[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podniósł go lewą ręką i przeciął linkę na jej rękach.
- To Tyhurst - powiedział. - Szybko, musimy się stąd wydostać.
192
RS
- Uciekł?
Joe pokręcił głową.
- Zrzuciłem go z pierwszego piętra na beton. Pewnie połamał
sobie wszystkie kości, ale myślę, że żyje.
Drewniane karnisze runęły z hałasem na podłogę. Snop iskier
posypał się w ich stronę. Rowena dopiero teraz uświadomiła sobie ,że
nie są jeszcze bezpieczni.
- Możemy spróbujemy przez okno - powiedziała. Joe pokręcił
głową.
- Nie dam rady.
Plastikowy globus, stojący na szafie zaczął kopcić jak świeca
dymna. Oboje spojrzeli na niego z niepokojem.
- Zaraz się udusimy - powiedziała.
Joe rzucił się do tylnego okna, nie tkniętego jeszcze przez
płomienie. Jednym ruchem zerwał z niego zasłonę. Rowena domyśliła
się, co chce zrobić.
- Przytul się do mnie - rzucił.
Przylgnęła do niego mocno. Przeprawa przez ogień musiała
trwać kilka sekund, ale jej się wydawało, że minęły godziny.
Płomienie nadpaliły jej włosy. Czuła na ciele ich piekące liznięcia. W
końcu znalezli się po drugiej stronie. Zaczęła kaszleć i wycierać
policzki.
- Joe! Joe! Nic ci nie jest?! Odwrócił się do niej.
- Joe!
- Wszystko w porządku, złotko, ale nic nie widzę - powiedział.
193
RS
Rowena osunęła się na podłogę z głuchym jękiem. W oddali
odezwały się pierwsze syreny wozów strażackich.
194
RS
Rozdział 12
Rowena krążyła wokół sali, w której leżał Joe. Minęła już
północ. Poza nią w szpitalu znajdowali się jeszcze Hank Ryan, Sofia
Scarlatti i Mario.
%7łyciu Joe'ego nie zagrażało niebezpieczeństwo. Kula przeszła
przez prawe ramię, nie naruszając kości. Lekkie zatrucie czadem nie
groziło poważnymi konsekwencjami. Nawet poparzenia nie były zbyt
rozległe.
Ale Joe wciąż nie widział.
Lekarze nie wiedzieli, co spowodowało utratę wzroku.
Powiedzieli tylko, że trzeba czekać.
Rowena zatrzymała się i usiadła na krześle. Zamknęła oczy.
Była zupełnie wyczerpana.
- Może poproszę, żeby zajął się panią jakiś lekarz - usłyszała
głos Hanka.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Nic mi nie jest.
Zaczęła rozcierać zdrętwiałe nadgarstki. Miała wrażenie, że
wciąż są związane niewidzialną liną. Czuła drapanie w gardle -
smutne wspomnienie po pożarze.
Dopiero teraz zainteresowała się dalszym przebiegiem
wypadków.
- Co z Tyhurstem? - spytała.
195
RS
- Ma złamane obie nogi. Jest pod nadzorem w szpitalu - odparł
Hank. - Tym razem oskarżę go o próbę zabójstwa.
Rowena chciała poderwać się z miejsca, ale nogi odmówiły jej
posłuszeństwa. Hank spojrzał na nią. Coś musiało ją bardzo
zaniepokoić.
- A koty? - spytała. - Czy nic im się nie stało? Grube usta Hanka
rozciągnęły się w uspokajającym uśmiechu.
- Jakoś udało im się uciec - powiedział. - Zaopiekował się nimi
pani sąsiad. Mówił, że jest weterynarzem.
Odetchnęła z ulga.
- Poza tym - ciągnął Hank - nic im nie groziło. Straż szybko
ugasiła ogień. Spaliło się praktycznie tylko ostatnie piętro.
- Moja pracownia i sypialnia - westchnęła. Hank skinął głową.
- Ma się pani gdzie zatrzymać?
- Nie myślałam jeszcze o tym.
- Proszę przyjąć zaproszenie od mojej żony. Zaraz przyniosę
pani kawy - dodał szybko, chcąc uprzedzić wszelkie protesty. - Na
pewno dobrze pani zrobi...
- Ale ja nie piję kawy.
Hank uśmiechnął się ponownie.
- Joe jeszcze pani nie nauczył? Niemożliwe. Wobec tego
poszukam herbaty.
- Najlepiej ziołowej - dodała.
196
RS
Hank Ryan odszedł, kręcąc ze zdziwienia głową. W tym
momencie pojawiła się przy niej Sofia Scarlatti. Staruszka ścisnęła
mocno jej ramię.
- Nic mu nie będzie - powiedziała. - Rozmawiałam właśnie z
lekarzem.
- A oczy? Sofia westchnęła.
- Jeszcze nie wiadomo. Jeśli sprawa się nie wyjaśni, zrobią mu
rano badania. - Spojrzała na nią.-Nie siedz tu całą noc, dziecko.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć Joe'ego.
Z windy wysiadł właśnie Hank Ryan. Trzymał w dłoni tackę z
parującym kubeczkiem. Rowena odruchowo oblizała wargi. Sama nie
wiedziała, że tak jej się chce pić.
Hank miał zafrasowana minę.
- Niestety, jest tylko kawa z automatu - oznajmił. - Herbatę
można kupić w barze na pierwszym piętrze. Ale oczywiście zamykają
go na noc.
Rowena sięgnęła po kubeczek i wypiła pierwszy łyk. O dziwo,
kawa smakowała znakomicie.
- Może cukru? - Hank wskazał dwie kostki leżące na tacy.
- Nie, dziękuję.
Weszła do pierwszego pokoju po prawej stronie. Joe chyba spał.
Pochyliła się nad nim. Dwie łzy spłynęły po jej policzkach.
Joe wyciągnął rękę. Podała mu swoją dłoń.
- Wciąż tu jesteś?
- Teraz ja muszę stać na straży. Uśmiechnął się lekko.
197
RS
- Czuję kawę. To pewnie Mario.
- Nie. To moja kawa. Hank mi ją przyniósł. Joe zachichotał. Nie
mogła w to uwierzyć, ale po chwili zaśmiał się głośniej.
- No proszę, proszę. %7łycie jest jednak pełne niespodzianek!
Nic nie odpowiedziała. Cieszyła się tylko, że nie opuszcza go
dobry humor.
- Nie musisz tu tkwić całą noc - zauważył w końcu Joe. - Idz
odpocząć.
Rowena nie dała się zwieść jego szorstkiemu tonowi. Wiedziała,
że Joe nie chce być dla niej ciężarem.
- Zostanę przy tobie - powiedziała.
Ale Joe już jej nie słyszał, zasnął z wyczerpania.
Rowena trzymała się dzielnie. Dopiero kiedy koło drugiej
zaczęła drzemać na krześle, dała się przekonać, że nie powinna dłużej
siedzieć w szpitalu. Mario i Sofia zabrali ją do siebie.
Na miejscu zdecydowali we trójkę, że Rowena powinna zająć
mieszkanie nad restauracją, ponieważ tego właśnie życzyłby sobie
Joe. (Kiedy tydzień pózniej oznajmiła mu o tym, powiedział jej, żeby
nie była głupia i wynajęła pokój w luksusowym hotelu. Za wszystko i
tak miała zapłacić jej firma ubezpieczeniowa. Rowena postanowiła
jednak, że zostanie u niego.)
%7łona Hanka Ryana przygotowała dla niej uroczystą kolację.
Sofia Scarlatti wyładowała lodówkę przeróżnymi smakołykami.
Mario zapraszał na śniadania, które przyrządzał specjalnie dla niej.
Kiedy któryś z klientów zażyczył sobie porcji sałatki z krewetek,
198
RS
dowiedział się, że najpierw musi pokonać Eliota Tyhursta. Mario lubił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Podniósł go lewą ręką i przeciął linkę na jej rękach.
- To Tyhurst - powiedział. - Szybko, musimy się stąd wydostać.
192
RS
- Uciekł?
Joe pokręcił głową.
- Zrzuciłem go z pierwszego piętra na beton. Pewnie połamał
sobie wszystkie kości, ale myślę, że żyje.
Drewniane karnisze runęły z hałasem na podłogę. Snop iskier
posypał się w ich stronę. Rowena dopiero teraz uświadomiła sobie ,że
nie są jeszcze bezpieczni.
- Możemy spróbujemy przez okno - powiedziała. Joe pokręcił
głową.
- Nie dam rady.
Plastikowy globus, stojący na szafie zaczął kopcić jak świeca
dymna. Oboje spojrzeli na niego z niepokojem.
- Zaraz się udusimy - powiedziała.
Joe rzucił się do tylnego okna, nie tkniętego jeszcze przez
płomienie. Jednym ruchem zerwał z niego zasłonę. Rowena domyśliła
się, co chce zrobić.
- Przytul się do mnie - rzucił.
Przylgnęła do niego mocno. Przeprawa przez ogień musiała
trwać kilka sekund, ale jej się wydawało, że minęły godziny.
Płomienie nadpaliły jej włosy. Czuła na ciele ich piekące liznięcia. W
końcu znalezli się po drugiej stronie. Zaczęła kaszleć i wycierać
policzki.
- Joe! Joe! Nic ci nie jest?! Odwrócił się do niej.
- Joe!
- Wszystko w porządku, złotko, ale nic nie widzę - powiedział.
193
RS
Rowena osunęła się na podłogę z głuchym jękiem. W oddali
odezwały się pierwsze syreny wozów strażackich.
194
RS
Rozdział 12
Rowena krążyła wokół sali, w której leżał Joe. Minęła już
północ. Poza nią w szpitalu znajdowali się jeszcze Hank Ryan, Sofia
Scarlatti i Mario.
%7łyciu Joe'ego nie zagrażało niebezpieczeństwo. Kula przeszła
przez prawe ramię, nie naruszając kości. Lekkie zatrucie czadem nie
groziło poważnymi konsekwencjami. Nawet poparzenia nie były zbyt
rozległe.
Ale Joe wciąż nie widział.
Lekarze nie wiedzieli, co spowodowało utratę wzroku.
Powiedzieli tylko, że trzeba czekać.
Rowena zatrzymała się i usiadła na krześle. Zamknęła oczy.
Była zupełnie wyczerpana.
- Może poproszę, żeby zajął się panią jakiś lekarz - usłyszała
głos Hanka.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Nic mi nie jest.
Zaczęła rozcierać zdrętwiałe nadgarstki. Miała wrażenie, że
wciąż są związane niewidzialną liną. Czuła drapanie w gardle -
smutne wspomnienie po pożarze.
Dopiero teraz zainteresowała się dalszym przebiegiem
wypadków.
- Co z Tyhurstem? - spytała.
195
RS
- Ma złamane obie nogi. Jest pod nadzorem w szpitalu - odparł
Hank. - Tym razem oskarżę go o próbę zabójstwa.
Rowena chciała poderwać się z miejsca, ale nogi odmówiły jej
posłuszeństwa. Hank spojrzał na nią. Coś musiało ją bardzo
zaniepokoić.
- A koty? - spytała. - Czy nic im się nie stało? Grube usta Hanka
rozciągnęły się w uspokajającym uśmiechu.
- Jakoś udało im się uciec - powiedział. - Zaopiekował się nimi
pani sąsiad. Mówił, że jest weterynarzem.
Odetchnęła z ulga.
- Poza tym - ciągnął Hank - nic im nie groziło. Straż szybko
ugasiła ogień. Spaliło się praktycznie tylko ostatnie piętro.
- Moja pracownia i sypialnia - westchnęła. Hank skinął głową.
- Ma się pani gdzie zatrzymać?
- Nie myślałam jeszcze o tym.
- Proszę przyjąć zaproszenie od mojej żony. Zaraz przyniosę
pani kawy - dodał szybko, chcąc uprzedzić wszelkie protesty. - Na
pewno dobrze pani zrobi...
- Ale ja nie piję kawy.
Hank uśmiechnął się ponownie.
- Joe jeszcze pani nie nauczył? Niemożliwe. Wobec tego
poszukam herbaty.
- Najlepiej ziołowej - dodała.
196
RS
Hank Ryan odszedł, kręcąc ze zdziwienia głową. W tym
momencie pojawiła się przy niej Sofia Scarlatti. Staruszka ścisnęła
mocno jej ramię.
- Nic mu nie będzie - powiedziała. - Rozmawiałam właśnie z
lekarzem.
- A oczy? Sofia westchnęła.
- Jeszcze nie wiadomo. Jeśli sprawa się nie wyjaśni, zrobią mu
rano badania. - Spojrzała na nią.-Nie siedz tu całą noc, dziecko.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć Joe'ego.
Z windy wysiadł właśnie Hank Ryan. Trzymał w dłoni tackę z
parującym kubeczkiem. Rowena odruchowo oblizała wargi. Sama nie
wiedziała, że tak jej się chce pić.
Hank miał zafrasowana minę.
- Niestety, jest tylko kawa z automatu - oznajmił. - Herbatę
można kupić w barze na pierwszym piętrze. Ale oczywiście zamykają
go na noc.
Rowena sięgnęła po kubeczek i wypiła pierwszy łyk. O dziwo,
kawa smakowała znakomicie.
- Może cukru? - Hank wskazał dwie kostki leżące na tacy.
- Nie, dziękuję.
Weszła do pierwszego pokoju po prawej stronie. Joe chyba spał.
Pochyliła się nad nim. Dwie łzy spłynęły po jej policzkach.
Joe wyciągnął rękę. Podała mu swoją dłoń.
- Wciąż tu jesteś?
- Teraz ja muszę stać na straży. Uśmiechnął się lekko.
197
RS
- Czuję kawę. To pewnie Mario.
- Nie. To moja kawa. Hank mi ją przyniósł. Joe zachichotał. Nie
mogła w to uwierzyć, ale po chwili zaśmiał się głośniej.
- No proszę, proszę. %7łycie jest jednak pełne niespodzianek!
Nic nie odpowiedziała. Cieszyła się tylko, że nie opuszcza go
dobry humor.
- Nie musisz tu tkwić całą noc - zauważył w końcu Joe. - Idz
odpocząć.
Rowena nie dała się zwieść jego szorstkiemu tonowi. Wiedziała,
że Joe nie chce być dla niej ciężarem.
- Zostanę przy tobie - powiedziała.
Ale Joe już jej nie słyszał, zasnął z wyczerpania.
Rowena trzymała się dzielnie. Dopiero kiedy koło drugiej
zaczęła drzemać na krześle, dała się przekonać, że nie powinna dłużej
siedzieć w szpitalu. Mario i Sofia zabrali ją do siebie.
Na miejscu zdecydowali we trójkę, że Rowena powinna zająć
mieszkanie nad restauracją, ponieważ tego właśnie życzyłby sobie
Joe. (Kiedy tydzień pózniej oznajmiła mu o tym, powiedział jej, żeby
nie była głupia i wynajęła pokój w luksusowym hotelu. Za wszystko i
tak miała zapłacić jej firma ubezpieczeniowa. Rowena postanowiła
jednak, że zostanie u niego.)
%7łona Hanka Ryana przygotowała dla niej uroczystą kolację.
Sofia Scarlatti wyładowała lodówkę przeróżnymi smakołykami.
Mario zapraszał na śniadania, które przyrządzał specjalnie dla niej.
Kiedy któryś z klientów zażyczył sobie porcji sałatki z krewetek,
198
RS
dowiedział się, że najpierw musi pokonać Eliota Tyhursta. Mario lubił [ Pobierz całość w formacie PDF ]