[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Theo, mój przyjacielu. Właśnie tego musimy się dowiedzieć.
48
Wysiedli i weszli do kancelarii, gdzie Theo natychmiast dorwał się do miseczki z
cukierkami. Dani, tymczasowa sekretarka Jacka, jak zwykle siedziała przy biurku w recepcji,
ale tego dnia nie tryskała wesołością. Była wyraznie przybita.
- Coś się stało? - spytał Jack.
- Nie, nic.
Jack był mężczyzną i miał na głowie masę spraw - jak na razie przegrywał dwa do zera -
lecz nawet on widział, że jednak coś się stało. Udał, że przegląda pocztę na ladzie, ale przez
cały czas z zatroskaniem obserwował dziewczynę. Nie, zdecydowanie nie była sobą.
- Chcesz o tym pogadać? - spytał.
Dani wzruszyła ramionami.
- To przez mojego chłopaka. Dostał się na medycynę do Stanfordu.
- Jeju, Kalifornia. Kawał drogi. Aha. Zadzwonił i zerwał?
- Nie. Poprosił, żebym z nim wyjechała.
- Uuu, trudna decyzja. Bierzesz to pod uwagę?
- Myśli pan, że powinnam?
- Myślę, że... - Jack urwał. - Myślę, że powinnaś porozmawiać z rodzicami.
- Adwokat w każdym calu - odparła z uśmiechem Dani. - Niech pan się nie martwi. Nie
pojadę. Ale gdybym wiedziała na sto procent, że to ten, nie wahałabym się ani sekundy.
Powiedziała to z taką pewnością siebie, że zaintrygowany Jack spytał:
- Naprawdę?
- Naprawdę. Moja babcia miała takie powiedzonko. Nie można wsiąść do pierwszego
lepszego autobusu. Z miłością trzeba trochę inaczej.
- Aaa - wymlaskał Theo z ustami pełnymi miętówek. - Miłość znaczy, że nigdy nie
musisz za nikim jezdzić12. Stara teoria.
Dani zmarszczyła nos. Love Story wyświetlano w przedpotopowych czasach. Jack tylko
pokręcił głową i poszedł do siebie. Wiedział, że Dani sobie poradzi. %7łałował, że nie ma jej
pewności siebie, wrodzonego wyczucia, które podszepnęłoby, czy warto jechać za kimś na
12
Theo trawestuje słowa bohatera filmu Love story, Olivera Barretta IV: Love means never having to say
you're sorry".
drugi koniec kraju.
Może to ona powie mu, ile jest warta Mia.
Zapalił światło i podszedł do biurka. Theo opróżnił już miseczkę i w poszukiwaniu
czegoś do picia buszował właśnie w małej lodówce obok pomocnika. Komputer był włączony
i Jack szybko przejrzał pocztę. Pominął mejle od znajomych nadawców. Niepokoiły go te od
obcych - te, które mógł wysłać porywacz.
Jego uwagę przykuło intrygujące Zajrzyj tu!", ale okazało się, że jest to reklama tabletek
odchudzających. Kilka innych listów też przyprawiło go o szybsze bicie serca, lecz
najogólniej mówiąc, były to tylko spamy dla grubasów z małymi penisami, którzy chcieli
wziąć szybką pożyczkę.
- Myślisz, że Mia skłamała? - spytał Theo. - %7łe Montalvo jej nie zgwałcił?
Jack oderwał wzrok od ekranu monitora.
- Teraz to już nic nie wiem.
- To badanie na wykrywaczu kłamstw... Nic ci przedtem nie mówiłem, ale chyba nie
musiałem. Ja też nie zaliczyłem takiego testu. Pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam.
- Czasem za bardzo się starasz. Chcesz zaliczyć nie dlatego, że kłamiesz, tylko dlatego, że
masz za dużo do stracenia. I przez to oblewasz.
- Wiem. Dzięki.
Jack przewinął listę nieprzeczytanych mejli i wreszcie znalazł coś obiecującego. Nasza
mała tajemnica" - tak brzmiał temat. Kliknął myszką i otworzył list, ale nie było tam żadnego
tekstu. Na ekranie widniało cyfrowe zdjęcie. Początkowo nie wiedział, co to jest. Zmrużył
oczy, żeby obejrzeć je z innej perspektywy. I nagle poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go
młotem w głowę.
- O cholera - mruknął.
- Co jest? - spytał Theo.
Jack nie mógł się poruszyć, nie mógł wydusić słowa. Natychmiast zrozumiał, że zdjęcie
jest swoistym zwiastunem tego, co zawiera załącznik.
Porywacz przysłał mu kolejny film.
Jack wziął głęboki oddech.
- Nic dobrego.
49
Zciągnął załącznik, zapisał go i zawiózł prosto do FBI. Obejrzał film raz i to wystarczyło.
Oglądanie go z Andie Henning było nie do zniesienia. Na myśl, że będzie musiał przechodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Theo, mój przyjacielu. Właśnie tego musimy się dowiedzieć.
48
Wysiedli i weszli do kancelarii, gdzie Theo natychmiast dorwał się do miseczki z
cukierkami. Dani, tymczasowa sekretarka Jacka, jak zwykle siedziała przy biurku w recepcji,
ale tego dnia nie tryskała wesołością. Była wyraznie przybita.
- Coś się stało? - spytał Jack.
- Nie, nic.
Jack był mężczyzną i miał na głowie masę spraw - jak na razie przegrywał dwa do zera -
lecz nawet on widział, że jednak coś się stało. Udał, że przegląda pocztę na ladzie, ale przez
cały czas z zatroskaniem obserwował dziewczynę. Nie, zdecydowanie nie była sobą.
- Chcesz o tym pogadać? - spytał.
Dani wzruszyła ramionami.
- To przez mojego chłopaka. Dostał się na medycynę do Stanfordu.
- Jeju, Kalifornia. Kawał drogi. Aha. Zadzwonił i zerwał?
- Nie. Poprosił, żebym z nim wyjechała.
- Uuu, trudna decyzja. Bierzesz to pod uwagę?
- Myśli pan, że powinnam?
- Myślę, że... - Jack urwał. - Myślę, że powinnaś porozmawiać z rodzicami.
- Adwokat w każdym calu - odparła z uśmiechem Dani. - Niech pan się nie martwi. Nie
pojadę. Ale gdybym wiedziała na sto procent, że to ten, nie wahałabym się ani sekundy.
Powiedziała to z taką pewnością siebie, że zaintrygowany Jack spytał:
- Naprawdę?
- Naprawdę. Moja babcia miała takie powiedzonko. Nie można wsiąść do pierwszego
lepszego autobusu. Z miłością trzeba trochę inaczej.
- Aaa - wymlaskał Theo z ustami pełnymi miętówek. - Miłość znaczy, że nigdy nie
musisz za nikim jezdzić12. Stara teoria.
Dani zmarszczyła nos. Love Story wyświetlano w przedpotopowych czasach. Jack tylko
pokręcił głową i poszedł do siebie. Wiedział, że Dani sobie poradzi. %7łałował, że nie ma jej
pewności siebie, wrodzonego wyczucia, które podszepnęłoby, czy warto jechać za kimś na
12
Theo trawestuje słowa bohatera filmu Love story, Olivera Barretta IV: Love means never having to say
you're sorry".
drugi koniec kraju.
Może to ona powie mu, ile jest warta Mia.
Zapalił światło i podszedł do biurka. Theo opróżnił już miseczkę i w poszukiwaniu
czegoś do picia buszował właśnie w małej lodówce obok pomocnika. Komputer był włączony
i Jack szybko przejrzał pocztę. Pominął mejle od znajomych nadawców. Niepokoiły go te od
obcych - te, które mógł wysłać porywacz.
Jego uwagę przykuło intrygujące Zajrzyj tu!", ale okazało się, że jest to reklama tabletek
odchudzających. Kilka innych listów też przyprawiło go o szybsze bicie serca, lecz
najogólniej mówiąc, były to tylko spamy dla grubasów z małymi penisami, którzy chcieli
wziąć szybką pożyczkę.
- Myślisz, że Mia skłamała? - spytał Theo. - %7łe Montalvo jej nie zgwałcił?
Jack oderwał wzrok od ekranu monitora.
- Teraz to już nic nie wiem.
- To badanie na wykrywaczu kłamstw... Nic ci przedtem nie mówiłem, ale chyba nie
musiałem. Ja też nie zaliczyłem takiego testu. Pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam.
- Czasem za bardzo się starasz. Chcesz zaliczyć nie dlatego, że kłamiesz, tylko dlatego, że
masz za dużo do stracenia. I przez to oblewasz.
- Wiem. Dzięki.
Jack przewinął listę nieprzeczytanych mejli i wreszcie znalazł coś obiecującego. Nasza
mała tajemnica" - tak brzmiał temat. Kliknął myszką i otworzył list, ale nie było tam żadnego
tekstu. Na ekranie widniało cyfrowe zdjęcie. Początkowo nie wiedział, co to jest. Zmrużył
oczy, żeby obejrzeć je z innej perspektywy. I nagle poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go
młotem w głowę.
- O cholera - mruknął.
- Co jest? - spytał Theo.
Jack nie mógł się poruszyć, nie mógł wydusić słowa. Natychmiast zrozumiał, że zdjęcie
jest swoistym zwiastunem tego, co zawiera załącznik.
Porywacz przysłał mu kolejny film.
Jack wziął głęboki oddech.
- Nic dobrego.
49
Zciągnął załącznik, zapisał go i zawiózł prosto do FBI. Obejrzał film raz i to wystarczyło.
Oglądanie go z Andie Henning było nie do zniesienia. Na myśl, że będzie musiał przechodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]