają iść od razu do sali tronowej.
Dzieci wstały, ale Błotosmętek nie ruszył się z miejsca i tylko powtarzał:
Błotowijem. Błotowijem. Bardzo zacnym błotowijem. Zacnowijem.
Pokaż im drogę, młodziku rzekł odzwierny.
Chyba będziesz musiał zanieść Zabowatego. Wypił kropelkę za dużo i trochę mu
zaszkodziło.
Nic mi nie jest powiedział Błotosmętek.
289
I tylko nie żaba. Nic mi do żaby. Jestem zacnobijem.
Ale młody olbrzym schwycił go wpół i dał znać dzieciom, aby szły za nim. W taki niezbyt
godny sposób przeszli przez dziedziniec. Błotosmętek, trzymany przez olbrzyma w dłoni i
wymachujący rękami i nogami, rzeczywiście bardzo przypominał żabę. Ale nie mieli czasu,
aby to zauważyć, bo wkrótce przeszli przez wielką bramę a obojgu serca zaczęły bić
mocniej i po kluczeniu korytarzami (truchtem, żeby nadążyć za krokami olbrzyma) szli
już, mrużąc oczy, przez olbrzymią salę zalaną światłem wielu lamp i blaskiem ognia
płonącego na wielkim kominku, odbijającym się w złoceniach sufitu i gzymsów. Po lewej i
po prawej stronie stało tyle olbrzymów, że trudno było je zliczyć. Wszystkie ubrane były we
wspaniałe szaty, a na dwu tronach w dalekim końcu sali siedziały dwie wielkie postacie,
wyglądające na króla i królową.
Jakieś pięć metrów przed tronami olbrzym zatrzymał się. Julia wykonała okropną karykaturę
ukłonu (w Eksperymentalnej Szkole nie uczono dziewcząt dworskich manier). Młody
olbrzym ostrożnie postawił Błotosmętka na posadzce, lecz ten opadł natychmiast do pozycji
najbardziej przypominającej siedzącą. Prawdę powiedziawszy, ze swymi długimi członkami
błotowij zupełnie przypominał wielkiego pająka.
Rozdział 8
HARFANG
NO, DALEJ, POLE. Rób, co do ciebie należy szepnął Eustachy.
Julii tak zaschło w ustach, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Rozpaczliwie kiwnęła głową
do Scrubba.
Pomyślawszy sobie, że nigdy jej (i Błotosmętkowi) tego nie zapomni, Eustachy oblizał
wyschnięte wargi i powiedział głośno do króla olbrzymów:
Racz mnie wysłuchać, wasza królewska mość! Pani w Zielonej Sukni pozdrawia cię
naszymi ustami i sądzi, że będziesz rad, mając nas na Zwięto Jesieni w swym zamku.
Król i królowa popatrzyli po sobie, pokiwali głowami i uśmiechnęli się w sposób, który Julii
nie bardzo przypadł do gustu. Król podobał się jej bardziej niż królowa. Miał piękną, falistą
brodę, orli nos i, jak na olbrzyma, wyglądał zupełnie przyzwoicie. Natomiast królowa była
okropnie gruba. Miała dwa podbródki i tłustą, upudrowaną twarz, co nigdy nie jest specjalnie
ładne, a z pewnością wygląda jeszcze gorzej, jeśli twarz jest dziesięć razy większa od
normalnej. Potem król wysunął język i oblizał wargi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i
każdy mógłby to zrobić, ale jego język był tak wielki i czerwony, a wysunął się tak
niespodziewanie, że dla Julii było to wstrząsem.
Och, jakie DOBRE dzieci! powiedziała królowa.
( Ostatecznie może nie jest taka zła", pomyślała Julia.)
Tak, w rzeczy samej rzekł król wspaniałe dzieciaki. Witamy was na naszym dworze.
Podajcie mi ręce.
Wyciągnął do nich swą wielką prawą dłoń bardzo czystą, z wieloma pierścieniami na
290
palcach, ale z okropnie ostrymi paznokciami. Okazało się jednak, że była o wiele za duża, aby
uścisnąć wyciągnięte ku niemu ręce dzieci, więc tylko potrząsnął ich ramionami.
A co to takiego? zapytał, wskazując na Błotosmętka.
Zacnobij rzekł Błotosmętek.
Och! zapiszczała królowa, zbierając ciasno spódnicę przy kostkach. To jest
paskudne! To żyje! [ Pobierz całość w formacie PDF ]