[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w kolejce przed wejściem. Pomyślała: "Chyba życie we Wrocławiu normalizuje się, skoro kwiat
jest znowu potrzebny".
W latach pięćdziesiątych zaczęto kupować kwiaty powszechnie, ale tylko w prezencie. A
pani Burzyńska uważa, że dopiero gdy sobie samemu kupuje się kwiat - ot tak, bez powodu, i to
w kwiaciarni - dopiero wtedy jest to niechybny znak dostatku i spokoju. Od niedawna -
właściwie dopiero w ostatnich czasach - ludzie nauczyli się kupować kwiaty dla siebie...
Tak więc pani Z. znając kompozycje pani Burzyńskiej z wystaw kwiatowych poprosiła ją o
wiązankę. A gdy Burzyńska usłyszała, za kogo i dlaczego wychodzi za mąż, zgodziła się zaraz,
choć tyle ma zamówień, i o zapłacie nie chciała słyszeć nawet.
Wspólnie ustaliły, co to powinno być: kłosy - bo chłop, wstążki - bo z Krakowskiego, pawie
pióra - jako aluzja do "Wesela" (tyle że tym razem z miasta była Panna Młoda), no i pęk białych
rumianków w tle, mogą być gerbery ostatecznie, ale nie mniej niż piętnaście sztuk. Pani
Burzyńska oświadczyła stanowczo, że pawie pióra tylu właśnie kwiatów wymagają.
Zwiadkowie
Pan magister Michalak, kierownik wrocławskiego urzędu do spraw wyznań, który, jak już
wiemy, był
39
38
świadkiem na ślubie, zna panią Z. ze wspólnej działalności społecznej w komisji
obrzędów świeckich. A trzeba wiedzieć, że dzięki ofiarnej pracy tej komisji Wrocław jest
pierwszym miastem, które całkowicie rozwiązało problem świeckiego ceremoniału
pogrzebowego. Wrocław ma na przykład mistrza ce-' remonii pogrzebowej, który wraz z
czterema żałobnikami na czarno i ze srebrną lamperią kierujef; obrzędem, Wrocław ma
także cichobieżny, elektrycz-f ny, całkowicie zmegafonizowany karawan pogrzebo-' wy. Trzeba
podkreślić też, że coraz więcej ludzi chce mieć pogrzeb świecki, i to jest ta koncepcja, którą
komisja ma do zaoferowania społeczeństwu Wro-, cławia.
Drugim świadkiem na ślubie miał być biegły sądowy doktor D. Spotkałam się z nim na placu
Mu-| zealnym w klubie i zaraz się okazało, że jest to l dom, w którym mecenas Parusiński
w czterdziestym" szóstym roku urządzał pierwszy bal we Wrocławiu. ("Dwie orkiestry grały,
tańczyło pięćset par, nad ranem ruszyliśmy do poloneza. Mam jeszcze zdjęcie z kotylionem").
Ale doktor D. nie miał najmniejszego pojęcia o tym balu i mecenas westchnął z pobła-j
żaniem: ;
i
- No tak, on tu jest od niedawna. [
Istotnie: mecenas Parusiński mieszka we Wro
cławiu od trzydziestu lat, plus staż w lagrze Arbeits-
frontu w Oleśnicy, a doktor D. zaledwie dwadzieścia
osiem.
- Ale wie pani, ile zrobiłem sekcji przez ten j
czas? - mówi z dumą. - Cztery tysiące! [
Każdy bowiem ma swoją własną miarę czasu:; mecenas Parusiński lubi sprawdzić niekiedy,
czyi jeszcze siedzi kit w oknach liceum, które szklił w czterdziestym piątym roku, pani
Burzyńska mierzy
czasy znaczeniem kwiatów, no, a biegły sądowy - sekcjami.
- Zwłoki, proszę pani, to dla mnie nie człowiek. Zwłoki to problem. Każda sekcja więc staje
się rozwiązywaniem pasjonującej zagadki: czy ktoś zabił? kiedy? jak? czym?.
A jeśli zdoła odtworzyć przebieg zdarzeń, który potem się potwierdzi na rozprawie, to jest to
dla niego satysfakcja największa.
Do doktora D. właśnie, biegłego sądowego od 28 lat, zwróciła się pani Z. z prośbą o
ekspertyzę.
Sporządził ją i nie znalazł w protokołach sekcji zwłok żony B. żadnych dowodów na to, iż
została przed upadkiem do studni zamordowana. Zlady obrażeń - stwierdził - świadczą raczej, że
był to nieszczęśliwy wypadek (zdarzył się nocą), to zaś, co sąd uznał za ślad śmiertelnego ciosu,
dla doktora D. jest rezultatem nieumiejętnego otworzenia czaszki przez wiejskiego lekarza
podczas sekcji.
Ekspertyzę wykonał bezinteresownie, mówi, że jeśli trzeba będzie, to powtórzy swoją opinię
przed sadem, więc właściwie dobrze się stało, że nie miał czasu jechać na ślub. Biegły nie
powinien wplątywać się w żadne prywatne sprawy którejkolwiek ze stron.
Etola
należała do Barbary Kostrzewskiej, dawnej prima-donny opery w Warszawie i Poznaniu,
dyrektorki Operetki Dolnośląskiej.
Barbara Kostrzewska ani przedtem, ani potem nie widziała pani Z.; jej prośbę usłyszała
przez telefon.
- Czy nie mogłaby pani wypożyczyć z kostiumów teatralnych czegoś ładnego na ślub, bo
chodzi o to, że,., - mówił w słuchawce głos pani Z., a pani
40
41
Kostrzewska odparła, że niestety, nie mają wśród:
kostiumów etoli, ale to żaden kłopot, doprawdy, bo|
przecież ona ma swoja własną, którą pożyczy chęt-j
nie. Ale - zapytała - czy nie lepsze byłoby futro?l
Na przykład popielice. No i któraś z jej długich wie-|:
czorowych sukien... \
Na szczęście pani Z. nie chciała futra, na szcza-j.
ście - bo wie pani, co? Bo się okazało, że w popie
licach mole zżarły cały przód, Boże, co to była za
historia. - Jechała do Lubina właśnie - mają tam
swoją filię - i żeby nikt nie myślał, że chałturzą,
wystawili już dwie premiery - próby odbywają siijf
w pedecie wrocławskim albo na dworcu, bo ciągle f [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl